[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To mógł być ogień przypomniałem.Trochę mnie też przypaliło, koło tych głazów. Przepraszam.Domyśliłaś się już, co się dzieje?%7ładnych nowych poleceń, jeśli o to ci chodzi.Ale zastanawiałam się, skoro już potrafię to robić.To miejsce coraz bardziej mnie fascynuje.Choćby ta sprawa z upiorami Wzorca.WprawdzieWzorzec nie może przedostać się tutaj bezpośrednio, ale może korzystać ze swoich agentów.Sądzisz,że Logrus też to potrafi? Sądzę, że to możliwe.Odniosłam wrażenie, że tutaj, po lewej stronie rzeczywistości, pomiędzy cieniami, toczy sięmiędzy nimi jakiś pojedynek.A jeśli to miejsce istniało pierwsze? Jeszcze przed Cieniem? A jeśli odsamego początku walczyli tu w jakiś niezwykły, metafizyczny sposób? Co z tego?Mogli stworzyć Cień dodatkowo, jako produkt uboczny napięcia między biegunami. Obawiam się, Frakir, że nie nadążam.Może Amber i Dworce Chaosu zostały stworzone tylko po to, żeby dostarczać im agentów dla tegokonfliktu. A może te myśli podsunął ci Logrus podczas ostatniego spotkania? Po co? Jako jeszcze jeden sposób zmuszenia mnie do uznania, że ta walka jest ważniejsza od ludzi.Kolejna próba nacisku, żebym wybrał którąś ze stron.Nie czuję się manipulowana. Jak sama zauważyłaś, w myśleniu brakuje ci doświadczenia.A to zbyt abstrakcyjny ciągskojarzeń, żebyś na niego wpadła tak wcześnie.Naprawdę? Możesz mi wierzyć na słowo.W takim razie, co nam pozostaje? Niemile widziana uwaga z Góry.Lepiej uważaj, co mówisz, skoro to ich pole bitwy. Niech ospa wybije ich domy.Z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu potrzebują mnie do tejrozgrywki.Pogodzą się z tym, co o nich mówię.Gdzieś daleko w przedzie zahuczał grom.Widzisz, o co mi chodzi? To blef zapewniłem ją.Czyj? Myślę, że Wzorca.Jego upiory opanowały chyba rzeczywistość w tym sektorze.A wiesz, że oboje możemy się mylić? Po prostu strzelamy w ciemno. Ja też się czuję, jakby ktoś strzelał do mnie w ciemno.Dlatego odmawiam gry według cudzychreguł.Masz jakiś plan? Zwisaj luzno.Kiedy powiem "zabij", zrób to.A teraz chodzmy tam, gdzie idziemy.Znowu ruszyłem biegiem, pozostawiając upiory ich upiornym zabawom w upiornym mieście.Jasnyszlak przez mrok, ja biegnący i jakby odwrotna przemiana cieni, gdyż to kraina mnie próbowałazmienić.Daleko z przodu błysk i kolejny grzmot, pojawiające się i znikające po bokach wirtualnesceny uliczne.I nagle jakbym ścigał się z samym sobą, ciemną figurą pędzącą po jasnej drodze.póki się niezorientowałem, że to istotnie rodzaj efektu lustrzanego.Ruchy postaci po prawej stronie, narównoległej drodze, naśladowały moje.Ulotne sceny po lewej były odwzorowane po prawej stronietamtego.Co się dzieje, Merle? Nie wiem.Ale nie mam nastroju do symbolizmu, alegorii i całych tych metaforycznych bzdur.Jeśli ma to oznaczać, że życie jest wyścigiem z samym sobą, to mogą się wypchać.Chyba że Moce,kierujące tym przedstawieniem, mają skłonność do takich banałów.To w ich stylu.Nie sądzisz?Sądzę, że grozi ci trafienie piorunem.Grom nie nadszedł, ale moje odbicie też nie zniknęło.Towarzyszyło mi o wiele dłużej niżwszystkie poprzednie przydrożne scenki.Chciałem przestać o nim myśleć, zignorować je, gdy