[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie podejrzewali jego istnienia, a więziono w nim tysiąc robotników różnychras pochodzenia azjatyckiego, którzy przeważnie cierpieli na choroby spowo-dowane długotrwałym niedożywieniem.W charakterze wsparcia przysłano Billowi oddział Gurkhów i pięciuAmerykanów, dowodzonych przez majora, który rzucał krótkie rozkazy dziar-skim tonem i wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat.Miał krótko ostrzyżone,bezbarwne włosy i brakowało mu poczucia humoru.James spytał go, ile malat.Okazało się, że dwadzieścia cztery. Jesteś młodszy od nas obu powiedział James. Wydaje mi się, że jeśli przedzieranie się cal po calu przez Pacyfik niezrobi z kogoś mężczyzny, to już nic nie zrobi odparł major, mrugającszybko oczami.LRTTeraz, gdy pracowali u boku sprawdzonych w walce żołnierzy, James iBill odnosili nieprzyjemne wrażenie, że są amatorami.Przez trzy lata żyli wizolacji, pozbawieni kontaktu z ogarniętym wojną światem.Zadanie, któremusię poświęcili, stworzenie armii ruchu oporu, wydało im się nagle marginalne,pozbawione znaczenia, było jakby czymś na kształt gry.Wojna dobiegła końca, a żaden z nich nie oddał ani jednego strzału.Niespełnili nawet wymagań stawianych przez wojskową biurokrację i oszałamia-ły ich formy, zawile regulaminy i ćwiczenia wojskowe, które mieli sobieprzyswoić.Nie dzielili się swymi odczuciami.Z jednakową energią rzucali siędo działania, starając się nadrobić stracony czas.James wyplenił ze swegoumysłu każdą myśl o Khatijah i życiu na wsi.Szczególnie Amerykanie sprawiali, że James, Bill i im podobni czuli sięjak mali chłopcy.Muskularni, pokryci bliznami i małomówni, wiedzieli do-skonale, jak wbić bagnet w Japończyka i wykręcić tak, by nie umarł natych-miast.Od nich właśnie Bill i James dowiedzieli się o istnieniu innego obozu,niecałe dwadzieścia mil od Kuala Lumpur, gdzie ponoć przebywali Europej-czycy.Bill kazał żołnierzowi obsługującemu radiostację prosić o pozwoleniewkroczenia do obozu. Po co, do cholery, pytacie? spytał amerykański major. Takie mamy rozkazy.Kwatera Główna musi nam przesłać sygnał, za-nim zajmiemy obóz. Do diabła z tym.Tam może umierają ludzie, a wy będziecie się pytaćswoich dowódców o jakieś pozwolenie.Ci faceci w Changi wyglądają jakżywe trupy.Ruszajcie natychmiast.Bill niechętnie rozkazał Jamesowi zebrać dwudziestu ludzi, odnalezćobóz i wyzwolić go.Oddział wyruszył japońską ciężarówką, a jej znaki roz-poznawcze zostały zamalowane farbą, która nie zdążyła jeszcze wyschnąć.LRTPrzez pół dnia błąkali się po drogach, szukając obozu.Natrafili nańwreszcie póznym popołudniem.Znajdował się na odległość rzutu kamieniemod głównej linii kolejowej łączącej Kuala Lumpur z Singapurem.James roz-kazał swym ludziom uformować kolumnę.Ruszyli w kierunku betonowegomuru otaczającego obóz.James słyszał za sobą precyzyjny, marszowy krokGurkhów.Brama otworzyła się, gdy tylko się do niej zbliżyli.Na spotkanie wyszedłkrępy japoński komendant obozu, trzymając przed sobą szablę.Za nim stałow szeregu dwunastu żołnierzy.Obok komendanta ujrzeli Anglika, wyglądają-cego jak chodzący szkielet; miał na sobie tylko okulary w drucianej oprawce iwystrzępione, niegdyś zapewne białe szorty. Kapitan Twyford z Marynarki Królewskiej. Zasalutował. Kapitan Bourton.Ilu tu jest ludzi? Stu osiemdziesięciu dwóch Brytyjczyków, siedemdziesięciu pięciu in-nych Europejczyków i dwustu jedenastu Azjatów.Słońce zakryły nisko zawieszone, ciemne chmury, więc zmierzch zacząłzapadać szybciej niż zazwyczaj.Tego dnia lał już silny deszcz i nad pokryty-mi dżunglą wzgórzami zaczęła unosić się biała para.James kazał uwięzić Ja-pończyków w jednym z bezbarwnych, krytych ocynkowaną blachą budyn-ków, wyznaczył wartę i zabrał się do oszacowywania najpilniejszych potrzebobozu. To był obóz przejściowy wyjaśnił Twyford. Kwaterowano tuludzi, którzy wędrowali na północ, do obozów pracy, albo w drodze powrot-nej.Zostawali tylko ci, co do których lekarze mieli wątpliwości, czy przetrwa-ją trudy podróży.Większość z nich i tak długo nie pożyła.Po jakimś czasie Japończycy zgodzili się na opiekę medyczną.Dlategoteż zostałem, jestem lekarzem wojskowym.W jednym z pokoi znalezli przekazywaną za pośrednictwem CzerwonegoKrzyża, nie rozpieczętowaną pocztę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]