[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spadła razem z Krową i dzieckiemw dół.Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła, był właśnie potomekDrugiej Zabranej, który, oderwany od jej pleców przez gradkul, leciał obok niej, a jego oczy nie zdradzały żadnego strachu,wpatrywały się w nią zimno i wytrwale, gdy przecinali nocneniebo.Aowczyni.00:55Królik wspiął się po drzewie na platformę.Poczekał, aż las ucichnie, aż ludzie odejdą.Słyszał terazich kroki na skałach poniżej.Odczekał jeszcze chwilę, tak nawszelki wypadek, aby upewnićsię, że nikogo nie ma w pobliżu, poza tym nie przestawałsię bać.Przedzierał się przez krzaki, kiedy usłyszał kanonadę.Strzały z wielu pistoletów.Potem cisza.Był pewien, że jego ludzie nie żyją.Ważne było więc, żeby się ukrył.Był Królikiem, został sam, musiał nauczyć się być Lisem.Wdrapywał się ostrożnie, z nożem w zębach, zdziwionynieznajomym zapachem, który wyczuł.Nie był to jego zapach,ani Ziemiojada, ani Chłopca.Spłynął na niego z góry, niesiony powolnymi prądamipowietrza, mógł go niemalże zobaczyć.Wywęszył strach.Nieznaczny, odległy.Zwietrzały.Wyczuwał niewinność - ślepą wiarę we własnebezpieczeństwo, którą mają pisklęta w gniezdzie.Wdrapał się na platformę i uśmiechnął, widząc to, coleżało na deskach.Znalazł to, czego szukał przez całą tę noc, wypełnionązniszczeniem i strachem.I to właśnie on, Królik, ten, z któregoinni się tylko śmiali i którego nie chcieli słuchać, któregouśmiech był dla nich oznaką tego, że brak mu piątej klepki,znalazł je.Zpiące, owinięte w koc tam, gdzie bawił się zZiemiojadem i Chłopcem.W jego miejscu.Prawie za nimi tęsknił, gdyż nikt nie mógł świad-kowaćjego tryumfowi.Wślizgnął się lekkim jak wiatr ruchem na platformę ipołożył na deskach.Niemowlę spało obok niego z otwartąbuzią i zamkniętymi oczyma.Pod-pełznął bliżej.Oddechdziecka pachniał słodko.Rozchylił koc, aby zobaczył płeć niemowlęcia.Dziewczynka.Kobieta powiedziała, że muszą użyć krwi dziecka, abyzaspokoić głód ducha tamtego martwego - i wtedy ich losodmieni się na dobre.Ale teraz już nie było ich.Tylko Królik.Rozważył to w myślach.Delektował się wspomnieniem ciepłej, słodkiej krwi.I wyobrażał sobie jeszcze wiele rzeczy, które czasemmogą stać się rzeczywistością.Zastanawiał się, czy Kobieta poparłaby jego decyzję, czynie uznałaby go jednak za głupca.Niemowlę było samicą.Mogliby razem zacząć na nowo.Musiał jedynie gdzieśprzeczekać, polować, ukryć się.Dziesięć, może jedenaście lat.Kobieta na pewno by się z nim zgodziła.Leżał podpełnym, przysłoniętym chmurami księżycem, wsłuchany wszum fal, i zdecydował się zabrać dziecko ze sobą.Wziął śpiącą dziewczynkę w ramiona i wtedy otworzyłaoczy, dowiedziała się, do kogo należy.I nagle oboje usłyszeli czyjeś kroki, ktoś biegł, a za nimjeszcze ktoś inny, krzycząc przy tym, aby tamten pierwszy sięzatrzymał.Nasłuchiwał głosów i pomyślał, że to chłopiec,starszy, ale tak samo niewinny jak to dziecko.Co prawda tendrugi głos należał do dorosłego mężczyzny i Królik wyczuwałniebezpieczeństwo, więc sięgnął po nóż.Nie miał się za bohatera ani nic z tych rzeczy, ale kiedytylko zobaczył domek na drzewie, ekscytacja wzięła górę.Czuł się, jakby pośród tych wszystkich okro-pieństw, tychwszystkich rzeczy, przez które chciało mu się płakać i przezktóre faktycznie płakał - cierpienie jego mamy i Amy,strzelanina, ludzie spadający z góry tak blisko miejsca, wktórym stał, że słyszał, jak uderzają o ziemię niczym wielkiewory z piaskiem.Gdy