[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oba razy Sasha podskoczyła nerwowo nakrześle.Oba razy Doug poderwał głowę.Był równie zdenerwowany jak ona.Do południa nie napisała nic, co warte byłoby zachowania.Przeklinając cichopod nosem, wyłączyła komputer, podeszła do177fotela, na którym Doug drzemał, zrzuciła mu z kolan gazetę, sama na nichusiadła, po czym objęła go w pasie i mocno się przytuliła.- Boże, czuję się taka bezradna - szepnęła.Otrząsnąwszy się szybko ze snu,wierzchem dłoni pogładził ją czule po plecach.- To normalne.- Może powinnam była się tam wybrać.- Czułabyś się wtedy mniej bezradna? Westchnęła.- Masz rację.Pewnie nie.- Po prostu musisz uzbroić się w cierpliwość.Pocałował ją w czoło, potem w nos.Ponownie westchnęła, po chwili jednakzerwała się na nogi i ruszyła do telefonu.- Zadzwonię do Vicky.- Pewnie jeszcze nie wróciła ze szpitala.- To zadzwonię do szpitala.- Wątpię, czy udzielą ci informacji przez telefon.- Coś muszę zrobić, bo zwariuję! - Podniosła słuchawkę i wykręciła numersiostry.Oczywiście było tak, jak Doug przewidywał.Vicky jeszcze nie wróciła zeszpitala.A w szpitalu, uzyskała jedynie informację, że pani Natalie Blake leżyw sali pooperacyjnej.- Przynajmniej nie zmarła w trakcie operacji - powiedziała drżącym głosemSasha.- Taka możliwość w ogóle nie wchodziła w rachubę.- Doug rozpostarłramiona.- Wiesz, co myślę? - rzekł, kiedy ponownie trzymał ją w objęciach.-%7łe powinnaś polecieć do Maine.178Niekoniecznie w tej chwili, skoro mamie już nic nie grozi - dodał szybko,kiedy otworzyła usta, by zaprotestować.- Ale za jakiś czas.Dobrze ci zrobiwizyta w domu.Niemal chodzisz po ścianach, denerwując się stanem zdrowiakobiety, z którą od lat nie miałaś kontaktu.Gołym okiem widać, że ją kochasz.- Oczywiście, że kocham - przyznała.-I właśnie dlatego tak trudno mi tamwrócić.Od najbliższych ludzi człowiek oczekuje akceptacji, a ja nie chcę sięznów narażać na krytykę i odrzucenie.- Może zmądrzeli, może tym razem będzie inaczej?- O nie, nie znasz ich.Blake'owie są uparci, nie zmieniają poglądów i nieprzyznają się do błędów.Gdyby chcieli się ze mną pogodzić, w ciągu tylu latmieli ku temu mnóstwo okazji.- Może oni też się boją?- Czego? Mnie? - Parsknęła śmiechem.- Nigdy nie czuli najmniejszegoskrępowania czy lęku, wypowiadając swoje opinie na mój temat.- Tak było kiedyś.Dziś sytuacja wygląda inaczej.Jesteś znaną pisarką.Będąonieśmieleni twoją sławą.- Wątpię.Oni żyją z klapkami na oczach.Nic do nich nie dociera, żadneargumenty.- Czy przypadkiem zbyt surowo ich nie oceniasz? - spytał z lekką naganą wgłosie.Zawstydzona spuściła wzrok.- Nie wiem, Doug.Po prostu nie wiem.Jak widzisz, mam z tym duży kłopot.Dotąd starałam się o tych sprawach nie myśleć.Może dlatego wszystko się wemnie teraz kotłuje.179- Może.Ale to dobrze.Bo czas najwyższy, żebyś pogodziła się z rodziną.Problem sam nie zniknie, w ten czy inny sposób trzeba go rozwiązać.Przekrzywiwszy głowę, popatrzyła na niego uważnie.- Zawsze byłeś taki rozsądny? Uśmiechnął się.- Nie.Po prostu kocham cię i nie chcę, żeby wisiały nad nami jakiekolwieknierozwiązane sprawy, kiedy już.- W porę ugryzł się wjęzyk.- Przepraszam, miałem nie wspominać o małżeństwie.Słuchaj, a możepojechałbym z tobą do Maine?Wybuchnęła śmiechem.- To dopiero byłby numer! Mamo, tato, poznajcie mojego kochanka, DougaDonohue.Dostaliby zawału.- Mogłabyś mnie przedstawić jako swojego narzeczonego -zaryzykował,spodziewając się, że Sasha na niego naskoczy, ale o dziwo, ponowniewybuchnęła śmiechem.- Och, wtedy na pewno stwierdziliby, że nie ma dla mnie żadnej szansy! Nieobraz się, ale pochodzisz z jeszcze bardziej grzesznego świata.Projektantmęskiej mody? Boże przenajświętszy! - zawołała, przeciągając słowa,przypuszczalnie naśladując matkę.- Uznaliby, że jesteś gejem.- Nagle zatrzęsła się od śmiechu.- Biedacy! Nie wiedzą, jak bardzo się mylą!Nie wiedzą, co dziś wyczynialiśmy w łóżku! I jaki jesteś dobry w te klocki! -Nagle jej śmiech przeszedł w szloch
[ Pobierz całość w formacie PDF ]