[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie możesz być z kimś tylko dlatego, że nie chcesz gozranić.Musisz myśleć o własnym szczęściu.Ale jeśli Bendix nadal żył.to gdzie, do diabła, podziewałsię przez te wszystkie lata? Dlaczego nigdy nie odwiedziłAlle-gry? Nigdy nie próbował się skontaktować z Schuyler?Ani razu nie dostała żadnej kartki, żadnego telefonu.Cordeliamogłaby mu utrudniać kontakty, ale czy to naprawdę byłobyprzeszkodą dla ojca, który kocha swoją córkę?- No dobra, dopijaj drinka, dojedz ostrygi i przygotuj sięna telenowelowe spotkanie rodzinne - mrugnął do niej Oliver.Schuyler roześmiała się.-Jesteś dobrym przyjacielem, Ollie.- Cieszę się, że mogłem się na coś przydać.- Oliver zgiąłsię nad stolikiem w udawanym ukłonie.- Uważaj, mało brakowało, a zamoczyłbyś włosy wdrinku - wytknęła Schuyler.- Ocalały tylko dlatego, żewiększość już zniknęła.- Większość włosów? - zapytał Oliver z teatralnymprzerażeniem, przeczesując palcami gęstą czuprynę.- Nie, większość drinka - roześmiała się Schuyler.- Czyli najwyższy czas zamówić następnego - stwierdził.Zanim jednak Oliver zdążył wezwać barmana, Schuylerusłyszała nietypowy sygnał z jego komórki.- Dostałeś SMS? - zapytała.- Zwykle masz ustawionyinny dzwonek.Wyraznie zaniepokojony Oliver wyciągnął komórkę iprzeczytał wiadomość.- Daj mi minutkę - poprosił i wyszedł z baru.Schuyler zobaczyła, jak bardzo pobladł i pomyślała, że tocoś poważnego.Wrócił do niej, ale nie usiadł przy stoliku.- Co się dzieje? - zapytała Schuyler.- To nie był SMS, to był sygnał alarmowy z Repozytoriumw Nowym Jorku.Nigdy wcześniej się nie uruchamiał, a wkażdym razie ja nigdy wcześniej go nie odbierałem, dlategopotrzebowałem chwili, żeby się zorientować, o co chodzi.Stałosię coś naprawdę złego, muszę tam natychmiast wracać.- Czy powinnam jechać z tobą? - zapytała zaniepokojonaSchuyler.- Nie, ty masz tutaj ważne sprawy do załatwienia.Jedzjutro spotkać się z rodziną i zdaj mi potem relację, jak ciposzło.Zostań tutaj, dopij drinka i zjedz coś w końcu.Niedługo zadzwonię.Tak jak przypuszczała, była zdana tylko na siebie - jeślinie liczyć bezustannego poczucia, że ktoś jest bardzo blisko iobserwuje ją.Ale przywykła już do tego, a ponieważ jak dotądnic się nie wydarzyło, złożyła to wrażenie na karb nerwów iniepokoju, postanawiając o tym nie myśleć.DWADZIEZCIA JEDENLawsonLawson jechał z powrotem do Hunting Valley, jakby ścigał gosam diabeł, a w glowie miał całkowity chaos.Zawsze byłimpulsywny i bez namysłu zostawił Bliss w Nowym Jorku -był na nią zły, więc zrobił pierwszą rzecz, jaka mu przyszła namyśl i wyszedł.Chciał, żeby z nim pojechała, a chociaż niepowiedział prawdy - rozumiał, że jej przyjaciele są dla niejważni - nie potrafił zapytać, czy on też jest dla niej ważny.Ona musiała odnalezć Olivera, Schuyler i Jane, zaś onmusiał odnalezć Arthura.Arthur pomógł im, kiedy bylizagubieni, a jeśli teraz sam zaginął, to do nich należałosprowadzenie go z powrotem.Jego wilcza wataha czekała koło jaskini.Malcolmdosłownie zaczął skakać z radości na jego widok, a Ahraminnieoczekiwanie rzuciła mu się w ramiona, żeby go uściskać.- A to za co? - zapytał.- Tęskniliśmy za tobą - odparła, wzruszając ramionami.Edon zmarszczył brwi, a Lawson pomyślał, że Ahraminstara się wzbudzić jego zazdrość.Zawsze zachowywała się wtaki sposób.Miał ochotę powiedzieć Edonowi, że nie ma sięczym przejmować.- Co ustaliliście? - zapytał.- Rozejrzyj się - powiedział Rafe.- To miejsce jestkompletnie zniszczone, nie ma śladów krwi, ale nie ma teżśladów pazurów.Jeśli sądzić po poprzednim razie, to nieprzypomina ataku ogarów.To coś nowego.