[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sam widzisz uśmiechnąłem się. Raz miał dla nasodczyt.Patrol zapłacił mu za to kupę forsy. Cholera, nawet go sobie nie zdążyłem obejrzeć.Wyjął papierosa, zapalił wzrokiem, zaciągnął się. Gdzie leziesz? zatrzymałem go. Co mówiłem okałużach? Omijaj je, dłużej pociągniesz. A co z nimi może być nie tak? Napalm zamarł tużprzed wielkim oczkiem. Przecież na dnie nie czai sięjakiś tam ichtiandr! Może nie ichtiandr, a może właśnie on. Chodziłemw tę i z powrotem, przyglądając się odbiciu nieba w tafli.Słońca nie było w niej widać. W tej na przykładkonkretnej bezdennej kałuży zmieści się cała kompaniaichtiandrów. Bezdennej? A co to znowu za dziwo? Kto tam wie.Po prostu jak w nią wpadniesz, to cały.Chlup i nie ma cię. Toniesz? Znikasz.Wrzuć tam cokolwiek, przepadnie starałemsię tłumaczyć jak umiałem. Chłopaki opowiadali, że wchutorach tak właśnie pozbywają się śmieci.Tylko żekałuże nie pozostają w jednym miejscu.Dzisiaj zobaczyszją tutaj, jutro gdzie indziej. Coś kręcisz. Napalm przykucnął, wetknął koniecniedopałka w wodę. O kurczę, jakby brzytwą odciął! A co mówiłem? A gdyby rękę? Masz jakąś zapasową? To było głupie pytanie. Napalm wrzucił filtr wkałużę. A jak poznałeś, że to właśnie takie ścierwo? Słońce się w niej nie odbija.Wszystko widać jak wlustrze, a słońca nie.Sam sprawdz.Nadleciał wiaterek, powierzchnia wody zmarszczyłasię, ale zaraz znów była z powrotem gładka niczym szkło.A właściwie niczym zwierciadło.Było w niej widać donajdrobniej szych szczegółów i niebo, i białą kropkęszybującego wysoko ptaka, i przydrożne krzewy, i mnie zNapalmem.Nie odbijało się tylko słońce. Dlaczego stoicie? zawołał Grigorij.Podczas gdy oglądaliśmy grozne zjawisko, reszta grupyprawie nas dogoniła. Mamy tu bezdenną kałużę! odkrzyknąłem.Uprzedzinnych. Dobrze. Słuchaj, a może to są portale na tamtą stronę? rzekłodkrywczo piromanta, kiedy ruszyliśmy dalej. A co,chcesz sprawdzić? Nie.Ale moglibyśmy podpuścić Chana.Przestałby wkońcu nudzić roześmiał się mój towarzysz. Nie zgodzi się. Niech biegają swobodnie po kałużach przechodnie cieniutkim głosem zanucił piosenkę Krokodyla Gieny.Szkoda, że powiedzieliśmy im o tym ścierwie. A gdybyw nią wlazł kto inny niż Chan? To kaplica wzruszył ramionami. O, zobacz! Co takiego? No, tam. Piromanta podszedł do leżącego na drodzefragmentu betonowego słupa, od północnej stronyobrośniętego mchem. Strachogon.Chcesz? Czemu nie? Wziąłem od Napalma dymiący kawałekmchu i odetchnąłem głęboko, zbliżając do niego usta.Przestrzeń skurczyła się.Teraz tylko jeden krok imożna się znalezć na drugim końcu pola.Jeden ruch rękąi.Poczucie wszechmocy minęło tak samo nagle jak siępojawiło.Ale pozostało uczucie odprężenia i lekkiejwesołości. Jeszcze? zaproponował piromanta. Wystarczy odparłem zdecydowanie, a on wyrzuciłmech na pobocze.Nie należy z tym przesadzać.Toksyny odkładają się worganizmie i chociaż od mchu nie uzależnia się jak odinnych narkotyków, jednak w pewnym momenciestrachogon może rozluznić człowieka zanadto.A to by wnaszej sytuacji było bardzo niepożądane.A w ogóle, gdyby zerwany mech nie tracił właściwościpo paru minutach, w Forcie przybyłby jeszcze jeden lekki narkotyk.Chociaż, dlaczego lekki ? Z pewnościązaczęliby z niego i kaszę robić, i inne żarcie.Przedsiębiorcze typy wdrożyłyby jak nic przetwórstwo napoziomie przemysłowym.Daj tylko człowiekowimożliwość zarabiania na słabości bliznich, zaraz towykorzysta.A tak strachogonem zabawiali się tylkowłóczędzy, A co by się miało stać od dwóch sztachnięć? Napalmwytarł ręce o spodnie. Z kumplem prawie rokcodziennie to paliliśmy i nic. Mieszkałeś poza miastem? Nie.Ale mam przyjaciela, botanicznego geniusza,który w piwnicy założył całą plantację.Nie na sprzedaż,tylko dla siebie.Dopóki mech nie rozrósł się za bardzo,wszystko było jak należy.Ale potem mieszkańcy zparteru zaczęli chodzić na permanentnym haju, więcwezwali SSE.Plantacyjka poszła w diabły. Posadzili tego twojego kumpla? Za co? Nie mogli mu nic udowodnić.Za to sąsiedzigo pobili. Napalm westchnął. Musiał Leopardyczspieprzać.W odpowiedzi tylko chrząknąłem. Sopel, patrz, kaczki! Co z tego? Strzelaj, będzie pieczyste! Jasne, będę marnował amunicję na takie pierdoły.Jakie tam pieczyste na wiosnę? Sama skóra i kości, wdodatku mięso zajeżdża błotem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]