[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam całkowicie widzialna isparaliżowana przez ból.Przebłysk światła pozwolił mi dostrzec niejasny zarys Adama, gdykucnął tuż obok.Położył rękę na górnej części moich pleców i całe mojeciało zwarło się w wysiłku, aby nie krzyknąć z ogromu siły nacisku jegodłoni.– Nic ci nie jest? – jego głos był niecierpliwy i zatroskany.– Widzę cię.Znowu jesteś całkowicie widzialna.– Bogini – odezwał się Rodan, klękając po mojej drugiej stronie.– Tomusi być Abaddon.Ukryję cię swoimi czarami.Strona 224 z 241Główne wejście do muzeum eksplodowało.Potężny dźwięk rozległ się echem przez noc, jakby samolot zderzył się z budynkiem.Szkło, kamienie imetalowe czerepy wbijały się w moją skórę, gdy we mnie uderzały iodrzuciło mnie do tyłu.Strona 225 z 241ROZDZIAŁ 32Uderzyłam głową o coś tak twardego, że myślałam, że siła uderzeniarozłupie mi czaszkę.Kręciło mi się w głowie i świat stawał się na zmianęjasny i ciemny.Otworzyłam oczy i dostrzegłam, że uderzyłam w posąg,który leżał rozbity po jednej ze stron swojej podstawy.Głęboki chichot przywiódł mnie bliżej.świadomości.Co jawyprawiałam? Musiałam scalić myśli.Muzeum.Ból.Eksplozja.Bogini!Wrzaski, krzyki, warknięcia i burki były oddalone, ale gdy zaczynałamwracać do siebie, coraz głośniej dzwoniły mi w uszach.Całe moje ciało niebyło niczym więcej jak bólem.Przesunęłam się, abym mogła zmusić swojekolana do wysiłku.W moim gardle wzrósł kwas i zwymiotowałam obokposągu.Wytarłam wierzchem dłoni usta i usiłowałam wstać.Podniosłam wzrok niemal w sama porę, żeby zobaczyć jak prawieniewidoczny promień mocy ledwo mnie mija, uderzając w posąg.Metal ikamień eksplodowały i w skórę wbiło mi się jeszcze więcej odłamków.Moje poobijane ciało krzyczało z agonii.Znowu upadłam iautomatycznie przeturlałam się z dala od statuy.Tym razem zdołałamwstać na nogi.Zrobiłam to w sam raz, by zobaczyć gargulce wyskakujące ze swojegoukrycia w posągu.Popielate stwory wyglądały jak okropne buldogiwielkości samochodu dostawczego, gdy wystartowały w górę schodów.Uniosłam oczy i zamarłam.Powódź zielonych demonów napłynęła z kierunku zniszczonegowejścia, wylewając się na betonowe schody.Nigdy czegoś takiego niewidziałam.Ruszały się jak małpy człekokształtne, potężne tylne kończynywprawiały je w ruch, poruszając do przodu i knykciami ryjąc o kamiennąkostkę.Trzydziestka lub więcej ryczących i piszczących demonów,napływających wokół T i Chance'a, którzy stali na podeście twarzą dosiebie.Droga Bogini, T i Chance.I wtedy obaj się przeobrazili.Strona 226 z 241Moje ciało odmówiło poruszenia się nawet wtedy, gdy zielone demony sunęły na mnie.Nie mogłam oderwać oczu od Chance'a i T.Sekunda albo dwie i kształty mężczyzn skręcały się, dopóki oboje niewyglądali jak obrazy ludzkiej wersji diabła.Wielkie, czarne zakrzywionerogi, czerwona skóra opinająca ciało z potężnymi mięśniami i co najmniejjakieś osiem stóp wysokości.Mogliby być bliźniaczymi demonami.Pierwsze trzy gargulce ze statuy dotarły do demona Chance'a, którywierzchem dłoni odbił wielkiego gargulca, jakby był zabawką.Z donośnymrykiem, gargulec