[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała więcej pracy, ale wykonywała jąchętnie.Czasami, prasując ubrania, myślała, jak Will będzie w nich wyglądać, i wracało tosamo uczucie.Coś ściskało ją w żołądku, a krew zaczynała krążyć szybciej.Kiedy szedł dziś wcześnie rano do kuchni, opalony, bez koszuli, z gołymi ramionami,mokry po kąpieli przy studni, czuła się od tego niemal odurzona.Cóż z niej za wariatka - otożyczyła sobie, aby Will ją pocałował.Przez chwilę myślała, że może to zrobi, ale ostatecznietak się nie stało.Zdrowy rozsądek podpowiadał Elly - jesteś w ciąży, jesteś zwyczajną i głu-pią kobietą.Zwinęła się na łóżku w kłębek, nieszczęśliwa - jutro jest jej ślub i to ona poprosiła goo rękę.ROZDZIAŁ 9W dniu swojego ślubu Will obudził się podekscytowany.Miał swoją tajemnicę - coś,nad czym pracował od dwóch tygodni i skończył przy świetle lampy zeszłej nocy o drugiej.Wychodząc ze stodoły, spojrzał do góry - zamglone i szare niebo zapowiadało ponurywilgotny dzień.Kobiety, jak przypuszczał, lubią, gdy słońce świeci w dniu ich ślubu, jednakniespodzianka powinna ją trochę rozchmurzyć.Wiedział dokładnie, kiedy jej to ofiarować - wostatniej chwili, kiedy będzie już czas do odjazdu.Spotkali się w kuchni.Czuli się nieswojo i byli podenerwowani.Dziwny początekdnia zaślubin - z panną młodą w niebieskiej podomce i panem młodym w roboczym ubraniu.Spojrzeli na siebie pospiesznie i wymijająco.- Dzień dobry.- Dzień dobry.Przyniósł dwa wiadra wody do mycia, postawił je i zaczął rozpalać w piecu.- Myślę, że jeszcze masz nadzieję na słońce - powiedział odwrócony do niej plecami.- Byłoby bardzo przyjemnie.- Może jeszcze się przejaśni, zanim wyjedziemy - powiedział, uśmiechając się dosiebie i znowu myśląc o niespodziance.- Zupełnie na to nie wygląda, a nie wiem, co zrobię z chłopcami, jeśli będzie padało.Może powinniśmy poczekać do jutra?- A chcesz tak zrobić? - Spojrzał ponownie przez ramię.- Nie.- Ich oczy spotkały się na chwilę.Odpowiedź ta sprawiła, że uśmiechał się do siebie, gdy wracał do codziennychobowiązków.Jednak przy śniadaniu napięcie wzrosło.W końcu był to dzień ślubu, a kiedy sięzakończy, będą dzielić jedno łoże.Jednak coś jeszcze trapiło Willa.Odłożył ten temat, dopókinie skończył się posiłek i Elly nie wstawiła na miejsce krzesła, co oznaczało, że chce sprzątaćze stołu.- Elly.ja.- zająknął się i umilkł, wycierając dłonie o spodnie.- O co chodzi? - Zatrzymała się z dwoma talerzami w ręku.Nie był zachłanny na pieniądze, ale nagle zdał sobie sprawę z rozbrajającą jasnością,że chciałby je posiadać.Zacisnął mocno ręce na biodrach i wydusił:- Nie wiem, czy starczy mi pieniędzy na pozwolenie zawarcia małżeństwa.- Są pieniądze za jajka i to, co zarobiłeś za sprzedaż złomu.- To jest twoje.- Nie bądź głupi.Czy będzie jakaś różnica, gdy dzień dobiegnie końca?- Mężczyzna powinien zapłacić za licencję - upierał się - i obrączkę.- Och.obrączkę.- Patrzył na jej ręce, gdy stała przy stole, trzymając brudnenaczynia.Spojrzał na lewą dłoń Eleonory, a ona poczuła się głupio, bo nie pomyślała, abyzdjąć ślubną obrączkę.Nie zostawiła jej w szufladzie w biurku.- No tak.- Nastąpiła cisza, aona zastanawiała się i podała jedno możliwe rozwiązanie.- Mogłabym.mogłabym posłużyćsię nią raz jeszcze.Na jego twarzy widać było upór, gdy wstał, naciągnął kapelusz i przeszedł energicznieprzez kuchnię w kierunku zlewu.- To nie byłoby właściwe.Patrzyła, jak zabiera mydło, ręczniki i wodę do kąpieli i idzie do drzwi z dumniepodniesionymi ramionami i jeszcze gwałtowniej stawia kroki.- Jakie to ma znaczenie, Will?