[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mam cierpliwości do lekcji.- Lance nie ma cierpliwości do niczego.Alison odwróciła się do okna.Czyżby miała w oczach łzy?- Dobrze się czujesz? - spytałam.220R SZastanawiałam się, czy Lance ma jeszcze jeden z tych czarodziejskichpapierosów i czy mógłby dać go siostrze, żeby się rozluzniła.Dlaczego jest takaspięta?Alison przytaknęła, nie odwracając się.- A ty?- Zwietnie - odparłam.Położyłam głowę na jej ramieniu, wtuliłam ją mocniej i zamknęłam oczy.- Terry? - odezwał się Lance.- Terry, śpisz? Czy ona śpi? - zwrócił się doAlison, nim zdołałam odpowiedzieć.Poczułam, że odwróciła się w moją stronę.Gdy mówiła, jej oddechowionął moją twarz.- Mam nadzieję, że rozpiera cię duma - powiedziała głosem mojej matki.Aż podskoczyłam, przestraszona, wręcz pewna, że mówi do mnie.- A więc nie śpisz - oznajmił Lance.- Próbowałaś nas oszukać, prawda?- Gdzie jesteśmy? - spytałam ponownie.Ile razy już o to pytałam? -Dokąd jedziemy?- Uznałem, że warto byłoby z okazji Nowego Roku wskoczyć do oceanu -odparł Lance.- Zwariowałeś?! - zawołała Alison.- W środku nocy? W takichciemnościach?Uczucie dziwnego strachu zakłóciło mój niedawno odkryty spokój.Wyprostowałam się na siedzeniu i potarłam czoło, jakbym próbowałaoprzytomnieć.Może właśnie potrzebuję kąpieli w oceanie? Zgodnie zzaleceniem lekarza - pomyślałam, a potem zaczęłam się histerycznie śmiać.- Co cię tak bawi? - spytał Lance, śmiejąc się ze mną.Tylko Alisonzachowała powagę.Sprawiała wrażenie zmartwionej.Co jej dolega? -pomyślałam z coraz większą irytacją.Wyjrzałam przez szybę na niemal całkiem opustoszałą arteriękomunikacyjną miasta.Gdzie są ludzie? W końcu to sylwester, na litość boską!221R SGdzie się podziali wszyscy pijani biesiadnicy, nie wspominając o dodatkowychradiowozach policyjnych, które powinny patrolować ulice? Dobrze, że jesteśmyprzynajmniej my, trójka hulaków ściśniętych na przednim siedzeniu autajadącego w stronę Atlantic Ocean.Na pewno zasługujemy na pochwałę - po-myślałam, śmiejąc się z absurdalności swojego rozumowania.- Dobrze się bawimy, no nie, Terry?- Przestań, Lance - ostrzegła Alison.- Co ci dolega? - spytał Lance.Znów się roześmiałam.Czyżby czytał w moich myślach?- Myślę, że powinniśmy wrócić do domu - oznajmiła Alison.- Terry madość przeżyć jak na jedną noc.- Na każdym przyjęciu powinien być jakiś półgłówek - zaczął śpiewaćLance.- Dlatego zaprosiliśmy ciebie.- Półgłówek - zawtórowałam, śmiejąc się tak bardzo, że z trudem łapałamoddech.Strach, jaki odczuwałam przed chwilą, zniknął równie szybko, jak siępojawił, uniesiony w dal przez zalewające mnie fale szalonej euforii.Mogłabymwypłynąć na tych falach na środek oceanu - pomyślałam, gdy pojawiła się przednami woda, a Lance zjechał na pobocze.Tuż za nami zatrzymał się białylincoln.Chwilę pózniej otworzyło się czworo drzwi i wszyscy wysiedliśmy zsamochodów.Pobiegliśmy na opustoszałą plażę.Panowały takie ciemności, żenie było widać, gdzie kończy się piasek, a zaczyna woda.W oddali błysnęłokilka samotnych sztucznych ogni.Gdy uniosłam głowę, zobaczyłam na niebieróżowe i zielone iskry.Jeśli nie liczyć cichego pomruku przejeżdżającego woddali motocykla, panowała całkowita cisza.Zadrżałam, czując we włosachpodmuch chłodnego nocnego wiatru, potem objęłam się mocno za szyję, jakbymzakładała opaskę uciskową.222R S- To był fajowy pomysł! - zawołała Denise, zarzucając mi ręce na ramionai ciągnąc mnie po piasku.- Prawda, że to był fajowy pomysł, Terry?- Rozbierzmy się do naga.- Lance już zrzucał buty i ściągał przez głowękoszulę.- Nie - zaoponowała cicho Alison.- Co ty wyprawiasz, Lance?! - spytała,przekrzykując ryk oceanu.- Chcesz zwrócić na nas uwagę całego świata?- Rzeczywiście, nie pomyślałem - przyznał Lance szybko.- W porządku.Ubieramy się.Próbował wciągnąć z powrotem koszulę, ale głowa utknęła mu wrękawie, więc zrezygnował, rzucił koszulę na ziemię, potem ze śmiechem zacząłwbijać ją gołymi stopami w mokry piasek.- Nigdy jej nie lubiłem - oznajmił, a my wszyscy wybuchnęliśmyśmiechem, jakby powiedział najzabawniejszy kawał na świecie.Wszyscy oprócz Alison.Alison się nie śmiała.Zdjęłam niezgrabne buty pielęgniarskie i spojrzałam na ciągnący sięprzede mną ocean - zimny, ciemny, hipnotyczny.Zapraszał mnie, przyciągał jakgigantyczny magnes, więc jak zaczarowana ruszyłam w stronę oszalałych fal.Czułam przez pończochy zimny piasek, lodowata woda omywała moje stopy.- Brawo, Terry! - wołał Lance z ciemności.- Zaczekaj na nas! - krzyknęła Denise, kiedy fala niczym ogromnarękawica bokserska uderzyła mnie w plecy i przelała się między moimi udami.Spojrzałam na brzeg, zobaczyłam kilka niewyraznych kształtówwędrujących w moją stronę, machających rękami przypominającymi gałązkikołysane przez wiatr.Kiedy próbowałam pomachać im w odpowiedzi, straciłamrównowagę i potknęłam się na jakimś głazie.Usiłowałam utrzymać się nanogach.Nagle zobaczyłam wirującą wokół mnie ciemność i przez momentzastanawiałam się, co ja, na Boga, robię.Już raz przeżyłam coś takiego.I omalnie utonęłam.223R S- Uważaj, Terry! - zawołała Alison, walcząc z falami.- Jesteś za daleko.Wracaj.- Szczęśliwego Nowego Roku! - zawołałam, uderzając rękami o wodę.- Ktoś jest wyraznie naćpany - zauważył Lance, zbliżając się do mnie.Wstałam, ale w tym momencie następna fala znowu przewróciła mnie naczworaka.Poczułam w ustach smak soli i roześmiałam się, przypomniawszysobie pewien ranek, kiedy przez pomyłkę posypałam sobie płatki zbożowe solązamiast cukrem, a moja matka uparła się, żebym je zjadła.Zdałam sobie sprawę,że zawsze popełniam te same błędy.Roześmiałam się jeszcze głośniej.Znów próbowałam wstać, ale moje stopy nie znalazły dna, a fale zaczęłymnie znosić coraz dalej.- Pomocy! - zawołałam, gdy woda przelała mi się nad głową, aniewidoczne dłonie sięgnęły po mnie w ciemności.Mocne ręce pociągnęły mnie za ubranie.- Przestań się bronić - warknął Lance głosem zimnym jak ocean.- Broniącsię, tylko pogarszasz sprawę.Wpadłam w ramiona Lance'a.Mokre włoski na jego klatce piersiowejmusnęły mój policzek, jego serce dudniło tuż przy moich uszach.Próbowałamnabrać powietrza w płuca i jak szalona machnęłam rękami, gdy następna falaoderwała mnie od niego, a potem uderzyła w głowę jak zapadający się namiot.Krzyknęłam.Moje usta napełniły się wodą, a palce sięgnęły w ciemność,szukając czegoś, czego mogłabym się chwycić.Poczułam, jak jakaś ogromnaryba otarła się o moje kostki, więc ją mocno kopnęłam.- Co ty wyprawiasz?! - zawołał Lance, przekrzykując ryk fal.- Nie ruszajsię.- Pomóż mi!Zimna woda zawirowała wokół moich nóg, ciągnąc mnie w dół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]