rzucił się na demona T, który uniósł ramię i staranowałpięścią wielką istotę.Jego uderzenie było tak silne, że ciało gargulcaobróciło się wokół siebie i poszybowało ponad naszymi głowami, znikającgdzieś w Central Parku.Demon Chance użył czarno pomarańczowych płomieni i wystrzeliłresztę gargulców tak daleko w zachodni Central Park, że nie mogłamdostrzec, gdzie wylądowały.O cholera.Prócz tych pierwszych paru sekund, nie miałam czasu na myślenie.Zielone, warczące, człekokształtne demony atakowały wszystkich tropicieliwłącznie z Adamem i Oliwią.Krew już zdążyła pokryć jedną stronę twarzy Fere.Adam był w tejchwili całkowicie widzialny.Razem z Oliwią trzymali w wyciągniętychrękach bronie, strzelając do nadchodzących demonów.Były tak blisko nich,że moje serce waliło jak oszalałe ze strachu o ich życia.Dwie postrzelone przez nich kreatury wrzasnęły przeciągle izatrzymały się, potrząsając głowami, a potem znowu ruszyły na Adama iOliwię.Oboje wyciągnęli swoje długie noże z pochew, gotowi na stoczeniebitwy.Tymczasem jeden z demonów był już niemal na mnie.Adrenalinawystrzeliła w moim ciele i nie czułam już więcej żadnego bólu.Jedynieogień gniewu i strach o nas wszystkich.Wyciągnęłam z pochwy jeden ze swoich sztyletów, wykonując nimprzeciągły ruch akurat wtedy, gdy demon się na mnie rzucił.Nie miał pancernej skóry jak sługusy z którymi walczyliśmy i mojeostrze przecięło jego szyję w odpowiednim miejscu.Kości, ścięgna i mięśnieustąpiły pod ostrzem, gdy oddzielałam jego głowę od cielska.Miałamszczęście w tym zabójstwie i wiedziałam o tym.Bezgłowe ciało demona prawie na mnie poleciało, ale umknęłam mu,przesuwając się w bok, jednak i tak jego szorstka, pokryta łuskami skóraStrona 227 z 241otarła się o moje ramię niczym papier ścienny.Jego ścierwo cuchnęło śmierdzącym mięsem i zepsutym mlekiem, gdy padało obok mnie na beton.Serce waliło w mojej piersi, gdy zacieśniłam uścisk na rękojeścisztyletu i omiotłam spojrzeniem kompletnie pogrążoną w chaosie scenę.Dzięki Bogini, wszyscy nadal byli żywi.Wśród nocy rozlegały się bitewne krzyki, wystrzały z broni palnej, rykii odgłosy tłumaczonego szkła oraz łamanego metalu.Rzuciłam okiem zasiebie, widząc jak jeden z demonów wylądował na samochodachzaparkowanych przy krawężniku, miażdżąc je.Demony otoczyły naszadziesiątkę, blokując nas w środku.Jeden z nich przykucnął na betonie niedaleko mnie, bez wątpieniaszukając kogoś do walki.Albo zwłaszcza szukając kogoś.Napotkał mójwzrok i wówczas wiedziałam, że szukał mnie.Nie dałam mu jednak szansy zaatakować.Z wojennym okrzykiemdrowów, przeszłam do ofensywy i natarłam na niego.Jeśli demon mógłwyglądać na zaskoczonego, to ten był.Wykorzystałam jego zdumienie irzuciłam się do przodu, chwytając sztylet w obie ręce.Zanim stwór miałszansę zareagować, wydałam z siebie kolejny wojowniczy okrzyk izamachnęłam sztyletem, celując w szyję demona.Zawył i rzucił się na mnie w tym samym czasie, kiedy moje ostrzeodcinało jego szkaradny łeb od ramion.Ogromne cielsko upadło na mnie ijego waga przycisnęła mnie do betonu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]