[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy do łazienki wdarło się zimno, syknęła. Cholera jasna! Chcę wziąć prysznic. Ja biorę prysznic.Bez ceregieli stanął za nią. Mnóstwo miejsca, mnóstwo wody.Odgarnęła mokre włosy z twarzy. Za daleko się posuwasz, Cooper. Posunąłbym się za daleko, gdybym położył na tobie ręce, czego niezrobię. Padam z nóg.Nie będę się z tobą kłócić. Zwietnie.Nie jestem w nastroju do kłótni. Wziął na dłoń trochęmydła z dozownika i zaczął się namydlać. Będziemy mieli powódz po tymdeszczu.Stała pod prysznicem bez słowa.Nie miała też ochoty na rozmowę.Wyszła z kabiny pierwsza, owinęła się ręcznikiem, drugim okręciłagłowę.W sypialni wyjęła flanelowe spodnie i bawełnianą koszulkę, a potemusiadła na brzegu łóżka, żeby nastawić budzik.Coop wyszedł z łazienki z mokrymi włosami; miał już na sobie dżinsy ikoszulę, której nie zapiął.342RLT Znalezli tego turystę? Nie.Gdy kończyłam wartę, jeszcze nie.Kiwnął głową, a potem usiadł, żeby włożyć skarpety, i patrzył, jak Lilkładzie się do łóżka, które zostawił jeszcze ciepłe. Masz mokre włosy. Trudno.Jestem zmęczona. Wiem. Wstał i podszedł do łóżka.Pochylił się i pocałował ją, takdelikatnie, jakby całował dziecko na dobranoc. Wrócę pózniej.Przesunął palcem po jej policzku, a potem podszedł do drzwi. Nie chodzi tylko o seks, Lil.Nigdy nie chodziło.Nie otwierając oczu, słuchała, jak Coop schodzi po schodach.Odczekała,aż drzwi frontowe się otworzyły, a potem zamknęły za nim.Poddała się zamętowi, który udało mu się w niej wywołać.Gdy deszczbębnił o dach, rozpłakała się i zasnęła.Padało przez całe przedpołudnie, trzeba było więc odwołać wszystkiezaplanowane przejażdżki i wycieczki.Coop oporządził zwierzęta na farmie ipo godzinie przestał wyrzekać na deszcz i wiatr.To nie miało sensu.Dziadek zabrał się do czyszczenia i reperowania uprzęży, babciazagłębiła się w stos dokumentów oboje w cieple, pod dachem a on samzaładował dwa konie do przyczepy. Na wzgórzach jest mnóstwo kryjówek zauważyła Lucy, gdypakowała lunch dla Coopa. Modlę się, żeby ten biedak znalazł schronienie.Bóg wie, jak go odnajdą przy takiej pogodzie. Wysłaliśmy sześć koni dla ochotników.Zawiozę do miasteczka jeszczedwa, w razie gdyby były potrzebne.Najgorzej, że będzie powódz.343RLT Tyle problemów.Za dużo.Spadły jak deszcz. Przejaśni się.Jeśli będą potrzebowali więcej ludzi do poszukiwań,przyłączę się do nich.Dam wam znać.Jeśli nie wrócę za kilka godzin. Będziesz dziś znowu nocował u Lil.Zatrzymał się z ręką na klamce. Tak.Dopóki sprawa się nie wyjaśni. A ty i Lil? Rzuciła mu bystre spojrzenie. Między wami też sięwyjaśnia? Pracuję nad tym. Nie wiem, co zaszło między wami przed laty, i nie pytam o to.Ale jeślikochasz tę dziewczynę, nie trać czasu.Chciałabym przed śmiercią zobaczyć,że się ustatkowałeś i jesteś szczęśliwy.I, do licha, chciałabym, żeby pojawiłysię tu jakieś dzieci.Potarł kark. Nie ma co się śpieszyć. Z mojego punktu widzenia wręcz przeciwnie.Jeśli zamierzasz zgłosićsię do poszukiwań, lepiej wez strzelbę.Podała mu torebkę z lunchem, a potem ujęła w dłonie jego twarz. Uważaj na siebie, bo jesteś mi bardzo drogi. Nie martw się, babciu.Nie ma powodu do niepokoju pomyślał podczas trudnej ze względu nawarunki pogodowe, nieprzyjemnej jazdy do Deadwood.To nie na niegodybano, nie on zgubił się gdzieś na wzgórzach.On pózniej w takim wypadkutylko robił, co trzeba.Wypożyczał konie, przyłączał się do poszukiwań, jeżelipotrzebowano ludzi.A jeśli chodzi o Lil? Jedyne, co mógł zrobić, to być z nią.Czy ją kochał?344RLTZawsze ją kochał.W tym przypadku też robił, co trzeba.%7łył bez niej.Itylko patrzył, gdzie się znalazła.Dokładnie tam, gdzie chciała i gdzie byćpowinna.Zajmowała się tym, o czym zawsze marzyła.Pokazała, na co ją stać,on w swojej dziedzinie zresztą też.Nadal zamierzał robić, co trzeba.Problem polegał tylko na tym, że niewiedział, na czym stoi w relacji z Lil.Był jej przyjacielem? Okazjonalnym kochankiem? Portem podczasburzy?Cholera.Tym razem to nie wystarczy, nie jemu.Będzie więc naciskał, boz jego punktu widzenia to właśnie trzeba było zrobić.Wtedy oboje sięprzekonają, na czym stoją.Tymczasem postara się ją chronić w miarę możliwości.Czy jej się tobędzie podobało, czy nie.Kiedy Coop zajechał, Gull wyszedł ze stajni.Z ronda jego kapeluszaspływała woda i ściekała po lśniącym płaszczu przeciwdeszczowym, gdypomagał wyprowadzić konie z przyczepy. Nadal go nie zalezli! poinformował, próbując przekrzyczeć szumdeszczu. Trudno dostrzec ślady w taką pogodę.Roztopy, deszcz i mamypowódz.Kiepsko to wygląda, szefie. Będą potrzebowali więcej koni. Coop spojrzał na ciemne, zagniewaneniebo.Nawet gdyby wysłać helikoptery, to i tak, do diabła, niewiele dałoby sięz nich zobaczyć.Tylko poszukiwania na ziemi mogły przynieść efekt. Usiłują go namierzyć za pośrednictwem telefonu komórkowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]