[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brandy spotęgowałauczucie nierealności i przekonanie, że znany dobrze świat zmienił się na zawsze.Zobaczywszy, że powieki Helenę zamykają się powoli, przytrzymał kierownicę.- Jesteś zmęczona - powiedział.- Powinniśmy zatrzymać się na chwilę.- Dobrze - szepnęła.Spojrzał na zegarek.Dochodziła dziesiąta.- Pozwól mi poprowadzić, a ty rozglądaj się wokół.Zamienili się miejscami iteraz prowadził Jake.- Tutaj - odezwała się po chwili.- Skręć tutaj.Minąwszy wykutą z żelaza bramę, pojechali wąską, wysadzaną drzewamialeją.W oddali zobaczył obrysowany księżycową poświatą duży budynek.Bajkowe wieżyczki i wykusze przypomniały mu zamek z drzeworytu Anni iznów poczuł ostre ukłucie bólu i gniewu, że go porzuciła.Doprowadził sportowy wóz do połowy żwirowego podjazdu przed domem.Helenę wyskoczyła z samochodu i podeszła ku drzwiom.Schody zarzucone byłybezładną mieszaniną ubrań oraz różnych przedmiotów - sztućców, ozdób,dziecięcych zabawek - jakby ktoś prowadził na tarasie wyprzedaż pozostałych posezonie towarów.Jake sięgnął do klamki i drzwi otworzyły się bezszelestnie.Pocierając zapałkę, rozejrzał się po westybulu.Połamane na kawałki ozdobneramy, z których wydarto płótna, leżały na dywanie, a jasne kwadraty na ścianachwskazywały miejsca, gdzie niegdyś wisiały.- Szabrownicy - mruknął z goryczą.Helenę chwyciła go za łokieć.- Mogą jeszcze tu być - szepnęła.- Nie sądzę - odrzekł, tak jak ona, szeptem.- Może jest tu coś do jedzenia.Umieram z głodu.Wrócił do samochodu po latarkę, a potem zaczął szukać kuchni lub spiżarni.Dom był zaśmiecony, co wskazywało, że dokładnie go splądrowano.Stukotwysokich obcasów Helenę wydawał się nienaturalnie głośny.Usłyszał jej głos.- Wielu rzeczy nie wzięli - mówiła.- Zniszczyli je tylko i powyrzucali.Jake oglądał kawałki weneckiego szkła oraz kosztowny, szlachetny dywanpocięty nożem, przypominając sobie kolumny uchodzców i bombowce.Kuchnia i spiżarnie zostały ogołocone ze wszystkiego.Było coś ohydnego wtych pustych półkach i stojących otworem kredensach.Pod worem śmieci Jakeznalazł jednak kosz pełen warzyw.O dziwo, w kuchennym piecu był równieżwęgiel.Odwrócił się, żeby zapytać Helenę, czy umie gotować, ale zrozumiał, żebyłoby to bezsensowne, więc sam się wziął do obierania ziemniaków i marchwi.Ona zaś wędrowała po oświetlonym księżycem ogrodzie.Kiedy warzywa sięugotowały, Jake zobaczył, że Helenę postawiła na środku stołu niewielki bukietkwiatów i nakryła ów stół na dwie osoby srebrnymi sztućcami oraz włoskimszkłem, którego szabrownicy najwyrazniej nie zauważyli.- Z pewnością jest tu także piwnica - powiedział.Przeszukując sutereny,odkrył jakieś zamknięte drzwi, alenie było w nich klucza.W jednym z pomieszczeń znalazł siekierę i rąbiąc niądrzwi, pomyślał, że nie jest lepszy od tych, którzy wcześniej splądrowali tenpiękny dom.Ale wino było dobre na wszystko, a on pragnął wina.Posiliwszy się, poszli na górę.Sypialnie były bogato zdobione; nad łóżkamizwieszały się jedwabne i aksamitne baldachimy.Jake zdjął buty i opadł naposłanie.Po chwili, gdy wydarzenia owego dnia zaczęły niespokojnieprzechodzić w senne majaki, nagle obudził go dzwięk otwieranych drzwi.Usiadł,z bijącym sercem wpatrując się w ciemność.Wtedy usłyszał głos Helenę.- Nie mogłam zasnąć, wciąż myślę, że mogą tu wrócić.Czy pozwolisz, żepołożę się przy tobie?Miała na sobie tylko jedwabny stanik i majteczki.Wsunęła się międzyprześcieradła, a potem zapadli w sen.O świcie Jake się obudził i dotknął wargamijej gładkiego ramienia.W miłosnym akcie z Helenę pożądanie Jake'aspotęgowane było chęcią zemsty za to, iż Anni go opuściła.Pózniej wstali, ubralisię i ruszyli dalej.Kiedy w południe rozstawali się w Blois, uścisnęli sobie dłoniei wymienili uprzejme słowa pożegnania.Czas zaoszczędzony poprzedniego dnia dzięki jezdzie autem, Jake straciłtego popołudnia.Zaczęło padać, a ciężkiekrople deszczu zamieniały piach w błoto
[ Pobierz całość w formacie PDF ]