[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A cóż miałoby mi się w nich nie podobać? Są wystrzałowe.Oczywiście trudno nie zauważyć, że tak nieziemskie obuwiekosztowało małą fortunę&Wzrusza ramionami, nagle speszony. Słuchaj mówi one tak naprawdę nie są do noszenia, znaczy,na zewnątrz. Pokazuje na pakunek od Bendela. One są tylko dlanas.Właściwie dla mnie.Dla nas obojga.%7łałuję, że& chciałempowiedzieć, że& ale jeśli naprawdę ci się nie podobają&W jednej chwili przeistacza się w osobę młodszą ode mnie odekadę, bardzo młodego człowieka, który zaprasza mnie na drinkaspodziewając się, że dostanie kosza.Nigdy wcześniej go takim niewidziałam. Skarbie odpowiadam w pośpiechu, przełamując się sąurocze, dotknij tej skóry, oczywiście, że je założę& Cieszę się mówi wciąż w transie potulności. Miałemnadzieję, że tak będzie.Zawsze jest szansa, że ci się spodobają. Poczym dodaje znów radosnym głosem: Załóż to wszystko.I zakładam.Jak zwykle aż do tego wieczora i dzisiaj po razostatni mam na sobie jedynie koszulę, więc nie trwa to długo, choćrówne ułożenie szwu w pończochach jest o wiele trudniejsze, niżpodejrzewałam.Buty pasują idealnie. Zabrałem ze sobą twoje czarne mówi. I uparłem się, żebyznalezli dziewczynę o tym rozmiarze, która przymierzała dziewięć par,aż zdecydowałem się na te.Dzięki Bogu, że masz standardowąwielkość stóp.Na tych obcasach jestem tak wysoka, że nasze oczy znajdują sięniemal na tym samym poziomie.Przytula mnie delikatnie, przesuwaręce po bokach w stronę moich piersi, obie dłonie z rozczapierzonymipalcami wykonują niewielkie kółka, zatrzymując się w samym środkusutków.Ma całkowicie obojętny wyraz twarzy.Szare zrenice naktórych skupiam spojrzenie, odbijają dwie miniaturowe twarze.Jegodłonie wędrują w dół do pasa z pończochami.Kreśli jego zarysy namym ciele, a potem przesuwa je po każdym z czterech pasków domiejsca, w którym zaczynają się pończochy.Panuje niemal całkowitaciemność.Włącza stojącą lampę za nami.Mówi: Zostań tutaj. Wraca do kanapy i siada na niej. A teraz mówi chrapliwym głosem podejdz do mnie.Nie spiesz się.Idę wolno po wykładzinie.Stawiam drobne, ostrożne kroki, amoje ciało przekrzywia się w obcym ustawieniu.Ramiona zwisająniezgrabnie z miejsc, w których łączą się z tułowiem.Coś ryczy mi wuszach, wzmacniając odgłos każdego mego tchnienia. Teraz się odwróć nakazuje, kiedy jestem już o kilka krokówod kanapy.Ledwo go słyszę. I unieś koszulę.Odwracam się i staję wyprostowana, przytrzymując poły koszuliłokciami. Zawiedziony? pytam, jak się okazało, wysokim, płaskimgłosem. %7łartujesz sobie, jest na czym oko zawiesić mruczy za mną.Jesteś piękna, skarbie.Zamykam oczy.Słucham ryku w uszach, każdy centymetr mojejskóry łaknie dotyku.Staram się odetkać uszy, potrząsam głową, włosdostaje mi się do ust proszę, myślę, proszę cię. A teraz stań na czworakach mówi. I podwiń koszulę dogóry.Podciągnij ją, chcę widzieć twój tyłeczek.Patrzę na ciasne sploty wykładziny w wyrazistym, szarymkolorze, która znajduje się teraz o kilkadziesiąt centymetrów od mojejtwarzy. Poraczkuj trochę odzywa się bardzo cicho. Podpełznij dodrzwi.No, raczkuj.Przesuwam prawe ramię w przód, potem prawe kolano, leweramię.Zastanawiam się czy słonie robią to inaczej? Lewe kolano.Tkwię zawieszona w ciszy, którą rozprasza czyjaś przytłumionarozmowa na korytarzu przed wejściem do mieszkania.Trzaskają drzwi.Wiolonczelista piętro niżej zaczyna ćwiczenia.Z zaciekawieniemkoncentruję się na jego typowych wstępnych porywach weny.Zawszemyślałam, że muzycy rozgrzewają się powoli, jak biegacze.Tenzaczyna z wielką werwą i bardzo głośno, po czym w ciągu swoichtrzygodzinnych prób stopniowo zwalnia.Ma łysinę i z całą pewnościąwidziałam go kiedyś w windzie. Nie potrafię mówię.Moje ciało najwyrazniej oklapło pod wpływem mojego głosu.Przez sekundę moja twarz przylega płasko do wykładziny, która,widziana z wysokości, zawsze sprawiała wrażenie gładkiej, tymczasemw dotyku okazuje się bardziej szorstka, niż mogłoby się wydawać.Siadam.Wysokość obcasów uniemożliwia mi siedzenie w pozycji, zaktórą nagle zatęskniłam z kolanami pod brodą i ramionamiobejmującymi nogi. No mów odzywa się spokojnym głosem. Głupio się czuję odpowiadam. Czuję się jak idiotka.Lampa po drugiej stronie pokoju nie świeci na tyle mocno,żebym mogła dostrzec wyraz jego twarzy.Zakłada ręce za głowę,rozkłada się na poduszkach kanapy.Chwiejnie wstaję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]