- To nie byłoby właściwe - powtórzył, otwierając drzwi.Odwrócił się i powiedział: -O której godzinie chcesz wyjechać?- Muszę przygotować siebie i chłopców oraz pozmywać naczynia.Zapakuję też trochękanapek.- A więc o której godzinie?- No nie wiem.- Półtorej godziny wystarczy?- To powinno być akurat.- Przyjadę po ciebie tutaj.Czekaj na mnie w domu.Czuł się jak idiota.Jakieś zaloty.Jakiś poranek w dniu ślubu.A tymczasem miał przysobie dokładnie osiem dolarów i sześćdziesiąt jeden centów, a złote obrączki kosztują o całeniebo więcej.Nie chodziło tylko o to.Wszystkiego mu brakowało tego ranka - dotknięć,uśmiechów, westchnień.Pocałunków.Panna młoda i pan młody powinni przecież z trudnością panować nadsobą, by nie obdarzać się niezliczonymi pocałunkami.Zawsze wyobrażał sobie, że takpowinno być.A oni prawie zupełnie na siebie nie patrzyli, rozmawiali o pogodzie i okłopotach finansowych Willa Parkera.W stodole wyszorował się zawzięcie, uczesał włosy i włożył czyste, dopiero co upraneubranie: dżinsy, białą koszulę, dżinsową kurtkę, świeżo wypastowane buty i zdefasonowanykapelusz wyczyszczony na tę okazję.Trudno byłoby nazwać to ubranie weselnym, ale jestnajlepsze, na jakie go stać.Gdzieś w oddali zagrzmiało.No cóż, przynajmniej nie będzie sięmusiała martwić, że pada.Miał tego ranka przynajmniej tyle do zaofiarowania swejnarzeczonej, chociaż jego wcześniejsze ożywienie z powodu przygotowanej niespodziankiznikło.W domu Eleonora klęczała na ziemi, szukając buta Donalda pod łóżkiem, gdytymczasem on i Tomcio naśladowali Madam, kopiąc i rycząc.- A teraz uspokójcie się, chłopcy.Nie chcemy, aby Will długo na nas czekał.- Czy naprawdę pojedziemy teraz wozem?- Mówiłam chyba przecież, że tak.- Złapała Donalda za stopę i próbowała wsunąć nanią brązowy długi bucik.- Prosto do Calhoun.Kiedy już przyjedziemy do sądu, musicie byćbardzo grzeczni.Mali chłopcy muszą siedzieć cichutko jak myszki pod miotłą w czasieślubów, rozumiecie?- Ale jakich ślubów, mamo?- No cóż, mówiłam ci, skarbie, że ja i Will zamierzamy się pobrać.- Ale co to znaczy „pobrać się”?- Pobrać się to znaczy.- Zatrzymała się zamyślona, zastanawiając się, czymwłaściwie będzie to małżeństwo.- Ludzie pobierają się ze sobą, kiedy dwie osoby mówią, żechcą ze sobą mieszkać przez resztę życia.To właśnie zamierzamy zrobić, Will i ja.- Och.- Nie macie nic przeciwko temu, prawda?- Lubię Willa.- Donald Wade pokiwał energicznie główką i rozjaśnił się cały wuśmiechu.- I Will także cię lubi.I ciebie także, kochanie.- Dotknęła Tomcia w nosek.- Nic sięnie zmieni, kiedy się pobierzemy oprócz tego.- chłopcy czekali z oczami utkwionymi wmatce - oprócz tego, że.wiecie, że czasami pozwalałam wam przyjść do siebie na noc - nocóż, od tej pory nie będzie już miejsca, ponieważ Will będzie spał ze mną.- Naprawdę?- Aha.- Nie możemy przyjść nawet w czasie burzy, gdy będzie grzmiało i błyskało? -Wyobraziła sobie całą czwórkę obok siebie pod kołdrą i pomyślała, jak Will przystosuje siędo wymagań ojcostwa.- No może wtedy, gdy będzie grzmiało i błyskało.W tej chwili rozległ się grzmot i Eleonora zmarszczyła brwi, wyglądając przez okno.- Chodźcie.Will może przyjechać w każdej chwili.- W roztargnieniu dodała: - MójBoże, mam przeczucie, że przemokniemy do suchej nitki, zanim dojedziemy do sądu.Pomogła chłopcom ubrać się w kurteczki i założyła płaszcz.Złapała czerwonemetalowe pudełko z kanapkami stojące na kuchennej szafce, kiedy coś huknęło, tym razemdługo i mocno.Odwróciła się, spojrzała w stronę drzwi i podniosła głowę.Czy rzeczywiściebył to grzmot? Był zbyt długi, zbyt wysoki i coraz bliższy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]