zobaczył dziecko, nie mógł już dłużejpatrzeć, schował się za policjantem, a potem zapytał o ojca,lecz nikt mu nie odpowiedział.Robiło mu się niedobrze odsmrodu koców, którymi okryta była jego mama, kiedy tuliła godo siebie, od jej płaczu, krwi na twarzy Amy - pośród tegocałego zła i przerażenia, znalazła się choć jedna dobra rzecz.To, że Melissa była bezpieczna.Cała i zdrowa.I to właśnie on wiedział, gdzie jest dziewczynka, bo samją tam zostawił.Dlatego czuł się wyjątkowo.Kiedy więc jedenz policjantów powiedział, żeby impokazał, gdzie jest dziecko, a drugi zaprotestował,mówiąc, że trzeba najpierw zająć się tamtymi ludzmi, zgłosićto i dopiero wtedy pójdą razem, był szczęśliwy, iż jego mamanalegała, aby poszli od razu, nie zwlekali.Bała się, że Melissiemogło coś się stać.I choć trudno mu było zostawić mamę,cieszył się, że może zabrać policjantów w tamto miejsce.Bo comogło się wydarzyć? Przecież tamci ludzie już nie żyli,prawda? A Melissa nie potrafi się czołgać, więc nie spadnie zplatformy.Mama mówiła, że jest jeszcze na to za mała.Co więc mogło się stać? Zwierzęta, pomyślał.Zwierzęta mogły ją dopaść.Ta myśl napędziła mustracha, ale w głębi serca wiedział, że na pewno tak się niestało.Pewnie, było to możliwe, ale w jakiś sposób wydało musię to niewłaściwe, aby po tym, jak ukrył ją w tym miejscu,dorwałby ją jakiś dziki zwierz.Nie wierzył w taki obrót spraw,nie chciał uwierzyć i kiedy razem z grupką policjantów odeszliod klifu, opuścił go strach, zastąpiła go radość.Mama byłabezpieczna.On był bezpieczny.I za chwilę Melissa będziebezpieczna.Kiedy dobiegli do domku na drzewie, nie czuł się jakbohater, ale był niesamowicie wręcz podekscytowany.I nie posłuchał policjanta, kiedy ten kazał mu sięzatrzymać.- Tam, na górze! - powiedział.Pobiegł przed siebie i wskoczył na przybite do pniadeseczki.Policjanci zostali nieco w tyle, w końcu to dorośli, więcnie biegali tak szybko, a poza tym nie ekscytowali się tym takjak on.Nie zdążyli nawet dobiec do drabinki, kiedy on był jużna samej górze.Wystawił głowę za krawędz platformy,uśmiechając się szeroko, nie mogąc doczekać się, aż zobaczyMelissę.kiedy ciemny kształt, który nagle przed nim wyrósł,syknął na niego i ruszył do przodu.Jeszcze zanim zobaczył wjego ręce nóż, Lukę stracił równowagę i krzycząc, poleciał dotyłu.Obrócił się i jedną ręką chwycił barierkę, a drugąwymachiwał bezsilnie w powietrzu.Nóż świsnął tuż nad jegogłową.Usłyszał dzwięk łamanego drewna, kiedy chłopakwychylił się i próbował go dzgnąć, ale Lukę nadal bujał się ikołysał, usiłując czegoś się złapać, czegokolwiek, prawą ręką - izacisnął dłoń na rękojeści noża.Zrobił to zupełnie przez przypadek, ale nie puszczał, bo wten sposób ostrze nie mogło go zranić, a jakiś wewnętrzny głospodpowiedział mu, aby ciągnął do siebie, więc zrobił to, ibarierka, o którą opierał się chłopiec, ponownie zatrzeszczała.Inagle chłopak puścił nóż, który spadł na platformę, złapałnadgarstek Luke a i poleciał w dół.Nie puszczał, a w dodatkudrugą ręką złapał go za nogę i zaczął się po nim wspinać.Ból przeszył ramię Luke'a - nie mógł dłużej trzymaćbarierki, lecz w ostatniej chwili jego nogi odnalazły deseczki itylko dzięki temu nie spadli obaj.Lukę nigdy nie widział tak silnego chłopaka, wisieli teraztwarzą w twarz.Z tym, że jego była umorusana błotem, a brudten wydawał się być częścią jego ciała.Oddech tego chłopaka był gorący i śmierdział, do tegodzikus uśmiechał się szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]