[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gis Havilland również podążał do stolicy, mając jeszczew uszach przestrogi matki oraz dziwne słowa, wygłoszone napożegnanie przez wuja Gerarda:- Bądz rozważny, Gis.Po raz pierwszy w życiu nie wiedział dokładnie, dokąd zmierza i co ma dalej robić.Egoistyczny, uproszczony model życia,jaki wypracował sobie już w wieku lat szesnastu, a którego motywem przewodnim stało się stwierdzenie, że nigdy już nikogonie będzie kochać, nagle stracił swój cały urok.Stało się tak,91kiedy w jego życiu pojawiła się Thea Dunstan, która, gdy zdawało się jej, że nikt jej nie obserwuje, z melancholijną zadumąprzyglądała się światu.ROZDZIAA PITY Drogi Gis.".Thea wyjrzała przez okno swojej sypialni przy HampsteadHeath, a potem znów pochyliła się nad listem. Mam nadzieję, że nie zanudzi Cię na śmierć to, co mój szanowny papcio nazywa dziennym bilansem>>.Przez cały ranekwspominałam nasz spacer w lesie.Krajobraz, który widzę zaoknem, jest zupełnie inny niż ten w mojej pamięci.Tak, przedemną ścielą się zielone przestrzenie Hampstead Heath, ale zgadzam się z papą, który powiada uczenie, że to tylko rus in urbe,wieś w mieście.Wczoraj, pamiętając nasze rozmowy o poetach wojennych,przeczytałam wiersze tych, których mi poleciłeś, nie tylko znanego mi już Ruperta Brooke'a.Nie muszę Ci chyba wspominać,że czytam to w tajemnicy przed mamą.Ta konspiracja całkiemniezle mi wychodzi!"Pióro Thei zawisło na moment nad kartką.Było coś, o czymbardzo chciała napisać Gisowi, ale uznała, że lepiej tego nie robić, wobec czego nadal paplała o wszystkim i o niczym: Nie mogę powiedzieć, że przepadam za pobytami w Londynie.Wprawdzie jest tu mnóstwo ciekawych rzeczy, lecz mama prawie na nic mi nie pozwala.Pewnie nie powinnam Ci siężalić, ale wiem, że tylko Ty mnie zrozumiesz.Mama ma swojepoglądy, a ja swoje.Bardzo brakuje mi naszych rozmów z Pad-liznę.Od czasu wyjazdu z Padworth Thea pisywała do Gisa prawiecodziennie.Dysponowała jedynie adresem domku, lecz nie wy-słała tam ani jednego listu w obawie, by lady Edith nie wyśle-dziła tej tajnej korespondencji.Teraz, skończywszy kolejny listpodeszła do okna i wpatrując się w zielone korony drzew, usi-łowała wyrzucić z pamięci to, co wydarzyło się wczoraj wieczorem.Ale koszmarny obraz powracał uparcie.A nie powinna być przecież zaskoczona.Już pokojówka,Harvey, ostrzegała ją, że lady Edith coś szykuje.Matka wpadłado pokoju, gdy Harvey pomagała Thei się ubrać, i omiotła kry-tycznym spojrzeniem prostą, choć elegancką sukienkę w pię -worth.Wczoraj wieczorem mama grała, a ja śpiewałam, byliu nas znajomi, lecz nie było takiego nastroju jak wtedy.Ten listnie jest tak radosny, jak poprzednie, które pisałam do Ciebie, bocoraz więcej czasu upływa od chwili, kiedy ostatni raz się wi-dzieliśmy".Znów urwała i zaczęła nerwowo obgryzać pióro, aż wreszciedopisała: P S Hektor oświadczył mi się wczoraj wieczorem, ale od-mówiłam mu, więc dzisiaj za karę nie mogę się ruszyć z pokoju.Mama jest na mnie wściekła tak jak nigdy, ale naprawdę niemogę wyjść za Hektora, nie chcę!"Po chwili namysłu zdecydowała się na odważny podpis: Twoja Thea".Z westchnieniem popatrzyła na zapisaną stronę, a potemzamknęła pamiętnik, a raczej zbiór niewysłanych listów doGisa.Wystrzegała się jednak, by nie zamieścić najmniejszejwzmianki o adresie i kluczu, na wypadek gdyby matka znalazłajej dziennik.Zamykała go w małej komódce, wkładając pod bie-nym, morskimi odcieniu, która cudownie podkreślała urok oczui włosów dziewczyny.Thea wypatrzyła ją niedawno w małymekskluzywnym magazynie i kupiła, gdyż Gis radził jej, by nosiła takie kolory.- O, nie, tylko nie to! - oświadczyła z całą stanowczościąlady Edith.- Zupełnie nieodpowiedni odcień.Musisz natychmiast zmienić go na różowy, właściwy dla panny z dobrego domu.- To mówiąc, weszła do garderoby i wyciągnęła różową,landrynkową kreację, w sam raz odpowiednią dla słodkiej blondynki, natomiast zabójczą dla subtelnej urody Thei, której główny urok stanowiły wielkie zielone oczy i złotorude włosy.- Ależ mamo.- zaprotestowała dziewczyna, zaciskającw dłoniach materiał pięknej sukienki, w której, jak sobie wymarzyła, pokaże się Gisowi.- Nonsens, córeczko, chyba nie chcesz wyglądać tak prowokująco jak Diana Troy? - prychnęła lady Edith, szarpiąc z taką siłą, że trzasnął rozdzierany materiał.Sukienka, ciśnięta jakłach, wylądowała na łóżku.- Jasne - dodała ze zjadliwą miną,- pewnie chciałaś nią skusić kochasia, ale powiadam ci, że dzisiaj będziesz miała do czynienia z prawdziwym dżentelmenem,a nie z Gisem Havillandem, tym amerykańskim gogusiem.Dlaczego ona tak bardzo nienawidzi Gisa? - zastanawiała sięThea.Przecież jest bezwstydnie bogaty, a będzie jeszcze bogatszy, a do tego w jego żyłach płynie szlachetna krew dwóch elitarnych rodzin.Oczywiście nie jest ideałem, ale wobec takiegodziedzictwa reszta nie powinna się liczyć.Logicznie myśląc,mama powinna swatać mnie z nim, a nie z Dashwoodem, którypod żadnym względem nie może się równać z Havillandem.O co więc w tym wszystkim chodzi? Nagle, przyglądając sięwykrzywionym złością przystojnym rysom twarzy matki,95w których nie było nic ujmującego, pojęła prawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]