[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie najlepiej toświadczy o naszych służbach specjalnych.– To nieporozumienie – odparł z uśmiechem Milik.– Jestemtutaj pod eskortą policji.– Tak, a niby gdzie ta policja?– A tu! – Klepnął w plecy Grega.– Powie pan coś dlatelewizji, panie komisarzu?Greg zakrztusił się własnym oddechem, choć myślał, że toniemożliwe.– Eee.Bartek nachylił się do jego ucha i szepnął:– Zawsze chciałeś być gwiazdą, no to masz swoje pięć minut.– To wcale nie jest śmieszne.Greg był porządnie wkurzony.Nie po to skupiał się naobserwacji całej sali, by teraz rozpraszano jego uwagę.Mógłprzez to nie dostrzec w porę niebezpieczeństwa.Mówił przecieżdurniowi, że zabójca może przyjść na konferencję.A jeśli siępojawi, to w przebraniu.Trudno będzie go rozpoznać.Potrzebanajwyższego skupienia, żeby nie dać się okpić.W tym momencie wydarzyły się trzy rzeczy.Do sali wszedłjakiś łysy mężczyzna średniego wzrostu, zupełnieniewyglądający na dziennikarza.Włożył rękę do kieszenimarynarki, jakby sięgał po broń, i szedł prosto na nich.Chwilępóźniej w wejściu zaroiło się od antyterrorystów.Łysol byłcoraz bliżej i wyraźnie miał sprawę do załatwienia.Gregrozpoznał go w ostatniej chwili.Wstał i.zasalutował.– Generał Sońko.– Łysy wyciągnął z wewnętrznej kieszenilegitymację i mignął im przed oczami, wyraźnie kierując ówgest do Milika.– Chciałbym, żebyście poszli ze mną.Rozejrzał się po sali, ale nie znalazł tam osoby, której szukał.– Bylibyście uprzejmi poprosić panią Martę, by namtowarzyszyła?Milik miał ochotę warknąć i się sprzeciwić, ale tylko zapytałspokojnie: – A nie możemy po konferencji? Chcemy zadaćpanu ministrowi Szarawarskiemu parę ważnych pytań.Łysy spojrzał w kierunku mównicy.W tym momencie do saliwszedł sfrustrowany i wyraźnie zdenerwowany rzecznik resortuw towarzystwie roztrzęsionego podsekretarza stanu do sprawspółek strategicznych.– Przepraszam państwa – powiedział rzecznik.– Z przyczynod nas niezależnych dzisiejszą konferencję poprowadziwiceminister.O co tu, u licha, chodzi? Czy to jakaś pułapka?Milik spojrzał na Grega, który także wydawał się mocnozaskoczony.– Nie czas na pytania – powiedział łysy.– Proszę za mną.Marta przedarła się do nich ze swojego miejsca.Dopiero gdy wsiadali do podstawionego pod same drzwiopancerzonego radiowozu, generał krótko wyjaśnił: –Szarawarski nie może złożyć nikomu wyjaśnień, bo właśniezostał porwany.39Zabójca nie krył rozbawienia.W lesie wymienili samochód,gdyż istniało ryzyko, że ktoś mógł zapamiętać markę pojazdulub numery rejestracyjne.Porwanie ministra okazało się dziecinnie proste.Zatrzymał jego limuzynę tuż przed bramą willi, wysokouniósłszy podrobioną legitymację BOR.Miał elegancki garnituri wyglądał jak trzeba.Także limuzyna była identyczna z tymi,których używali borowiki.Kierowca ministra był wprawdzieżołnierzem BOR, ale swymi umiejętnościami nie przekraczałnawet pięciu procent zdolności Szakala.Unieszkodliwieniechłopaka zajęło niespełna trzy sekundy.W ciągu pięciunastępnych złamał biedakowi kark.Minister zdążył wysiąść w chwili, gdy napastnik zodbezpieczonym desert eagle’em podchodził do rządowejlimuzyny.Dziwny to kraj, w którym ministrowie mają tak słabąochronę, na dodatek kompletnie nieoczekującą ataku.Jakbynikt nie wierzył, że kiedyś i tu pojawi się jakiś wariat albofanatyk z misyjnym przywiązaniem do tradycji.Szarawarski za to zachował się jak rasowy polityk, któregonauczono, że lepiej zdać się na los niż na własne umiejętności,szczególnie gdy jesteśmy świadomi ich braku.Los wszystko zanas załatwi.Autostrady, kontrakty gazowe i lądowaniasamolotów.Uda się albo się nie uda.Nie nasza wina, tylko przeznaczenia.– Jeśli nie chcesz mieć w głowie dziury wielkości orzecha,pójdziesz ze mną.Poszedł.Był grzeczny.Nie stawiał oporu.Nie miał pojęcia, kim możebyć napastnik, nie czuł jednak strachu.Może to tylko jakieśćwiczenia.Porywacz przypominał borowika.Nie budził w nimodrazy.Nie był nawet czarny czy beżowy, jak Szarawarskinazywał Arabów.Nie, to jakaś ściema.Po co ktoś miałby porywać tak nieistotnego ministra jak on?Z przyjaciółmi od wziątek też przecież się nie poróżnił.Realizował wszystkie ustalenia i strategie.Wykonywał więc polecenia bez protestu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]