[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli nie mogą zaczekać, aż się ubiorę, to proszę.Caroline cofnęła się, gdy wyszedł z wanny, ociekając wodą.- Niech pan zostanie tam, gdzie pan jest! - nakazała, głosemniezdradzającym najmniejszego poruszenia bliskością jego nagiego204RSciała.- Rozumiem, że chciał pan sobie od nas odpocząć.Wolałabym,żeby pan poczekał z tym parę dni, ale rozumiem.Rozumiem także, żeilekroć ktoś oferuje panu coś interesującego czy przyjemnego, nie jestpan w stanie oprzeć się pokusie.- Nie jestem niedorozwiniętym dzieckiem, Caroline- To dlaczego pan się zachowuje, jakby pan był, Zachary?Potrzebowałam pana pomocy.Poprosiłam o nią.Chcę malować.Chcęuczynić z malarstwa sposób zarabiania na życie.Lord i lady Eadeschcą, żebym została guwernantką i uczyła malować ich dzieci.Prędzejpoderżnęłabym sobie gardło, niż zdecydowała się na życie w takimupokorzeniu.- Proszę mi pozwolić się ubrać i usiądę przed panią choćbynatychmiast - odparł, zaskoczony siłą jej gniewu.Nie było go wkońcu tylko kilka godzin.- Teraz nie mogę malować, bo nie ma już światła.W ogóle niemogę malować, bo pański pies zniszczył wszystkie szkice, którezrobiłam.Serce zamarło mu w piersi.- Co zrobił?Po policzku spłynęła jej łza.- Wyszłam zobaczyć, co się z panem dzieje, ponieważ niezatroszczył się pan o to, żeby mnie zawiadomić o zmianie planów.Kiedy wróciłam na górę, pies rozszarpywał na strzępy.mójszkicownik.205RSZachary zrobił w jej stronę jeszcze jeden krok, lecz znowu sięcofnęła.- Tak mi przykro, Caroline.Odeślę Harolda do Londynu.- Nie winię Harolda! - zakrzyknęła.- Winię pana! Bierze pansobie psa, Bóg tylko raczy wiedzieć po co, a potem dochodzi pan downiosku, że są ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż go uczyć, jak masię zachować! - Wyciągnęła w jego stronę zwiniętą kulę papieru.-Czego się pan spodziewał?Znikła resztka dobrego humoru.- Przeprosiłem, panno Witfeld.Jeśli mogę zrobić cokolwiekinnego, niech mi pani powie co, a ja to zrobię.- To bardzo miłe, ale już na to za pózno.Gdyby wykazał się pannajmniejszą choćby dozą odpowiedzialności, nie byłoby tej rozmowy.Tego było za wiele.- To nie ja postanowiłem podzielić swój czas jak cząstkipomarańczy.Jak mam cokolwiek zrobić z Haroldem, skoro cały mójczas poświęcam pani rodzinie?- Gdyby to nie byli Witfeldowie, znalazłby się ktoś inny.Pannigdy nie decyduje, prawda? Twierdzi pan, że ma pan cel, żebywstąpić do wojska, tymczasem siedzi pan bezczynnie i robi to, copodoba się komuś innemu.Nie może pan nas za to winić.- Do czego pani zmierza? - spytał ostro.- Jeśli chce pan coś zrobić, to niechże pan zrobi, a nie tylkotwierdzi, że pan ma takie czy inne życzenie.Marnuje pan tylkopowietrze i udowadnia, że jest próżniakiem, nikim więcej.206RS- Wystarczy, panno Witfeld.- Caroline! - Do pokoju wkroczył Edmund Witfeld, za nim żona,gromadka sióstr i kamerdyner, na palcach, żeby zobaczyć jaknajwięcej.- Zabieraj się stąd natychmiast!Nie spuściła nieruchomego wzroku z Zachary'ego.- Niech pan wstąpi do wojska, lordzie Zachary.Niech pan tozrobi natychmiast.Tam przynajmniej przyda się pan na coś.Nanawóz, jak już pana zabiją.- Caroline!Z gniewnym sapnięciem odwróciła się i tupiąc energicznie,wyszła z sypialni.Zachary patrzył za nią, nie dostrzegając zupełnietłumu jąkających się w przeprosinach Witfeldów, wycofujących się,by zostawić go samego.Kiedy drzwi się zamknęły, zerwał z bioderręcznik i z impetem cisnął do wanny.Woda plusnęła, mocząc podłogęw promieniu trzech metrów, lecz nie ostudziło to jego złości.Nawóz! Sama nie miała pojęcia, czego chce od życia.Jak śmiałakrytykować sposób, w jaki dążył do swoich celów? Nie porzucił myślio zaciągnięciu się do armii.To, że wyświadczał przysługęMelbourne'owi i ciotce Tremaine, nie znaczyło jeszcze, że byłlekkoduchem.Znaczyło tylko, że jest uprzejmy i odpowiedzialny.Cosię tyczy Harolda, nie dano mu ani chwili, by mógł zająć sięprzeklętym psem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]