[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak to wyłączyć? Co trzeba.Zorientował się, że znowu stoi w pokoju.Gdy otworzył oczy, ujrzał swychtowarzyszy.- Przyjedzie.Demon przybył z dwoma pomocnikami.W przeciwieństwie do Galrothaprzybrali postać zwyczajnych, nierzucających się w oczy ludzi.Treymimowolnie zaczął się zastanawiać, dlaczego jego kanadyjska eskortazawraca sobie głowę całym tym kamuflażem.Podczas gdy przyjaciele czekali w domu Elli, demony zajęły sięsprzątaniem.Obserwując ich przy pracy, Trey nie mógł się oprzeć wrażeniu,że robią to nie po raz pierwszy.Gdy wreszcie poprosili wszystkich nazewnątrz, ciała leżały zawinięte w brezent zabezpieczony sznurem.Na tenwidok Ella zaniosła się płaczem, a Marcus objął ją i zaczął cicho pocieszać.Trey spojrzał na torbę z białym proszkiem, którą trzymał Galroth.- Co to takiego? - zapytał.- Wapno palone - wyjaśnił demon obojętnym tonem.- Pomaga wrozkładzie zwłok.Gotowi?Chłopak skinął głową.Najpierw w milczeniu pochowali Jurgena i Luke'a.Wcześniej wykopaligroby na brzegu jeziora, pod wierzbą, której gałęzie zwieszały się do samejwody.Uporawszy się z pierwszymi dwoma ciałami, demony wróciły pod dompo trzecie.- %7łegnaj, Jurgenie - wyszeptała Ella, a Trey lekko ścisnął jej dłoń.Grób dla Franka wykopano trochę dalej, u podnóża niewielkiegowzniesienia, z którego roztaczał się widok na jezioro.Trey posłał Lawrence'a dodomu wuja, tym razem po ciało psa.Chłopak przyniósł je w jednej z pustychskrzynek po whisky, za co został skarcony przez Ellę.- W porządku, Ello - uspokoił ją Trey.- Wuj nie miałby nic przeciwko temu.Dziewczyna owinęła Billy'ego w szkarłatny koc i złożyli go razem z ciałemjego pana.Podeszła do Treya, który stał nad grobem, i - tak jak on wcześniej -ścisnęła jego rękę.- Na pewno chciałby być tu pochowany - powiedziała, a potem spojrzała nagrób Jurgena i dodała: - Obaj chcieliby tu zostać.Trey przytaknął jej, nie próbując powstrzymywać łez.Stracił jedynegożyjącego krewnego, który w dodatku przed śmiercią wyjawił mu strasznerzeczy.Z drugiej strony Frank uratował mu życie.Ocalił swojego bratanka,wiedząc, że sam nie przetrwa.Chłopak patrzył, jak demony kończą zasypywać grób.Gdy już usypałykopiec, podszedł i położył na nim zdjęcie, które podarował wujowi pierwszegodnia swojej wizyty.Wpatrzony w fotografię, uzmysłowił sobie, że zrobiono jąw tym miejscu, nad jeziorem.Rodzice i wuj wyglądali na szczęśliwych.- Co teraz zrobisz? - zwróciła się do niego Ella.- Wrócę do domu.Nie mam tu już nic do roboty.- Zauważył urazę na jejtwarzy i dodał pospiesznie: - Wybacz, Ello.Nie chciałem.- W porządku.Masz rację.Nic tu po nas.- Przybyłem tutaj w nadziei, że znajdę kogoś, kto mnie zrozumie,zrozumie, czym jestem i co czuję.Lecz wuj nie był taki jak ja.Ty i pozostaliczłonkowie stada też jesteście inni.- Trey zamilkł na moment, a potemprychnął.- Przez chwilę wydawało mi się, że będę tu szczęśliwy.%7łe dołączędo was i odtąd będę żył z takimi samymi istotami jak ja.- Dotknął amuletupod koszulką.- Lecz teraz wiem, że nie ma takich istot jak ja.Jestem sam,podobnie jak mój ojciec i jego ojciec.Nie ucieknę przed sobą aniprzeznaczeniem.- Masz na myśli to przeznaczenie, o którym wspomniał twój wuj?- Tak.- Treyu, nikt z nas nie musi robić czegoś tylko dlatego, że inni tak mówią.Masz wybór.Wolną wolę.Spojrzał na nią i uśmiechnął się smutno.