nagleprzyspieszyło gwałtownie i zniknęło.No, no. Owszem zgodziłem się.Też przyspieszyłem, by zmniejszyć dystans i dotrzymać kroku temumrocznemu ja.Najwyżej kilka metrów utrzymywał przewagę.Potem go doszedłem.On znów zaczął wyprzedzać.Znów przyspieszyłem i znów się z nim zrównałem.Potem, instynktownie, nabrałem tchu, rzuciłem sięnaprzód i wyszedłem na czoło.Mój blizniak zauważył to, przyspieszył, zaczął dochodzić.Przycisnąłem mocniej, utrzymującprowadzenie.O co w ogóle się ścigamy?Spojrzałem przed siebie.Daleko w przedzie szlak się rozszerzał, a w poprzek drogi rozciągniętojakby taśmę.W porządku.Nie wiem, jakie to ma znaczenie, ale spróbuję.Utrzymywałem prowadzenie przez jakieś sto metrów, nim mój sobowtór zaczął mnie doganiać.Zwiększyłem wysiłek i przez chwilę utrzymywałem zmniejszoną przewagę.Potem on znowuprzyspieszył i ruszył w tempie, którego pewnie nie wytrzymałby do samej taśmy.Chociaż niezamierzałem spokojnie czekać na potwierdzenie tej teorii.Sięgnąłem do ostatnich rezerw.Pędziłemjak najszybciej.Ten sukinsyn doganiał mnie, był coraz bliżej, doszedł, wyprzedził, zwolnił na ułamek sekundy.Wciągu tego ułamka znowu znalazłem się obok.Ale on nie popełnił tego samego błędu.Utrzymywał topotworne tempo, a ja nie chciałem ustąpić, póki serce nie pęknie mi na kawałki.Biegliśmy ramię w ramię.Nie wiedziałem, czy mam jeszcze siły na finisz.Nie umiałem ocenić,czy on wyprzedza mnie trochę, może o pierś, czy został trochę w tyle.Pędziliśmy po równoległych,lśniących torach, aż nagle zniknęło wrażenie szklanej bariery.Dwie wąskie ścieżki stały się jednąszeroką, ramiona i nogi tamtego poruszały się w innym rytmie niż moje.Na ostatniej prostej zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej w końcu dość blisko, żeby dostrzecszczegóły.To nie z własnym odbiciem się ścigałem: pęd powietrza zdmuchnął mu włosy do tyłu izobaczyłem, że nie ma lewego ucha.Znalazłem siły na końcowe przyspieszenie.On również.Razem wpadliśmy na taśmę.Sądzę, że jadotknąłem jej pierwszy.ale nie jestem pewien.Minęliśmy metę i dysząc padliśmy na ziemię.Przetoczyłem się natychmiast, żeby mieć go na oku,ale on leżał nieruchomo i sapał.Oparłem dłoń na rękojeści miecza i słuchałem szumu krwi w uszach. Nie wiedziałem, Jurt, że jesteś taki szybki rzuciłem, kiedy już mogłem swobodniej oddychać.Zaśmiał się krótko. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, bracie. Jestem tego pewien.Grzbietem dłoni otarł czoło i zauważyłem, że znów jest na miejscu palec, który stracił w grotachKolviru.Albo więc był to Jurt z innego okresu, albo. Jak się czuje Julia? zapytałem. Wyleczy tę ranę? Julia? zdziwił się. Kto to jest? Przepraszam.Nie jesteś tym Jurtem. A to co ma znaczyć? zapytał.Oparł się na łokciu i spojrzał gniewnie zdrowym okiem. Prawdziwy Jurt nigdy nie znalazł się w pobliżu Wzorca Amberu. Ja jestem prawdziwym Jurtem! Masz wszystkie palce.On niedawno jeden stracił.Byłem przy tym.Odwrócił wzrok. Musisz być upiorem Logrusu mówiłem dalej. Na pewno robi te same sztuczki co Wzorzec.rejestruje tych, którzy go przechodzą. Czy to.czy tak właśnie było? spytał niepewnie. Nie bardzo pamiętam, skąd się tu wziąłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]