[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amanda wyciągnęła rękę.- Naczelniku Peck, dziękuję, że tak szybko załatwił pan nam tęwizytę.127- Zawsze do usług, pani dyrektor - odparł grobowym, starczymgłosem, który doskonale pasował do jego spalonej przez słońce i wiatrmahoniowej twarzy i bujnych, zaczesanych do tyłu siwych włosów.-Wystarczy jeden pani telefon.- Czy sprawiłoby panu kłopot wydrukowanie listy wszystkich osób,które odwiedzały Spiveya, odkąd trafił za kratki?Peck pewnie uważał, że to istotnie kłopot, ale nie dał tego po sobiepoznać.- Spivey siedział w czterech zakładach karnych.Będę musiałzadzwonić tu i tam.- Bardzo dziękuję za fatygę.- Amanda wskazała Willa.- To agentTrent.Musi zostać w pokoju technicznym.W przeszłości miał dosyćburzliwe relacje z osadzonym.- Załatwione.Powinienem panią ostrzec, że w zeszłym tygodniudostaliśmy zawiadomienie o terminie egzekucji Spiveya.Zostaniestracony pierwszego września.- Czy już o tym wie?Peck ponuro pokiwał głową.Will widział, że naczelnik nie lubitego aspektu swojej pracy.- Mam zasadę udzielać więzniom jak najwięcej informacji i takszybko, jak to możliwe.Ta wiadomość bardzo go uspokoiła.W takiejchwili oni zwykle robią się potulni jak baranki, ale proszę nie dać sięzwieść pozorom i nie czuć się bezwarunkowo bezpieczną.Gdybychoć przez moment poczuła się pani zagrożona, proszę wstać inatychmiast opuścić pokój.Niech go pani nie dotyka.Proszę siętrzymać poza zasięgiem jego rąk.Dla bezpieczeństwa będziemyobserwować panią przez kamery, a jeden z moich ludzi przez całyczas będzie czuwał za drzwiami.Zwracam uwagę, że ci ludzie sąniezwykle szybcy i nie mają nic do stracenia.128- W razie czego po prostu muszę być szybsza.- Puściła do niegooko, jakby szła na imprezę w akademiku, na której chłopcy mogą sięrozbrykać.- Jestem gotowa.Willa zaprowadzono do pokoju technicznego, sąsiadującego zpokojem przesłuchań.Było to małe pomieszczenie bez okien, coś wrodzaju więziennego biura, które spokojnie można by wziąć zakanciapę.Na metalowym biurku stały trzy monitory, pokazujące zróżnych stron Boyda Spiveya w sąsiednim pokoju.Był przykuty dokrzesła, niewątpliwie przyśrubowanego do podłogi.Przed czterema laty Spivey nie należał może do przystojniaków, alenosił się z policyjną butą, którą maskował swoje niedostatki.Miałopinię kawalarza, ale i dobrego gliny - uchodził za faceta, którego wrazie poważnych kłopotów chciałoby się mieć przy sobie.Jego aktapękały od pochwał.Nawet po tym, jak przyznał się do winy w zamianza złagodzenie wyroku, wielu policjantów z jego posterunku wciążnie chciało uwierzyć, że był umoczony w korupcję.Teraz wyglądał jak uosobienie skazańca.Wydawał się twardy jaknaostrzony granit.Skórę miał pokrytą bliznami, ciało obrzmiałe.Naplecach zwisały mu zebrane w koński ogon długie, skołtunione włosy.Jego przedramiona i szyję zdobiły więzienne tatuaże.Grubenadgarstki miał przykute do chromowanej sztaby, przy spawanej naśrodku stołu.Siedział ze skrzyżowanymi w kostkach nogami,napinając łączący kajdany łańcuch.Will domyślił się, że dla zabiciaczasu Boyd całymi dniami ćwiczy w celi.Jasnopomarańczowykombinezon pękał w szwach na nadmiernie umięśnionych ramionachi szerokiej klacie.Will był ciekaw, czy w obliczu nieuchronnej egzekucji dodatkowawaga wyjdzie temu mężczyznie na dobre, czy przeciwnie.Po