[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Totu, to tam, do nas przecież często zachodziła, no, mydo niej rzadziej  przyznałam. Ze zrozumiałychwzględów.To pani Basia, ta moja sąsiadka, dużomłodsza, a czuła się zawsze o wiele gorzej. Tak czy siak, taki pan Feliks to skarb podsumowała Paulina. Trochę cię odciąży. W pewnym stopniu tak  przyznałam. Muszęjednak pomyśleć o jakiejś dochodzącej opiekunce,może pielęgniarce.Nawet nie wiem, ile ma tej swojejemerytury, na co to wystarczy.Pewno niewiele.Wiesz, czynsz, leki. Anito, daj spokój  przerwała mi Paulina. Aten cały Rafał, czy on, do cholery, nie mógłby sypnąćgroszem, jeśli nie przyjeżdża? Bo chyba wie o jejstanie? Może mógłby, ale ja nie mam z nim żadnegokontaktu.Czy wie, też nie mam pojęcia, ale pewnietak  odpowiedziałam.Naprawdę nie utrzymywałam żadnego kontaktuz eksmałżonkiem.Adresu też nie miałam, odkąd przeprowadził się z Hamm do Bielefeld. Jak to nie masz? %7łartujesz chyba!  Zezdziwienia aż przystanęła. Spokojnie, kobiecie w ciąży nie wolno siędenerwować! Wyluzuj  poprosiłam. Kontaktmiędzy nami urwał się dawno.Najpierw jeszczedzwonił, potem już nawet nie.Skoro sam nie szukakontaktu ze swoim synem, ja nie będę go o to prosić.Wymazałam go z pamięci.Gdyby nie teściowa,eksteściowa, poszłoby to zdecydowanie szybciej. Ale chyba płaci jakieś alimenty na Michała? Jakieś płaci  potwierdziłam. Ale ja ich nieoglądam. Teściowa wpłaca je od razu na kontoMichała.Paulina spoglądała na mnie wzrokiem pełnymoburzenia. Wiesz co, ty to jesteś jednak wariatka! powiedziała z politowaniem. A potem mówisz, że ciciężko. To pieniądze Michała.Ja ich nie ruszam! wyjaśniłam. Za jakiś czas będzie miał jak znalazł.Edukacja, niestety, kosztuje!  stwierdziłam zsarkazmem.Powietrze pachniało wiosną.Wciągnęłam jegłęboko. Może i masz rację  powiedziała ostrożnie. Na pewno mam.Z czego utrzymałabym go nastudiach? Z nauczycielskiej pensji? A tak, już będzie miał.Przyrzekłam sobie, żesama go utrzymam.Choćby nie wiem co! To mój syni nie potrzebuję, żeby mi ktoś dawał pieniądze najego utrzymanie.Czasem mi brakuje, fakt, ale sąjeszcze korki, ewentualnie debety.Jakoś sobie radzę.Muszę.Moja przyjaciółka kręciła głową z dezaprobatą.Jej wzrok nadal wyrażał brak przekonania. Ale przecież ci ciężko. Na razie jestem wypłacalna  roześmiałam się.Stanęłyśmy przy mojej kamienicy.Nie śpieszyłomi się do domu.Na ulicy panował przedświątecznyrozgardiasz i harmider.Największy szał zakupów jużminął, teraz do sklepów i marketów udawali sięostatni maruderzy albo ci, którzy o czymśzapomnieli.Słońce przygrzewało coraz mocniej.Napodwórku sąsiedniej kamienicy co bardziejniecierpliwi chłopcy wypróbowywali już pistolety nawodę.Biegali, śmiali się i pokrzykiwali.Wyczuwało się nastrój świątecznegooczekiwania.I wiosennego ożywienia.Pożałowałam,że nie zdecydowałam się wyjechać.Mimo wszystko.Choćby na trzy, cztery dni.Nie myśleć o świętach,jajkach, zającach i kurczaczkach.Paulina chybaodczytała moje myśli. Wpadnijcie do nas koniecznie z Michałem poprosiła. Stachu ma zrobić gotowaną babkę. Według przepisu swojej mamy.Ponoć rewelacja! Dzięki, zdzwonimy się jeszcze.Ewka teżprosiła, żeby do niej wpaść.To jej pierwsze świętaosobno.Na śniadanie idzie do mamy, a wponiedziałek ma być sama.Paulina zamyśliła się.W zamyśleniu przesuwałazamek od kurtki.To w jedną, to w drugą stronę. Boże, co się porobiło  westchnęła. A co ztym twoim adoratorem? Odezwał się jeszcze po tymliście z kawiarni? Nie. Pokręciłam jednocześnie przeczącogłową. Niestety nie?  próbowała dociec.Roześmiałam się.Wcale jednak nie było mi dośmiechu. Sama nie wiem.Po prostu, nie.I już.Takwyszło.Widać tak miało być. To najwyższy czas, żebyś wiedziała.Przecieżsama mówiłaś, że nie masz mu nic do zarzucenia.Poza tymi nartami.I że, sądząc po liście, jest niczegosobie.I nie tylko po liście.Doszłyśmy prawie pod dom.Jagoda trzepałaakurat dywan.Pomachała nam ręką.Popatrzyłam na nią z nadzieją.Przez chwilkępomyślałam, że może ma mi coś do przekazania.%7łena przykład ktoś o mnie pytał.I że tym ktosiem byłJacek.Obracała trzepaczką tak energicznie, że dawnojuż wytrzepała cały kurz.Czyli nikt o mnie nie pytał.  Niezły sposób na odchudzanie! Zamiastsiłowni!  krzyknęła, gdy podeszłyśmy bliżej. Jakma pani jakiś zakurzony chodniczek, to chętniewytrzepię. Czy ja wyglądam na niedołężną staruszkę? spytałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl