[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prywatne.Niektóre z tych rzeczy& pomyślałbyś, \e jestem szalona.- Ju\ myślę, \e jesteś szalona \artuje, opuszczając ręce na kolana.Przesuwa siępo łó\ku w moją stronę, a\ znajduje się tu\ przede mną, i jego twarz łagodnieje. Proszę, tylko jedną stronę. Stosuje na mnie swój seksowny głos, ten,któremu strasznie cię\ko jest mi odmówić.Wzdychając, przekartkowuję strony, a\ docieram do literatury faktu, którą walkąstarałam się wyciągnąć z mojej głowy i ubrać w spójne zdania. To historia, nad którąpracowałam.Nie zaszłam w niej zbyt daleko i nawet nie jestem pewna, czy ma ju\ jakiśsens.Wyciąga dziennik z moich niepewnych dłoni.To pierwszy raz, kiedy pozwoliłamkomuś przeczytać coś, co napisałam i czuję się, jakbym dawała mu pełny wgląd do mojejgłowy.Trzymając go w dłoniach, odchrząkuje i zaczyna czytać na głos. DokądOdchodzą Liście. Spogląda na mnie w górę i uśmiecha się. Aadny tytuł.Kręcę głową i kładę się na plecach, wpatrując się w pęknięcia na suficie i próbującuspokoić burzliwe bicie mego serca. Pospiesz się proszę.Przez ciebie się denerwuję.Strona | 234Redemption of Callie and Kayden Tłumaczenie: ewela-ewelaChichocze pod nosem, a następnie zaczyna czytać. Pamiętam, \e jako dzieckobyłam zafascynowana liśćmi.Zawsze się zmieniały: zielono-ró\owe, pomarańczowe, \ółte,brązowe.A potem w końcu, gdy wiatr się zmieniał i chłodniał, obracały się w nicość.Spadały z gałęzi drzew i albo kruszyły się, stając się częścią ziemi, albo ulatywały zwiatrem.Nigdy tak naprawdę nie miały \adnej władzy nad swoimi ruchami.Po prostuodchodziły z pogodą, gdziekolwiek zabrał je wiatr, bezradne, słabe, pozbawione kontroli.Pamiętam, jak byłam młoda, miałam około trzynastu lat.To był deszczowywiosenny dzień, krople deszczu rozpryskiwały się gwałtownie o ziemię, a wiatr wył.Siedziałam w swoim oknie obserwując zalewaną ulicę i liście dające się ponieśćwściekłości wody.Wszystkie były dorodnie zielone, w kwiecie wieku, ledwie rozkwitłe, ajednak deszcz i wiatr je niszczyły.Ale były dwa liście, które przykleiły się do okna mojego pokoju i ani drgnęły.Pozostawały w miejscu podczas tej wichury i w temperamentnym deszczu, nawet kiedypadało tak mocno, \e niczego nie mogłam dostrzec przez szybę.Wpatrywałam się w te liście, niezdolna oderwać od nich wzroku, zafascynowana ichdeterminacją, nawet kiedy niebo pociemniało, a w oknie wyło tak mocno, \e a\ dr\ałyszyby.Myślałam o tym, jak silne były i \e były tylko liśćmi.Częścią drzewa, rośliną,małymi przedmiocikami, które nie mogły myśleć, dokonywać wyborów, zrobić czegoś zwłasnej woli, a jednak nie ulegały wiatrowi i deszczowi i pozostawały na tym cholernymoknie.W pewien dziwny sposób zazdrościłam im, determinacji, pasji, woli niepoddawania się i pozwolenia czemuś innemu na zabranie ich do kresu ich \ycia.Pod koniec burzy zasnęłam w swoim łó\ku.Kiedy się obudziłam, świeciło słońce, aziemia schła.Liście, które pozostały umocowane do gałęzi drzewa były zielone i zroszone.Ku mojemu zaskoczeniu, liście z okna zniknęły, co mnie zasmuciło i poczułam siębeznadziejnie.Myśl, \e mogły przetrwać burzę, przynosiła mi poczucie komfortu.Jednak\e, kiedy teraz na to patrzę, zastanawiam się, dokąd odeszły.Mo\e niepoddały się wiatrowi i deszczowi, by je zabrały.Mo\e w jakiś sposób odnalazły drogę doswoich drzew.Mo\e ponownie połączyły się z gałęziami, nadal rosnąc i kwitnąc, nawet poich chwilowym zerwaniu.Mo\e były wystarczająco silne, by odzyskać kontrolę nadswoim \yciem, ocaleć przed nadchodzącą śmiercią, zmusić się, by znów zacząćoddychać& - Kayden przestaje czytać i spogląda na mnie z niemo\liwym dorozszyfrowania wyrazem twarzy.Zabieram dziennik z jego rąk i tulę go do swojej piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]