[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz widziała,że to było coś więcej.On się naprawdę przejmował tymi stworze-niami.- Cholera! - Zciągnął brwi, odkrywając głęboką ranę w pan-cerzu żółwia.Madi, zmartwiona, przysunęła się bliżej.- Co jej się stało?- To mogły być haczyki od sieci rybackiej, ale bardziejprawdopodobna jest śruba od silnika łodzi.One wyrządzają żółwiomnieprawdopodobne krzywdy.Przeniosła wzrok z Lance'a na samicę.- Biedna staruszka.- Ona ciągle żyje, ciągle składa jajka.- Ukucnął i wziął jed-no z nich, pokazując Madi.Było delikatne, białe, prawie tak dużejak piłeczka pingpongowa.-Złoży około stu dwudziestu jajek.SRMadi dotknęła jaja.Pokrywała je przezroczysta, rzadka sub-stancja.- Czy go nie uszkodzimy?- Nie.W zasadzie, jeżeli jajka są w gniezdzie, nie można ichdotykać, ale nie zrobisz mu krzywdy, jeżeli będziesz ostrożna.Znowu dotknęła jaja.- Ile wykluje się z nich małych?- Niewiele.Niektóre jajka nie są zapłodnione, wiele gniazdjest wypłukiwanych przez wodę, część jajek zabierają rakundy iinni naturalni wrogowie.-Zamilkł.- Wiele gniazd jest pustych.Madi zmarszczyła brwi.- Pustych?- Jaja żółwi są delikatesem.Całe plaże lęgowe zostaływymiecione przez kłusowników.Tutaj, w Stanach Zjednoczo-nych, gniazda są chronione, ale na świecie to ogromny problem.- Ale jeśli jaja dalej będą zabierane.- Nie dokończyłazdania, oboje wiedzieli.Odwróciła się do żółwicy, ze wzruszenia nie mogła złapaćoddechu.- Ona płacze.- Patrzyła na Lance'a, mrugając szybko, jejoczy także były wilgotne.- To są łzy odprężenia czy radości?Czy ona roni łzy nad losemswoich dzieci?- Nic podobnie romantycznego - powiedział oschle.-Kiedy składają jaja, łzy płyną im z oczu.Wilgoć chroni oczyprzed wyschnięciem, działaniem piasku albo drobnych ka-mieni.Słowa Lance'a były rzeczowe, wyjaśnienie oparte na fak-SRtach, beznamiętne.Ale jego oczy mówiły coś innego.Poczułaukłucie w piersi i nazwała się głupią.Samica skończyła składanie jaj i zagrzebywała je w pia-sku.Potem odwróciła się i zaczęła wracać do oceanu.W ru-chach żółwia Madi wyczuła wyczerpanie.Poszli za nim.Madi wzięła Lance'a za rękę, ich palcesplotły się.Kiedy pierwsza fala dosięgła zwierzęcia, Madi doznałauczucia odprężenia i radości.Zcisnęła rękę Lance'a i roze-śmiała się w głos, kiedy następna fala pokryła żółwia.Chwilępózniej zwierzę zniknęło w czarnym, bezkresnym oceanie.Madi, nie przestając się śmiać, odwróciła się do Lance'a.Ich oczy spotkały się, a śmiech zamarł na jej ustach.Madisplotła ręce na piersi.Dotknął jej włosów.Przez długą chwilębadali się wzrokiem, po czym Lance pochylił się do jej ust.Madi nie była pewna, czy jej serce zamarło, czy dopiero za-częło bić.Poddała się emocji i pozwoliła jej się ogarnąć, takjak woda ogarnęła żółwia.Jego wargi były stanowcze, ciepłe i silne.Jego zapach -mieszanka świeżego powietrza i słonej morskiej wody - wy-pełnił jej głowę.Zatopiła ręce w miękką bawełnę jego koszulki i pod palcamiwyczuła serce bijące mocno, ale nie całkiem miarowo.Uśmiechnęłasię leciutko.Ten człowiek, z całą jego logiką, był równie jak onazauroczony.Powędrował ustami od jej warg przez delikatny policzek ażdo miejsca na szyi.Znalazł pod uchem jej oszalały puls.Zapach,słodki i egzotyczny, był tutaj najintensywniejszy.Wdychał go łap-SRczywie, jakby nigdy wcześniej nie zaznał smaku kobiety.Oczekiwał zaskoczenia, nawet niechęci, tymczasem otrzymałakceptację i zaproszenie.Oczekiwał pocałunku śmiałego i łatwego,tymczasem ona wydawała się zażenowana i niedoświadczona.Zdawał sobie sprawę, że ona nie jest dla niego.Częściąumysłu, ciągle zdolną do rozsądnego myślenia, miał nadzieję, żebędzie się bronić.Ona podarowała mu namiętność tak wielką, żezastanawiał się, jak można żyć bez całowania jej znowu i znowu.Jeszcze raz dotknął jej ust.Chciała coś powiedzieć - połknął tosłowo.Nie był pewien, czy oznaczało akceptację, czy odmowę.Tow ogóle nie miało znaczenia, jej usta były jego.Madi uniosła ręce i otoczyła jego szyję.Znowu doznaławszechogarniającego uczucia przynależności i połączenia - z tymczłowiekiem, miejscem i czasem.Przyrzekała przecież sobie, że nigdy nie da się ponieść.Sercezaczęło jej łomotać.Czy tak samo było z jej matką? Czy to siętak zaczyna?Tak.Ogarnęła ją panika.Musiała podjąć decyzję, wybierać.Musiałoto stać się teraz i tutaj, na dobre lub złe.\Zwalczyła panikę, zwalczyła uczucie nieodwołalności i przy-należności.Nie mogła pozwolić, aby widział, jak wielkie robił naniej wrażenie.Nie ufała mu, dlatego nie mógł znać jej słabości.Odsunęła się od niego.Przestał ją całować.Odetchnęła głęboko.Tydzień temu oceniła tego mężczyznęjako potrafię sobie z nim poradzić".Tamten zwrot wydał jej sięteraz żałosny.%7łałośnie naiwny.Musi się kontrolować.Wysiliła sięna kokieteryjny uśmiech.SR- To dobrze, że oblałam twoje egzaminy, sprawa mogłabysię skomplikować.Lance szukał w twarzy Madi śladu kobiety, którą przed chwilątrzymał w ramionach.Zastanawiał się, czy była to tylko imagina-cja.Zirytowało go, że ona tak bardzo kontrolowała siebie, podczasgdy on uległ nastrojowi i emocjom.Złapał ją za nadgarstki, powiódł delikatnie kciukiem poprzedramieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]