[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skłonił się w pas.- Pragnę wyrazić szczery podziw dla pani urody.Pozwolipani, że się przedstawię.Kapitan Jack Cameron, do usług.Dama westchnęła cicho, zaczerwieniła się jeszcze bardzieji zakryła usta szeroko rozłożonym wachlarzem.Jack nagle doznał olśnienia.- Zaraz.- wybełkotał.- To niemożliwe! Czy naprawdęrozmawiam z panną Hester Waring?Hester dumnie uniosła głowę, rozbawiona jego zaskoczeniem i głupawą miną.- Nazywam się Hester Dilhorne, jak zapewne pan słyszał.Nie powinien pan ze mną rozmawiać.To raczej nierozsądne.Opuściła wachlarz i obdarzyła Camerona chłodnym, spokojnym spojrzeniem.Zdumiał się jej zachowaniem.O'Connelli wszyscy inni mieli całkowitą rację.Dawna Hester Waringprzemieniła się w piękną i pewną siebie kobietę.Ogarnął go gniew.Czym ten łajdak Dilhorne zasłużył sobiena tak cenną nagrodę? Znalazł prawdziwą perłę.- Pani Dilhorne - powiedział i skłonił się ponownie.- Cieszę się, że panią właśnie tutaj zastałem.Chciałbym panią przeprosić za wszystkie przykrości, jakich pani doznała z mojegopowodu.Raz jeszcze wyrażam podziw dla pani urody.Tym razem nie kłamał.Stał bowiem przed kobietą, jakiejzawsze szukał - i nie potrafił znalezć, choć przez tyle lat żyłatak blisko niego.Hester jednak nie pozwoliła mu na dalsze komplementy.- Szkoda fatygi, kapitanie.Nie mam ochoty z panem rozmawiać ani wysłuchiwać pańskich przeprosin.Proszę odejść.Chcę przypomnieć, że wiele pan ryzykuje, zwracając się właśniedo mnie.Cameron jednak nie słuchał.Był nią oczarowany.Nie bacząc na niebezpieczeństwo, stał jak wmurowany.Nie mógłoderwać oczu od jej przecudnej twarzy.%7ładna kobieta na tejsali nie mogła się z nią równać.Piękno i duma - oto cechyurodzonej damy.Hester rozejrzała się za Tomem, który stał w oddali, zajętyrozmową z Willem Frenchem.Zdawała sobie sprawę z możliwych konsekwencji - poza tym nie wierzyła, że zachwyt Camerona jest prawdziwy.Za pózno! Jack nie zamierzał odejść, a Tom przypadkiemspojrzał w stronę żony i ujrzał ją w opałach, nagabywaną przezłotra Camerona.Z wyrazu jej twarzy wywnioskował, że miaładość rozmowy.- Jestem potrzebny żonie - powiedział krótko do Willai przeszedł na drugą stronę sali.Patrzono teraz na niego, ale Jackjeszcze nie zauważył nadciągającego zagrożenia.Tom chwycił go za ramię i odwrócił do siebie.Z satysfakcjązauważył, że Jack pobladł na jego widok.- Będę ci wdzięczny, jeśli zostawisz tę damę w spokoju, Cameron.- Próbowałem ją tylko przeprosić, Dilhorne.- Twoje przeprosiny też ją obrażają.- Nie miałem na myśli nic złego.- Wątpię, czy w ogóle myślisz.Jack doszedł do wniosku, że jeśli spuści z tonu, stanie siępośmiewiskiem.Nie ścierpiałby takiej hańby.Poczerwieniał zezłości.- Posłuchaj, Dilhorne.-zaczął.Tom z trudem nad sobą panował.Zacisnął rękę na ramieniukapitana.- Mam cię znowu nauczyć dobrych manier? - wycedził lodowatym tonem.- Ostrzegam cię, Cameron.Nie wystawiaj napróbę mojej cierpliwości.Odejdz od mojej żony.Wszyscy patrzyli wyłącznie na nich.Hester z niepokojemobserwowała Toma.W niczym teraz nie przypominał człowieka, którego znała.Doszła do wniosku, że powinna coś zrobić,zanim trup Jacka Camerona spocznie na parkiecie.Wstała z wdziękiem, położyła dłoń na ramieniu męża i jednocześnie z trzaskiem zamknęła wachlarz.Tom uczył ją, że takczasami postępują Japonki.- Panie Dilhorne.Kochanie, jest mi trochę słabo.Wyprowadz mnie na zewnątrz.Jestem pewna, że kapitan Cameron nie będzie nas zatrzymywał.Tom zerknął na nią.Wcale nie wyglądała na chorą.Mówiłaz lekkim rozbawieniem, jak zawsze, kiedy się przekomarzali.Na pożegnanie skinęła głową w stronę Camerona.Tom natych-miast ochłonął z gniewu.Podziwiał niezwykły takt i spokój żony.Nie pierwszy raz dzięki niej uniknął poważnej opresji.Doskonale potrafiła wykorzystać tak zwaną kobiecą słabość".Niechętnie puścił ramię Jacka, wziął Hester pod rękę i poprowadził ją w stronę szklanych drzwi, wychodzących na taras.Nie obejrzeli się za siebie.Goście odetchnęli z wyrazną ulgą.Jack Cameron, przybity, stał samotnie w rogu sali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]