[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie pamiętam.Z uśmiechem zasunął kotary i pocałował ją jeszcze raz.Zarzuciła mu ramiona na szyję i oddała pocałunek,marząc, by ta chwila trwała wiecznie.Gdy jednak opuściłrękę niżej i chciał dotknąć jej piersi, zawahała sięi odsunęła.- Co chcesz powiedzieć Griffowi i Rosalind? - spytała,wciąż niepewna jego decyzji. Mam na myśli porwanie.- Co chcesz.Mogę to zrobić choćby zaraz.Jeśli chcesz,zawrócę powóz i za chwilę będziemy u lady Brumley.Albo zaczekamy na twoją siostrę i szwagra w KnightonHouse.Twój wybór.- Wolałabym zaczekać.- Czyżby? - jego porozumiewawczy uśmiechprzyprawił ją o rumieniec.- Jak sądzisz, czy daleko stądjest Knighton House?- Nie wiem.chyba parę mil.- Zwietnie.Mam zatem dość czasu.Zaczął rozpinać jej suknię.- Na co? - wykrztusiła, choć miała już swoje po-dejrzenia na ten temat.Gdyby nie całował jej tak ogniście, pewnie niepozwoliłaby się rozebrać.Zanim jednak oderwał wargi odjej ust, nie miała już na sobie sukni, koszula była rozpięta,a majteczki i halki gdzieś zniknęły.- A jeśli usłyszy nas stangret? - szepnęła, zarównoprzerażona i podniecona na myśl, że będą się kochaćw powozie.- To go zastrzelę - mruknął Sebastian.Szaleństwo.tak.nie znajdowała żadnego innego słowa, by opisać to,co stało się pózniej.Powóz zatrzymał się w końcu.- Jesteśmy na miejscu, panie - zawołał stangret.- Sebastianie.nie możesz.nie możemy& Będziemysię przecież ubierać całe wieki.Służący wszystkiego siędomyślą.- Wiem, ale co mam zrobić, do diabła?- Każ mu wracać.- Co?- Każ mu jechać z powrotem do lady Brumley.- Dobrze.- Krzyknął na stangreta i powóz zawrócił.-Czy to cokolwiek zmieni?- Zdążymy się ubrać.Poza tym lepiej będzie, jeśliporozmawiasz z Griffem w miejscu publicznym,Przynajmniej nie będzie mógł cię zabić.- Bardzo śmieszne.- Wcale nie żartuję.Gdyby wrócił i zastał nas razemw domu, mógłby podejrzewać najgorsze.A u ladyBrumley wymkniemy się z powozu i będziemy udawać,że nigdzie nie wychodziliśmy.Wstawaj! Musimy siędoprowadzić do porządku.- O nie! - wychrypiał.- Mamy na to masę czasu.Niezostawisz mnie drugi raz w takim stanie!- Posłuchaj - zaczęła i natychmiast wydała głośny jęk,gdy szarpnął do przodu jej biodra, zagłębiając się w niej.Ujął jej piersi w dłonie, wchodząc w nią coraz szybciej.Odnosił wrażenie, że umarł i poszedł do nieba.Wreszcie Juliet należała całkowicie do niego.Nazawsze.Albo śnił.Mimo ciemności, nie wątpił, że towłaśnie Juliet trzyma w ramionach.%7ładna kobieta niepachniała jak łąka bzów.%7ładna kobieta nie była takmiękka i otwarta.Dzięki żadnej nie czuł się jak król jużw chwili, gdy otoczyła go ramionami.Zatracił się w jej słodkim żarze.Zwolnił, pragnąc, by razem wspięli się na szczyt.Wbiła mu paznokcie w ramiona, aż w końcuz gardłowym okrzykiem wlał w nią nasienie.- Kocham cię, Sebastianie - krzyknęła i spadław otchłań rozkoszy.Dokładnie w tym momencie, gdy te nieznane mu dotądsłowa otuliły jego serce niczym kojący balsam, zrozumiał,że jest gotów na wszystko, by znów je usłyszeć.Pragnął jesłyszeć z jej ust końca życia, choć nie był do końcapewien, czy zdoła je odwzajemnić.A gdyby nie zdołał? Co by powiedziała? Przyciągnął jądo siebie, czując bicie jej serca.- Nigdy mnie nie opuszczaj - szepnął.- Tego bym niezniósł.Przytuliła się do niego mocniej, by odgarnąć włosyz czoła.- Dlaczego miałabym cię opuścić, kochany? - I znówusłyszał z jej ust to słowo, słowo, które nigdy nie mogłogo zmęczyć.Dopóki go nie wypowiedziała, nawet nie zdawał sobiesprawy, że czekał na nie przez całe życie.- Mógłbym przysiąc, że miałaś taki zamiar tegowieczoru, gdy graliśmy w szachy.Szybko wróciłaś dodomu, a następnego dnia wyjeżdżałaś z miasta.I twierdziłaś, że masz dość.- Tak, miałam dość twoich gierek.Ale to nie znaczyło,że oddaję pole na zawsze! Nie mogłam po prostu być przytobie w takiej sytuacji.Zawsze jednak zamierzałam cięzdobyć, Sebastianie.Niezależnie od tego, ile miałobymnie to kosztować.- Mogłaś mi to powiedzieć i oszczędzić zmartwień.Odsunął się od niej, podciągnął spodnie, dokładnie jezapiął i opadł na siedzenie naprzeciwko.- Dlaczego? - Wyprostowała koszulę i zaczęła wiązaćtroczki.- Byłbyś mnie wówczas tak pewien, że nigdy nieprzejrzałbyś na oczy.Nie jestem głupia.Zapalił lampkę, by było im łatwiej wkładać ubranie.- Niektórzy mogliby się z tym nie zgodzić - mruknął.-Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby uznali, że głupotą jestzakochać się w kimś taki jak ja.- Nie mógł siępowstrzymać.Pragnął usłyszeć te słowa jeszcze raz.- Toznaczy.porwałem cię, potraktowałem bardzo zle.- Na pewno.Ale wybaczam ci - dodała, podnoszącgłowę.- Na tym polega piękno miłości.Zakochanakobieta gotowa jest wybaczyć ukochanemu.Jak widzisz,miłość ma swoje cudowne strony.Patrzyła na niego poważnie, jakby czekała naodpowiedz.Powinien był teraz wypowiedzieć te czarodziejskiesłowa, ale coś go przed tym powstrzymywało.- Muszę ci w tej sprawie zaufać.Juliet uśmiechnęła się smutno i sięgnęła po suknię.- Niezależnie od tego, jak bardzo bym cię kochała,pragnę zakończyć sprawę porwania.Zaczyna mnie tomęczyć.Odetchnął z ulgą.Czuł się jednak jak łajdak.- Nawet sobie nie wyobrażasz jak poważnie myślałemo tym, by uprowadzić cię dzisiaj do Gretna Green.-Wsunął koszulę do spodni.- Zwłaszcza wtedy, gdy tenprzeklęty Havering zaczął mówić o zabraniu cię do domu.- Nie wyzwałbyś go jednak na pojedynek?- Gdybym miał się rzeczywiście z kimś pojedynkować,to nie z mężczyzną, który nie potrafi utrzymać pistoletuw dłoni.- Wiedziałam, że blefujesz.Wciągnęła suknię.- Zapnij - poprosiła.Czuł, że pocą mu się ręce.Jak to możliwe, że znów jejpragnął? Czy istniała szansa, by to minęło?- Boggs urwie mi głowę, kiedy zobaczy moje ubranie.Westchnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]