[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłuchaj i poprowadz nas do wejścia dotunelu.Thane spojrzał na wysokiego githzerai.Czemu Dak kon pokładał w nim taką wiarę? Niemiał czasu, aby stać i czekać na coś, co i tak najprawdopodobniej nie przyjdzie.Zdawało się, żenie docierają do niego żadne silne uczucia.Musiał je zostawić wraz ze swoimi wspomnieniami.Niezależnie od tego szedł dalej.Ostrożnie postawił nogę na spodzie zbocza znajdującegosię na krawędzi placu.Poszarpana, kleista powierzchnia zapewniała doskonałą przyczepność,więc człapał wokół wzgórza, szukając.czegoś.Dak kon trzymał się tuż za nim, podobnieMorte.Otoczyli pierwszy pagórek i przedzierali się przez dolinę, gdzie ziemia była nieco bardziejwilgotna.Musieli zwolnić tempo, by omijać studzienki i otwory w śmieciach, a także skopywaćgołębie, które nie chciały odejść ani odlecieć.Zastanawiał się nad wspięciem się na najwyższy szczyt i patrzeniem, czy ktoś niewychodzi z ukrytego tunelu, ale wiedział, że nie będzie w stanie objąć wzrokiem całego placu.Właśnie wtedy dojrzał kątem oka kłąb dymu, który wręcz zapraszał, aby do niego podejść.Ruszył jego śladem wokół wysokiego wzgórza i dostrzegł czterech otulonych w koce ludzi,siedzących wokół niewielkiego ogniska.Dorzucali do ognia śmiecie, by podtrzymać płomienie,smażąc jednocześnie na końcach zaostrzonych kijków szczury.Gryzonie wiły się i piszczały, agalaretowate mózgi wystające ze szczytów ich głów pulsowały perłowo-białym światłem.Przytłaczający smród palonych odpadków prawie zabijał odór przypiekanego mięsa.Thane opuścił brodę i zasłonił szczelniej twarz nowym kapturem.Raczej małoprawdopodobne było, żeby ktoś tutaj rozpoznał w nim poszukiwanego przestępcę, ale po co kusićlos? Ta myśl jednak podsunęła mu pewien pomysł.Ruszył odważnie w stronę lumpów. Wszyscy jesteście aresztowani z rozkazu Harmonium.Ukrywanie przestępcy jestkarane śmiercią.Nie.Cała czwórka w jednej chwili ożyła i uciekła w czterech różnych kierunkach, zostawiającprzy ogniu patyki.Thane patrzył, jak odbiegają.Ich reakcja potwierdziła jego podejrzenia, żetunel Faroda musi znajdować się w pobliżu.Wyciągnął spośród śmieci sponiewierany,poplamiony, mokry kawałek dywanu i zaczął gasić ogień. Chcesz się położyć, Thane? spytał Morte. Może kufel jabola?Jeszcze przez chwilę dusił płomienie, zanim zdał sobie sprawę, że czaszka mówiła doniego ciężko było mu przyzwyczaić się do nowego imienia.Ile ich nosił przez te lata?Rozkopał dymiące kijki i śmieci, odkrywając zardzewiałą, metalową płytę, leżącą płasko naziemi.Owinął lewą dłoń w przesiąknięte błotem szmaty i uniósł jedną z jej krawędzi.Drabinasznurowa prowadziła prosto w dół, przez poszarpaną dziurę wyciętą w odpadkach.Z otworuwydobywało się gęste, wilgotne powietrze. Ach, wiedziałem, że mnie nie rozczarujesz, stary przyjacielu. Dak kon zdjął z szyikamień i podał go Thane owi. To jest świetlisty kamień, zaczarowany tak, żeby świecić wciemnościach.Proszę, poprowadz nas do Faroda.To w końcu twoja droga.Thane popukał w kamień.Zdawał się być podobny do wielu innych.Spojrzał w ciemneoczy Dak kona, by sprawdzić, czy miał tak naprawdę na myśli idz pierwszy na wypadek, gdybybyły tam jakieś niebezpieczeństwa , ale nie był w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście tak było.***Thane przeciskał się przez wąski tunel.Plecy bolały go od tak długiego pochylania się.Zeszli w dół jakąś godzinę temu, ale przejście wiło się w górę, w dół i na boki więcej razy, niżpotrafił to zliczyć.Nie miał pojęcia, jak daleko już przeszli, ani ile jeszcze może dzielić ich odDworu Złych Wiatrów, a ciepły, świecący kamień, zwisający mu z szyi, oświetlał drogę przed iza nimi zaledwie na jakieś dwa metry.%7łeby tego było mało, cały czas swędział go skalp.Nagłowie rosły mu nowe, brązowe włosy. A więc znałeś już kiedyś Thane a? spytał Morte Dak kona. Czy zawsze był duszątowarzystwa? Cóż, jak mi się wydaje osobowość to nie wszystko.Nadrabia to na inne sposoby.Powinieneś był go widzieć podnoszącego potężny kawał stali jak gałązkę albo walczącego wręczz barbazu. Nie tak głośno wyszeptał Dak kon. Mądrze byłoby zataić nasze przybycie.Ale tak,Thane i ja byliśmy często zaskoczeni, gdy przekonywał się, czego potrafi dokonać.Oczywiścieżył już wiele razy, niewątpliwie wielu rzeczy się nauczył, a przeszłość każdego zawsze sięujawnia, nieważne jak głęboko jest ona pogrzebana.Na przykład Thane, którego znałem, byłcałkiem zdolnym czarownikiem.Thane zatrzymał się na chwilę, odwracając, by spojrzeć na Morte a i Dak kona. Potrafiłem używać magii? Jak to robiłem?Dak kon, zbyt wysoki, by w ogóle pochylić się w tunelu, przykucnął na skraju światła.Jego długa, żółta twarz znajdowała się w cieniu. Byłeś oddanym uczniem sztuki zaklinania.Moc może wciąż gdzieś w tobie tkwić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]