[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do kogo mogłem się zwrócić, abydowiedzieć się więcej o nim samym i o jego przeszłości?Przyszło mi naturalnie na myśl, że najstosowniejszą osobąbyłby jego rodak, do którego miałbym zaufanie.Pierwszymczłowiekiem, o którym w tych okolicznościach pomyślałem, ajednocześnie jedynym znanym mi bliżej Włochem, był mójprzyjaciel profesororyginał Pesca.Profesor już od dawna nie pojawiał się na tych kartkach, więcistnieje pewna obawa, że został już przez czytelników zupełniezapomniany.%7łelazne prawo, rządzące w tego typu opowieści, nakazuje, byosoby z nią związane pojawiały się tylko wtedy, gdy wymagatego bieg wydarzeń.Pojawiają się i znikają, nie z powoduosobistego upodobania autora, ale na zasadzie swego ścisłegozwiązku z przedstawianymi okolicznościami.Z tego powodunie tylko sam Pesca, lecz również moja matka i siostra nie byływ tej części opowiadania wspominane.Nie pisałem nic o swychodwiedzinach w domku w Hampstead, o tym, że matka mojanie wierzyła w tożsamość Laury, nie pisałem o daremnychpróbach przezwyciężenia tego uprzedzenia ze strony matki isiostry, które, powodowane zazdrosną miłością do mnie, niedały się przekonać.Nie wspominałem, że na skutek tegouprzedzenia musiałem podjąć bolesną dla mnie decyzję, żebędę ukrywać przed nimi swe małżeństwo aż do czasu, gdyzmienią swój stosunek do Laury.Wszystkie te rodzinne sprawyzostały w opowiadaniu pominięte, ponieważ nie były istotnedla sprawy zasadniczej.Nie miało to znaczenia, że powiększałyciężar moich trosk i gorycz moich rozczarowań - nieubłaganybieg wypadków szedł mimo nich.Z tego samego powodu nie nadmieniłem tutaj, jaką pociechąbyło dla mnie braterskie uczucie Pesci, kiedy zobaczyłem cię znim po nagłym wyjezdzie z dworu w Limmeridge.Niewspomniałem też nic, że mój wierny przyjaciel o gorącym sercutowar, rzyszył mi do portu, gdy odpływałem do AmerykiZrodkowej, ani o tym, z jak hałaśliwym wylewem radości mniepowitał, gdyśmy się po powrocie spotkali w Londynie.Gdybymuważał, że wolno mi prosić go, aby mi pomagał - z czym sięsam zaofiarował - dawno już zjawiłby się na tych kartach.Wiedziałem, że mogę bezwzględnie polegać na jego odwadze ihonorze, lecz nie będąc zupełnie pewien, czy w równymstopniu liczyć mogę na jego dyskrecję, przeprowadzałem sweposzukiwania sam jeden.Wytłumaczyłem już chybadostatecznie jasno, że nie zrywałem wcale kontaktu z Pescą,choć pozostawał w absolutnej niewiedzy co do biegu wydarzeńprzedstawionych w tym opowiadaniu.Był dla mnie nadal taksamo szczerym i życzliwym przyjacielem, jak zawsze.Zanim wezwałem Pescę na pomdc, musiałem wpierwzobaczyć na własne oczy, z jakim człowiekiem będę miał doczynienia.Dotychczas nie widziałem nigdy hrabiego Fosco.W trzy dni po naszym powrocie do Londynu między dziesiątąa jedenastą przed południem wyruszyłem samotnie na ForestRoad, St.John's Wood.Dzień był piękny, miałem trochęwolnego czasu i wydawało mi się prawdopodobne, że pogodaskusi hrabiego do wyjścia, choć zapewne będę musiał trochęczekać.Nie było powodu żywić wielkich obaw, że mnie pozna,ponieważ wtedy, gdy mnie widział i szedł za mną do domu,była noc.W oknach od frontu nie dostrzegłem nikogo.Przeszedłemboczną uliczkę koło domu i spojrzałem przez niski murogrodowy.Jedno z okien na niższym piętrze z tyłu domu byłopodniesione, a otwór zasunięto siatką.Nie widziałem nikogo,ale z pokoju dobiegły mnie najpierw ostre pogwizdywania iśpiew ptaków, a potem głęboki dzwięczny głos, znany midobrze z opisów Marianny.- Wychodzcie na mój mały palec,moje pięknotki! - wołał głos.- Wychodzcie i poskaczcie sobie!Raz, dwa, trzy i w górę! Raz, dwa, trzy - i na dół! Raz, dwa,trzy - twit, twit, twit! - Hrabia ćwiczył swoje kanarki, tak jakzwykł był to robić za czasów Marianny w Blackwater Park.Po chwili śpiew i gwizd umilkły.- Chodzcie, pocałujcie mnie,moje pięknotki! - mówił ów głęboki głos.W odpowiedzidobiegło mnie świegotanie ptaszków i głośny śmiech.Potemnastąpiła chwila ciszy i usłyszałem, że ktoś otwiera drzwidomu.Zawróciłem.Wzniosła melodia Modlitwy z Mojżesza"Rossiniego, śpiewana dzwięcznym basem, rozbrzmiewaławspaniale w ciszy tego miejsca.Ktoś otworzył i zamknąłfrontową furtkę ogrodu.To wyszedł hrabia.Przeszedł na.drugą stronę ulicy i skierował się ku zachodnimkrańcom Regenfs Park.Ja pozostałem po przeciwnej stronie itrzymając się nieco z tyłu ruszyłem za nim.Opowiadanie Marianny przygotowało mnie na to, że hrabiajest bardzo wysoki, potwornie korpulentny i nosi ostentacyjnieżałobne szaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]