[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marszcząc czoło, Max rzucił okiem na księgę meldunkową, do której goście się wpisywali.Jego przybrany ojciec bał się komputerów; nie chciał powierzać niczegopamięci żadnej inteligentnej maszyny.Po przejęciu pensjonatu Max kontynuował zwyczaje ojca.Uważał, żekomputer jest mu niepotrzebny, chociaż w firmie budowlanej nie wyobrażał sobie bez niego pracy.Wprawdzie jest poza sezonem, ale księga meldunkowamogłaby być trochę pełniejsza.Cholera, zaczynam myślećjak Kristina! Wzdrygnął się, gdy to sobie uzmysłowił.June popatrzyła na niego z rozbawieniem.Jak na pierwszy dzień lutego było wyjątkowo ciepło.- Co? Chłodno?Odsunął księgę w jej stronę.- Nie.Po prostu zdrętwiałem.Kristina jeszcze śpi?- Pewnie tak.Nie widziałam, żeby schodziła.- Spojrzała na zegarek.- Może trzeba zanieść jej parę kanapek?Zbliża się pora lunchu.Przypomniał sobie, że on też nic nie jadł.Kiedy ranozszedł na dół, na sam widok Kristiny stracił apetyt, aleteraz burczało mu w brzuchu.Tak, wstąpi do kuchni i cośprzekąsi, a przy okazji.- Ja się tym zajmę.- Przynajmniej będzie miał powód, żeby zajrzeć do Kris.- Tak właśnie myślałam.- June uśmiechnęła się podnosem i wróciła do przerwanej lektury.- Nie zwracaj na mnie uwagi - powiedział do Sama,biorąc ze stołu drewnianą tacę.Kiedy gość prosił o śniadanie do pokoju, używali eleganckich dębowych tac, które z lewej strony miały wgłębienie na gazetę, a z prawej na wazonik.Jimmy specjalnie w tym celu hodował w ogrodzie małe różyczki.Max włożył kilka winogron do ust, po czym wyjąłz szafki talerz.Sam nie lubił, gdy ktoś kręcił mu się po kuchni.- Jak jesteś głodny, Max, mogę ci przygotować.- To nie dla mnie, Sam.Pomyślałem sobie, że możeKris zgłodniała.Sam odwrócił się i zajął obieraniem kartofli.- Trutka na szczury jest na najniższej półce w spiżarni.Max uśmiechnął się.- Zapamiętam.Przerzucił do miseczki trochę sałatki; oprócz niej postawił na tacy srebrny dzbanek z kawą, filiżankę orazdzbanuszek ze śmietanką.Do kieszeni wsunął kilka torebek cukru.- Dobry pomysł - mruknął Sam.Biada temu, kto munadepnął na odcisk.- Muszę sprawdzić, czy trutki nieuda mi się zapakować do takich różowych torebek.- Sprawdz, Sam, sprawdz.Ostrożnie niosąc tacę, Max opuścił kuchnię i schodami dla służby wszedł na piętro.Postawiwszy tacę na antycznym stoliku w holu, zastukał cicho do drzwi.Odpowiedziała mu cisza.Nacisnął klamkę i drzwi ustąpiły.Wziął ze stolika tacę i zajrzał do środka.;Kristina obróciła się w jego stronę.Od dłuższego czasu leżała z otwartymi oczami, szukając w pamięci czegośznajomego, jakiegoś punktu oparcia.- Nie śpię - oznajmiła.Max postawił tacę na łóżku.- Nie odpowiedziałaś, kiedy pukałem.- Nie słyszałam.Byłam zajęta szperaniem w pamięci.Usiadła, podciągając kolana pod brodę.Tym razem nie pociemniało jej przed oczami.No proszę,jaki sukces!Popatrzyła na tacę.Sałatka.Dzbanek z kawą.Czy lubiła sałatki? A kawę?- Nie wyobrażasz sobie, jaki to koszmar, kiedy masię w głowie pustkę.- Podniosła wzrok.- Niczego siętam nie mogę doszukać, Max.%7ładnych obrazów, żadnychemocji, żadnych myśli.Czuję się jak białe, nie zamalowane płótno.- Czekające na pierwsze pociągnięcia pędzla? - Zadumał się: będzie tym malarzem, które je zamaluje.Uśmiechnęła się.Gdyby nie wiedział, że kobietą nałóżku jest Kristina Fortune, pomyślałby, że ma przed sobąosobę wrażliwą i nieśmiałą, lecz Kristina, którą wczorajwidział, na pewno taka nie była.Sięgnęła po widelec.- Czy ja lubię sałatkę?Przysunął do łóżka krzesło i usiadł na nim okrakiem.- Spróbuj i się przekonaj.Tak też zrobiła.Po chwili skinęła głową, zadowolonaz dokonanego odkrycia.- Miło, że przyniosłeś mi do łóżka jedzenie.Wzruszył ramionami.Peszyły go słowa wdzięczności,zwłaszcza z jej ust.- Nie możemy cię zagłodzić.- Popatrzył na widokza oknem.- Rozmawiałem z lekarzem.Obiecał, że zajrzy do ciebie pózniej.Zaczęła szybko jeść.Nie wiedziała, że jest aż tak głodna.- To tu pracuje również lekarz? - zdziwiła się.- Nie.Doktor Daniel Valente jest moim przyjacielemz czasów dzieciństwa.Razem dorastaliśmy.Chłonęła informacje jak gąbka wodę.Chciała czymprędzej zapełnić dziurę w pamięci.- Tu dorastałeś?- Tak.- Co prawda, pojawił się w Rosie" dopierojako trzynastoletni chłopiec, ale zawsze uważał, że właśnie w tym momencie zaczęło się jego życie.Wydawało jej się, że słyszy w głosie Maxa jakąś dziwną nutę.Tęsknoty? Szczęścia? Nie wiedziała.- Dla małego chłopca to musiało być cudowne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]