[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się wyprostował, na chwilęspojrzał jej w oczy, potem położył jej rękę na swoim ramieniu i wróciłdo towarzyskiej rozmowy.109- Pani Considine opowiadała mi właśnie o nowej rasie owiec, którą hodował jej syn.Mimo że w okolicy było mnóstwo tych zwierząt, Sara wzasadzie niewiele o nich wiedziała, o gatunkach, hodowli, wypasaniu istrzyżeniu.Bardzo dużo jednak wiedziała o przędzeniu i tkactwie.Pani Considine zdawała sobie z tego sprawę i patrzyła na niąbadawczym wzrokiem.- Moja droga, z nowych owiec uzyskujemy zupełnie inną wełnę.Jest delikatniejsza niż ta, którą zazwyczaj się spotyka.Gdyby tozależało od ciebie, to do której przędzalni byś ją wysłała?Sara zdając sobie sprawę, że Charlie jest bardzo ciekawy jejreakcji, zaczęła się zastanawiać, zarówno dlaczego ją o to spytano, jaki jakiej powinna udzielić odpowiedzi.- Jeśli wełna jest cieńsza, a zakładam, że tak jest, to wzięłabymją do przędzalni Corriganów w Wellington.To mała firma, ale dobrzeRSwyposażona, i pracownicy są przygotowani, żeby poradzić sobie zczymś, co wymaga dodatkowej uwagi.Większość pozostałychprzędzalni zrobiłaby z nią to samo, co z każdą inną, zamiastwykorzystać jej zalety i stworzyć coś lepszego.- Corrigan, tak? - Pani Considine skinęła głową.- Powiem o tymJeffreyowi.Na pewno będzie zadowolony, że przezornie zapytałam.-Zachęciwszy jeszcze Charliego, żeby wypróbował nowej wełny, paniConsidine odeszła.Sara przeniosła na niego wzrok.- Co ty tu robisz? - spytała.110Zrobiło mu się przykro, ale nie dał tego po sobie poznać;spośród wszystkich kobiet, które ich obserwowały, tylko Sara była wstanie to dostrzec.- Nie wiedziałem, że to jest tego rodzaju spotkanie.- Rozejrzałsię dookoła.Tylko Sara była na tyle blisko, żeby dostrzec w nimdesperację.- Sądziłem, że będzie tu przynajmniej kilkudżentelmenów.Miał na myśli dżentelmenów takich jak on.Powstrzymała sięprzed komentarzem, że w tej okolicy jest zaledwie kilkudżentelmenów takich jak on.- Jest siedmiu innych mężczyzn i wszyscy są dżentelmenami.- Dwóch starych dziwaków i pięciu szczeniaków, którzy mająjeszcze mleko pod nosem.Czuję się jak ostatni dureń.Sara powstrzymała się od śmiechu.- Czemu więc przyszedłeś?RSSpojrzał na nią, wpatrywał się w jej oczy i nic nie powiedział,ale ona wyczuwała jego odpowiedź; potrafiła wyczytać z jego oczufrustrację i poirytowanie.Wstrzymała oddech i przez chwilęzastanawiała się, czy on też to zrobi.On jednak tylko powiedział do niej po cichu:- Wiesz, czemu przyszedłem.Myślałem.- Wykrzywił usta.-Jak widać, przeliczyłem się.Rozumiała zbyt dobrze, czuła bowiem to samo, to samopragnienie jego dotyku, pocałunku, splecenia ciał.Poczuła, że brakjej tchu.111- Bez względu na wszystko już tu jesteś i nie możesz teraz wyjść.Będziesz musiał wykorzystać tę sytuację.- Dokładnie to samo pomyślałem.- Ujął jej ramię, a jego wzrokponownie skierował się na obserwujące towarzystwo.- Pomijającwszystko inne, nie ma powodu, abyśmy grzecznie udawali, żejesteśmy sobie obojętni.- Zgadza się.- Jak to się stało, że tak dużo wiesz na temat wełny? - Powolizaczęli przechadzać się po pokoju, a Sara domyśliła się, że to dlatego,aby nikt do nich nie dołączył.- Mówiłam ci, że kiedy dzieci z sierocińca skończą czternaścielat, znajdujemy im pracę w sąsiednich miastach.Bardzo dokładniesprawdzamy miejsca pracy, do których wysyłamy naszychwychowanków, i dzięki temu wiemy, czym będą się zajmowali.Wiąże się to z tym, że uczymy się, jak dane przedsiębiorstwoRSfunkcjonuje.- Spojrzała na niego.- Dzięki temu wiem bardzo dużo natemat tego, jak działają przędzalnie w Taunton i Wellington.- Czy wiesz także sporo na temat magazynów i przystani wWatchet? - zapytał Charlie.- Nie aż tak dobrze, gdyż tymi sprawami zajmuje się pan Skeggs.- Muszę zatem pamiętać, żeby złożyć panu Skeggsowi wizytę.-Spojrzał jej w oczy.- A może mógłbym kiedyś spotkać się z nim wsierocińcu?Sara uśmiechnęła się szeroko.- Po tej grze w baseball będziesz tam zawsze mile widziany.112Charlie uśmiechnął się i spojrzał przed siebie.Mimo że przyciągali uwagę pozostałych gości, nie odstępowałjej na krok - towarzyszył przy pogawędkach z matronami, przy kolacjiprzytrzymywał jej talerz, gdy nakładała łososia, a potem śledziłwzrokiem każdy ruch.Usiedli przy małym stole, żeby zjeść, a Clary i Gloria do nichdołączyły.Sara z rozbawieniem obserwowała rezygnację Charliego,który cierpliwie znosił cięte uwagi dziewcząt, co w rezultacieprzyniosło oczekiwany efekt, bowiem jej siostry odeszły, abyposzukać galaretek, a w drodze powrotnej zaczepiły je koleżanki.Większość pozostałych gości także była czymś zajęta, ale nadal paręosób bacznie im się przyglądało, choć już nie tak natarczywie jakpoczątkowo.Po raz pierwszy, odkąd tu przyszła, Sara poczuła, żemoże spokojnie oddychać.Spontanicznie spojrzała na Charliego, który siedział koło niej iRSpatrzył na talerz; myślami był gdzieś indziej.Nagle jego uwagaskupiła się na niej.Mimo że się nie poruszył, nie drgnął nawet o cal,to opanował go spokój, i ona to wiedziała.Potem podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały.W jegoniebieskich oczach był ogień i czar, coś, co ją kusiło i na co starała się reagować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]