kilkumakabrycznych wpadkach z krzesłem elektrycznym - włącznie z tym,129że kiedyś pewnemu człowiekowi klatka piersiowa zajęła się ogniem -stanowy sąd najwyższy Georgii nakazał w końcu przenieść staregoelektryka na emeryturę.Teraz skazańców już nie golono, niefaszerowano bawełną i nie palono na wiór, tylko przypinano do stołu,a następnie aplikowano im serię specyfików, po których ustawałooddychanie, bicie serca i wreszcie życie.Boyd Spiveyprawdopodobnie dostanie większą dawkę niż inni.Uśmiercenie takolbrzymiego chłopa będzie wymagało potężnej dawki środków.Z maleńkich głośników na biurku dobiegł zakłócany trzaskamikaszel.Will widział, jak w sąsiednim pokoju Boyd patrzy wprostprzed siebie na Amandę, która nie skorzystała z krzesła naprzeciwwięznia, po drugiej stronie stołu, tylko stała oparta o ścianę.Jak na mężczyznę o takiej posturze, Boyd mówił zaskakującopiskliwym głosem.- Boi się pani usiąść przede mną?Will nigdy nie widział, żeby Amanda okazała po sobie strach, iteraz też nie zrobiła wyjątku.- Nie chcę być niemiła, Boyd, ale paskudnie cuchniesz - odparła.Spuścił wzrok na stół.- Puszczają mnie pod prysznic tylko raz na tydzień - usprawiedliwiłsię.- Takie okrucieństwo jest zgoła niezwykłe - rzuciła żartobliwie,śpiewnym tonem.Will spojrzał w obraz kamery wycelowanej w twarz Boyda.Naustach więznia zaigrał uśmieszek.W betonowym pokoju rozbrzmiał echem stukot szpilek Amandy,kiedy podchodziła do stołu.Metalowe krzesło zazgrzytało o podłogę.Usiadła, skromnie skrzyżowała nogi w kostkach i oparła dłonie nakolanach.130Boyd nieśpiesznie otaksował ją wzrokiem.- Dobrze wyglądasz, Mandy - powiedział.- Mam urwanie głowy w pracy.- Z czym?- Słyszałeś o Evelyn?- Tutaj nie mamy telewizji.Roześmiała się.- Pewnie wiedziałeś, że się u ciebie zjawię, zanim jeszcze się na tozdecydowałam.Tu wieści rozchodzą się tak szybko, że moglibyściewysiudać z interesu CNN.Wzruszył ramionami, jakby nie miał na to żadnego wpływu.- Jak się miewa Faith? - zapytał.- Wspaniale.- Słyszałem, że zdmuchnęła obu tych facetów jak świeczki.Zdmuchnęła jak świeczki, czyli położyła ich trupem jednymstrzałem.- Jednemu wpakowała kulkę w łeb - poinformowała go Amanda.- Auć! - Skrzywił się teatralnie.- A jak tam Emma?- Strasznie psoci.Przepraszam, że nie przyniosłam ci jej zdjęcia.Zostawiłam torebkę w samochodzie.- Pedofile i tak by je ukradli.- Za grosz przyzwoitości, wierzyć się nie chce.Pokazał w uśmiechu zęby.Wyszczerbione, połamane - pamiątkę pobójkach, w których wszystkie chwyty są dozwolone.- Pamiętam dzień, w którym Faith dostała złotą odznakę - rzekł,opierając się na krześle; kajdany przesunęły się po blacie stołu.- Evpromieniała jak latarka.- Tak jak my wszyscy - przyznała Amanda, a Will uświadomiłsobie, że jego szefowa zna Boyda Spiveya bez porównania lepiej, niż131by wynikało z tego, co mu zdradziła w samochodzie.- Co u ciebie,Boyd? Traktują cię przyzwoicie?- Ujdzie.- Znów się uśmiechnął, lecz nagle się zreflektował.-Przepraszam za te zęby.Nie widziałem sensu, żeby je leczyć.- Nie są tak okropne jak ten smród.Zerknął na nią, zmieszany.- Od tak dawna już nie słyszałem głosu kobiety - mruknął.- Niełatwo mi się do tego przyznać, ale od roku nie słyszałam z ustmężczyzny czegoś równie miłego.Roześmiał się.- Znaczy się, oboje mieliśmy kiepski okres
[ Pobierz całość w formacie PDF ]