[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielu pielgrzymowało do jeziora Swietłojar, żeby modlić się i pić z niego wodę.Czasamiświątobliwe osoby dostrzegały migoczące w czarnych odmętach światła niewidzialnego miastaalbo słyszały słaby odgłos bicia dzwonów i szmer modlitw pradawnych mieszkańców.Dochodząnawet pogłoski o pielgrzymach, którzy wybrali się nad jezioro i nigdy nie powrócili albo na jakiśczas zniknęli, a następnie pojawili się z powrotem na brzegu, nie mogąc sobie przypomnieć,gdzie byli.Tego wieczoru dotarliśmy nad brzeg jeziora, na które puszczono setki migoczącychw letnim zmierzchu świeczek.Klęczeliśmy w mokrej trawie i patrzyliśmy, jak Jej CesarskaWysokość stawia ostatnie kroki pielgrzymki.Po jej lewicy szedł hrabia Razumowski, a zarazobok Iwan Iwanowicz Szuwałow.Tuż przy brzegu Razumowski pomógł carycy uklęknąć nakobiercu.Jej spowiednik odmówił modlitwy, a następnie, zanurzywszy w jeziorze kielich,przytrzymał go, tak aby mogła się napić.Uczyniwszy to, caryca wyciągnęła pulchną dłoń nie doRazumowskiego, ale do Iwana Iwanowicza.Ten zaś poprowadził ją do tronu, który zostałprzywieziony z Petersburga.Usiadła i oparła zmęczone stopy na podnóżku.Nad ciemnymi wodami rozniósł się wysoki ton ręcznego dzwonu chłodny i eteryczny.Dołączył następny dzwon i następny, a spod ich bicia z wolna zaczął wznosić się zaśpiew.Szmerszeptów komentujących afront Jej Cesarskiej Wysokości wobec faworyta ucichł, a oczywszystkich zwróciły się ku wodzie.Wcześniej caryca zleciła skomponowanie pieśni specjalniena tę okazję.Wiedziałam, że będzie śpiewał Andriej, wraz z chórem, stojący na barce uwiązanejniedaleko brzegu, lecz wpatrując się w półmrok, nie potrafiłam zlokalizować zródła muzyki.Takjakby rozwarła się głęboka szczelina, która wydychała dzwięki pradawnego miasta, a nawetjeszcze starsze głosy samej ziemi.Były to wieloryby i żuki, przebijająca się przez glebę trawa,powolny oddech gór i fal jeziora, brzęczenie każdej rzeczy, ożywionej lub nie, pęcznieniei kurczenie się, i wciąganie duszy w muzykę.Chór błagań wzbił się pod niebiosa.Uchowaj nas, o litościwy Panie śpiewali w tychtrudnych czasach.A wody zaczęły podnosić się i zawracać barbarzyńców, którzy wycofywali sięw bojazni i trwodze.Woda zalała ulice i podeszła pod ściany domów, a potem wyżej, ponaddachy, i wciąż dało się słyszeć głosy chwalące Boga.Kopuły cerkwi nikły jedna po drugiej, ażMongołom ukazał się ostatni widok miasta unoszący się nad wodą złoty krzyż.Głos chóruosiągnął triumfalny ton.Wychwalał cały szereg świętych, od czasów Kitezia aż do dziś, donaszej mateczki Elżbiety, której modlitwy chroniły Rosję przed wrogami.Gdy nadejdzie kresczasu, śpiewał chór, znów wstanie miasto o złotych kopułach, nowe królestwo na ziemi.Akompaniujące chórowi dzwony zadzwięczały i umilkły.Wszyscy stojący na brzeguwytężaliśmy słuch, żeby uchwycić ostatnie tony rozpływające się w ciszy.Gdy chór wykonywał tę pieśń, Ksenia mocno ściskała mnie za rękę.Azy zabłysły jejw oczach, których spojrzenie było jasne, pełne ekstazy.Teraz dworzanie na powrót zaczęlimiędzy sobą rozmawiać, krzątać się, ale ona nadal stała nieruchoma i nieobecna, jakbypogrążona w transie. Chór zaśpiewał jak nigdy przedtem odezwałam się.Nie odpowiedziała, choć zazwyczaj lubiła pochwały pod adresem śpiewaków, wszystkojedno, czy całego chóru, czy tylko Andrieja.Ludzie wokół nas spieszyli z powrotem w górę,gdzie na długich stołach przygotowano kolację pod gołym niebem.Wreszcie, po długiej chwili,jak ktoś powracający z dalekiej podróży, Ksenia mrugnęła, a jej oczy znów zaczęły dostrzegaćotoczenie. Chór zaśpiewał jak nigdy przedtem powtórzyłam.Kiwnęła głową, wciąż pogrążona w zadumie.Przez resztę wieczoru była wyjątkowo cicha i nawet wesołość Andrieja nie zdołaławyrwać jej z zamyślenia.Zmartwił się, że może podróż za bardzo dała się jej we znaki. yle się czujesz? zapytał. Nie, nie, wszystko dobrze.To tylko. Spojrzała w dal, szukając właściwych słów, aleich nie znalazła. Ty tego nie czujesz? Czego? %7łe nasze życie jest cieniem.Ty, ja, to wszystko, to nie ma żadnego znaczenia.Nie bardzo wiedział, jak na to odpowiedzieć. Nie, to brzmi fatalnie, nie umiem tego wyrazić.A jeśli jezioro, drzewa, niebo, wszystko,co widzimy, jest ułudą, jak namalowana dekoracja? Piękną, bez wątpienia, ale jeśli nie jest torzeczywistość i istnieje coś innego?Potrząsnęła lekko głową i zamilkła.Następnego dnia była cicha i bardziej niż zwyklerozkojarzona, ale z czasem, gdy opuściliśmy jezioro Swietłojar i wróciliśmy do domu, znów stałasię sobą. Bal przemian ROZDZIAA PITY*Z każdym mijającym rokiem ojciec coraz mniej chętnie pokrywał koszta związane z tym,że obracałam się w towarzystwie, a moje szanse ciągle malały.Nie potrafię określić momentu,w którym nadzieja ustąpiła miejsca niepokojowi.Dawniej od czasu do czasu zastanawiałam się,czy mój przyszły mąż będzie dobrym człowiekiem, czy też może okaże się okrutnikiem, alez upływem lat coraz mniej roztrząsałam jego charakter, a zaczęłam się bać tylko tego, że w ogólemoże go nie być.Miało to w sobie coś z wypatrywania na balu oczekiwanego gościa: napoczątku, w wirze zabawy, nawet nie zauważamy jego nieobecności, potem pojawia się jedyniedrobna irytacja z powodu jego spóznienia, ale z czasem irytacja zmienia się w obawę, a potemw przerażenie, aż wreszcie jego nieobecność rzuca się długim cieniem, dłuższym niż jegoewentualne pojawienie się.Zimą w dwudziestym roku mego życia problem stał się palący
[ Pobierz całość w formacie PDF ]