[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpaczliwysmutek, który zdawał się być jego częścią, teraz zmalał.- Pokrewne dusze.Jesteśmy sobie przeznaczeni.Powinniśmy być ze sobą odwieków.Teraz byli bardzo blisko.Hannah klęczała na tarasie, a Thierry ją podtrzymywał, kolanemwsparty o stopień.Ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.Uświadomiła sobie, że patrzyna jego usta.- Co się stało? - wyszeptała.Nie ruszając się, szepnął:- Wszystko zepsułem.- Och.Furia mijała.Czuła go, odbierała jego emocje, jego myśli.Podobnie jak ją, dręczyła gorozłąka.Pragnął Hannah, kochał.Adorował.Myślał o niej w ten sam sposób, w jaki poecimyślą o księżycu i o gwiazdach, tworząc wręcz absurdalne metafory.On ją naprawdę widziałotoczoną srebrzystą poświatą.Co zresztą zdawało się głupie, ale skoro chciał myśleć o niej w taki sposób, dobrze, niezaprotestuje.Właśnie dlatego chciała być dla niego bardzo delikatna.Teraz mogła poczuć jego ciepły oddech.Gdyby pochyliła się do przodu, górną wargąmusnęłaby jego dolną.Hannah pochyliła się do przodu.- Czekaj - powiedział.Zrobił błąd, mówiąc to na glos.To popchnęło go w stronę jej warg.Muśnięcie, które zmieniłosię w pocałunek.%7ładne z nich nie umiało się powstrzymać.Potrzebowali siebie rozpaczliwie, a ten pocałunekbył taki gorący i słodki.Hannah poczuła, jak zalewają ją fale miłości, otuchy i radości.Takwłaśnie miało być.Kręciło się jej w głowie, ale wciąż potrafiła myśleć.Wiedziałam, że życie szykuje dla mniecoś cudownego i tajemniczego.Coś, co mogłam wyczuć, ale nie zobaczyć.Coś, co zawsze znajdowało się poza zasięgiem.A teraz proszę.Jestem szczęściarą, bo to odnalazłamThierry nie był zbyt wylewny.Jedyna jego myśl, którą słyszała, brzmiała tak.Hannah jeszcze nigdy nie przepełniała taka wdzięczność.Wypływała z niej miłość, zmierzała ku Thieree mu i na odwrót.Im więcej dawała tymwięcej otrzymywała.To był cykl, który zabierał ich coraz wyżej i wyżej.Tak jakby lecieli, pomyślała.Już nie była oszołomiona.Nagle zaczęła myśleć jasno.Poczuła sięspokojna.Bezgraniczna czułość.bezgraniczne oddanie.Tak dobrze, że aż bolało.I sprawiało, że pragnęła go jeszcze mocniej.Wiedziała, czego chce.To właśnie próbowała dać Thiery emu za pierwszym razem, kiedywiedziała, że on bez niej umrze.Chciała dać mu to, co może dać kobieta%7łycie.Teraz nie była gotowa na odpowiedzialność za inne małe życie.Ale mogła dać Thiery emucoś innegoOdsunęła się, żeby na niego spojrzeć , zobaczyć jego podkrążone, ciemne oczy przepełnionebolesną czułością.A potem dotknęła ust czubkamiPocałował je.Hannah nie zwróciła uwagi na ten pocałunek i wsuneła Thiery emu palec doust.Wyczuła jego zaskoczenie.Tak, o to właśnie chodzi.Długie zwierzęce zęby, tylko trochę ostre.Jeszcze nie przypominałykłów drapieżcy.Przesunęła po nich palcem.Zaskoczenie zmieniło się w coś innego.W zamglone spojrzenie.Zaskoczenie zmieszane zczystą grozą.- Hannah, proszę, nie wyszeptał Thierry Ty nie wiesz.Sprawdziła kciukiem ostrość kła.Tak, teraz zrobił się spiczasty.Dłuższy, delikatniejszy.Wyglądał jak ząb tego arktycznego lisa, który kiedyś trzymała w dłoni: mlecznobiały,przejrzysty, pięknie zakrzywiony.Thierry oddychał ciężko.- Proszę, przestań.Ja.ja nie mogę.Była zauroczona.Nie wiem, dlaczego ludzie boją się wampirów, pomyślała.Przecież człowiek,gdybytylko był okrutny, mógłby męczyć wampira właśnie w taki sposób.Ale Hannah wybrałażyczliwość.Bardzo delikatnie wyciągnęła drugą rękę.Dotknęła karku Thierry'ego i przyciągnęła go dosiebie.Tak łatwo poddał się jej dotykowi, tak łatwo poprowadziła jego usta do swojej szyi.Hannah.Czula, że on drży.Nie bój się, odpowiedziała cicho.I przyciągnęła go bliżej.Chciał ją odepchnąć, a potem poprostu zastygł.Trwał tak, rozpaczliwie, bezradnie, całując szyję dziewczyny raz za razem.Poczuła, że mięknie.a pózniej ostre kły.To nie bolało.To było czule, takie przyjemne.A potem.dojmująca rozkosz.Nie fizyczna.Duchowa.Całkowicie się złączyli, sączyło się przez nich światło.Ile wspólnych żywotów straciliśmy? Ile razy musiałam powiedzieć: Może w przyszłym życiu?"Jak my wogóle wytrzymaliśmy rozłąkę?To pytanie unosiło się nad nimi.Thierry nie stawiał żadnego oporu.Zresztą wiedziała, że niemógł; to, co się działo między nimi, trzymało go mocno, zawładnęło nim.Nic nie mogło powstrzymać jej od znalezienia odpowiedzi.Wyjaśnienie nie pojawiło się podpostacią jednego oślepiającego blasku.Pojawiło się pod postacią niewielkich rozbłysków,zbyt krótkich, żeby je pojąć.Rozbłysk, twarz Thierry'ego nad nią.Nie to niezwykle łagodne oblicze, jakie widziała natarasie.Dzika twarz ze zwierzęcym błyskiem w oczach.Warczące usta.I zęby czerwone odkrwi.Nie.Rozbłysk.Ból.Zęby, które rozdarły jej gardło.Ciepło krwi lejącej się po szyi.Nadciągającaciemność.Och, Boże, nie.Rozbłysk.Inna twarz.Kobieta o czarnych włosach i oczach przepełnionych troską.- Nie wiesz? On jest zły.Ile jeszcze razy ma cię zabić, zanim to pojmiesz?Nie, nie, nie, nie.Ale zaprzeczenia niczego nie zmieniły.To była prawda.Widziała to we własnych wspomnieniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]