- Czyli to nie ogary - stwierdził Lawson.Srebmokrwiści?Może wypili krew Arthura i dlatego nie było żadnych jejśladów? Wzdrygnął się na samą myśl.Widział, co zrobili wRepozytorium, i zmroziła go świadomość, że jego przyjacielmógłby paść ich ofiarą.Malcolm najwyrazniej czytał mu w myślach.- Gdyby to zrobił wampir, mimo wszystko znalezlibyśmykrew - powiedział.- Czyli powinniśmy założyć, że zdołał uciec -podsumował Lawson.- Ale gdzie się ukrył? I czy nie zostawiłby nam jakiejśwskazówki, gdyby tylko miał taką możliwość? - zapytał Rafe.Edon niechętnie skinął głową.- Szukaliśmy tutaj, ale niczego nie znalezliśmy.Prawiewszystko jest zniszczone.- Prawie?- Znalezliśmy książkę - powiedział Malcolm.- Po drugiejstronie lustra.Arthur zawsze się upierał, że powinienem jąprzeczytać.Lawson pomyślał, że ocalała dziwna rzecz.- O czym ona jest?- To baśń o lustrze, które przenosi cię do innego świata-wyjaśnił Malcolm.- Wchodziliście do pokoju Arthura? - spytał Lawson.- Jasne, że tak - warknął Edon.- Szukaliśmy wszędzie!- Pamiętacie to lustro w złotej ramie, które tuprzytaszczył? - przypomniał Lawson.- Uznaliśmy, że jestwyjątkowym dziwakiem, żeby zabierać coś takiego ze sobą.Czy ono zostało zniszczone, czy też nadal stoi?- Nadal stoi - odparł Rafe.- Próbowaliśmy wszystkiego.- Mam pomysł - stwierdził Lawson.- Chodzcie ze mną.Przeszli przez zrujnowane wnętrze do pokoju Arthura, wktórym jedynym niezniszczonym przedmiotem byłoolbrzymie, staroświeckie lustro.Lawson popatrzył na podłogęprzed nim.Zlady stóp.Lawson uśmiechnął się i popchnął lustro.Nic się niewydarzyło.- Widzisz? Już tego próbowaliśmy - stwierdził Rafe.Lawson nie poddawał się.Przesunął palcami po ramie, aż wy-macał przycisk.- Co robisz? - zapytał Malcolm.- Daj mi moment.Lawson nacisnął przycisk i lustro otwarło się na zewnątrz,omal nie uderzając go w twarz.- Czyli jednak zostawił nam wskazówkę - W głosie Edonanie brzmiała już irytacja, ale Lawson nie miał czasu, żebypoczuć ulgę z tego powodu.- Tam jest przejście - powiedział.- Chodzmy.Cała piątka, z Lawsonem na czele, weszła gęsiego wprzejście.Rafe zamknął drzwi, pogrążając ich w ciemności, aleLawson włączył podarowaną mu przez Bliss komórkę ikorytarz rozjaśnił się dostatecznie, by mogli widzieć drogęprzed sobą.Po zaledwie kilku minutach doszli do drzwi.- Otwarte? - zapytał szeptem Rafe.- Nie - odparł również szeptem Lawson.- Wyważamy?- Spróbujmy czegoś innego - stwierdził Lawson i zapukał.Potem czekał.I czekał.A potem.drzwi się otworzyły.- No, w samą porę.- Arthur podniósł spojrzenie znadksiążki.- Gdzie się tak długo podziewaliście?Pokój za jaskinią był ogromny - właściwie bardziejprzypominał apartament, wyposażony nawet w kuchnię iwielki stół.- Czyli tutaj naprawdę mieszkasz - stwierdził Lawson.- Stary czarodziej musi mieć swoje tajemnice - mrugnąłdo niego Arthur.Spojrzał na Ahramin.- Witam, moja droga.Tyjesteś.?- Jestem Ahramin - odparła niemal nieśmiało.Lawsonnigdy wcześniej nie widział Ahramin zdenerwowanej, ale toprawdopodobnie dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkała cza-rodzieja.- A gdzie Bliss? - zapytał Arthur.Lawson nawet nie drgnął, słysząc jej imię.Szybkoopowiedział, co zaszło, jak udało im się naprawić linię czasu,ale utknęli, próbując się dostać do świata podziemnego, a takżeo tym, jak on i Bliss pojechali do Nowego Jorku wposzukiwaniu jej przyjaciół.- Ale nie powiedziałeś nam jeszcze, co tu się wydarzyło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]