- Być może.Kiedy każdy spakował swoje rzeczy, Galroth i jego pomocnicy spalilidoszczętnie wszystkie domy stojące na ziemi Franka.- I co zamierzasz? - zwrócił się do Elli Trey.- Pojadę gdzieś indziej i zacznę od nowa.Mam trochę pieniędzy, więc dlaodmiany wybiorę jakieś ciepłe miejsce.Chyba pójdę za przykładem Franka ispróbuję się przyzwyczaić do klatki.Raz w miesiącu.To nie będzie takie trudne.Trey spojrzał na Marcusa, który wzruszył ramionami.- Ja pewnie wrócę do taty.Uściskali się serdecznie i Trey zajął miejsce obok Galrotha.Gdy samochódruszył, wychylił się przez okno i pomachał do trzech ostatnich członków LG78przeświadczony, że już nigdy się nie spotkają.38Lucien Charron skręcił z Charing Cross Road, wciąż tętniącej życiem mimopóznej pory, i minął budynek na rogu, w którym niegdyś mieścił się nocnyklub.Fasadę szpeciły odlepiające się plakaty i ogłoszenia umieszczone tamnielegalnie, lecz Lucien nie zwracał uwagi na takie szczegóły.Skoncentrował sięna wejściu do ciemnej alejki z tyłu.Mimo że klub zamknięto już jakiś czas temu,wciąż utrzymywał się tam zapach uryny.Wampir upewnił się, że nikt go nieobserwuje, po czym zanurzył się w ciemności.Po obu stronach alejki ciągnęły się rzędy domów, lecz brak jakiegokolwiekoświetlenia sprawiał, że nie dało się iść swobodnie między stertami śmieci.Ogromny szczur znieruchomiał na górze otwartego kubła, spoglądając naLuciena lśniącymi czarnymi oczami.Wydawszy ostrzegawczy pisk, wrócił dobadania zawartości swojego skarbca.Alejka łagodnie skręcała i gdy wampir pokonał zakręt, ujrzał przed sobądemona.Stał oparty o ścianę i wyglądał na znudzonego, lecz na widokprzybysza wyprostował się, zaciskając i rozprostowując palce zakończoneszponami.Grel był olbrzymi, miał około dwóch i pół metra wzrostu; góramięśni, które falowały przy każdym jego ruchu.Lucien podszedł bliżej iprzywitał się skinieniem głowy.Grel odpowiedział mało przyjaznym spojrzeniem.Otworzył usta i teatralnieklapnął czarnymi potężnymi zębiskami.- Rozumiem, że ci się udało - powiedział wampir.- Masz pojęcie, jakie to było trudne? - Głos istoty cienia brzmiał okropnie,jakby ktoś pocierał kamieniem o kamień.- Gdyby było łatwe, sam bym się tym zajął.- I już? - odezwał się grel.- Jestem wolny?- Tak się umawialiśmy.Ty zaprowadzisz mnie do Otchłani i skontaktujesz zaniołem ognia, a ja zapomnę, że kiedykolwiek znałem twoje imię.Będzieszwolny.- Wolny - powtórzył demon, spoglądając na wampira wyłupiastymiczerwonymi oczami.Lucien uniósł palec.- Zwolniony z wszelkich zobowiązań wobec mnie - powiedział.- Ale gdybyci przyszło do głowy, żeby tu wrócić i znowu spróbować ludzkiego ciała,umieszczę twoje imię w Księdze Halzoga, a wtedy on przyjdzie po ciebie.Wyraznie przestraszony demon szerzej otworzył oczy.- Niech to będzie dla ciebie czas próby.czas wiecznej próby - dodał wampiri puścił do niego oko.Grel wymamrotał coś pod nosem i spuścił głowę, zupełnie jak skarconychłopiec.- Jestem pod wrażeniem - rzekł Lucien, spoglądając na drzwi widoczne zademonem.- Jak długo potrafisz utrzymać taki portal?Demon wzruszył ramionami wciąż naburmuszony.- To co, idziemy? - rzucił wampir i zrobił krok do przodu.- Dlaczego jestem ci potrzebny? - zapytał grel, pokazując głową na drzwi.-Słyszałem, że twoja córka z każdym dniem rośnie w moc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]