[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ujmując tołagodnie.Kiedy zrywa się, obracam się na pięcie i ruszam nakorytarz, jego ręka jak szpon rwie mi sweter.Na czworakachwspinam się na schody, serce bije mi jak szalone, aż docieramdo drzwi Charliego.Tam się zatrzymuję i czekam.- Podejdź bliżej, a zacznę drzeć się wniebogłosy.- Tak, jesteś w tym bardzo dobra.Krzyżuję ramiona i mrużę oczy.Zostań tam, gdzie jesteś,ty łajdaku.- Zrobiłem notatki.Dokładne.- Patrzy na drzwi Charliegoi zniża głos.- Słyszałem każde słowo.Jakie z ciebie prostestworzenie.Nie pomyślałaś, że mogę usłyszeć?Robi krok na przód, a ja ani drgnę.- Nie martw się - szydzi.- Nie dotknę cię.Nie ma mowy,żeby wyrzucono mnie z tego domu.Każda cegła należy domnie, dobrze wiesz.- Jego spojrzenie omiata moje ciało.- Niemogę sobie wyobrazić, jakim cudem znalazłaś sobie kogośinnego, ale fakt, że popełniłaś cudzołóstwo, stosownie cięobciąży.- Jesteś cholernym pajacem.Idź do diabła.- Zamiast tego wyślę faks albo dwa do Todda Grimleya.-Wyciąga zegarek z kamizelki.- Wyślę teraz.Będzie miał caływeekend, żeby wszystko wnikliwie przejrzeć.Dobranoc,kochanie.Rozdział 68Piątek, 20 październikaZerkam na budzik, kiedy dzwoni telefon.Ósmatrzydzieści.- Słucham?- Cześć, Kate.Tu Sukey Smith.Słyszę szelest papierów.- Cóż, przede wszystkim gratulacje! Przedstawiłaśdoskonałe arkusze kalkulacyjne.Doprowadzimy ten rozwóddo końca i szybko będzie po sprawie.Bogu dzięki.- A teraz coś bardziej osobistego.Jesteś tam jeszcze?Ziewam.Nie spałam najlepiej ostatniej nocy.- Dzień dobry, Sukey.Tak, jestem.- Pół godziny temu dzwonił Todd Grimley.Ujmując to wwielkim skrócie, powiedział mi, że masz nowego faceta.- Nie do końca tak bym to ujęła.- Kate.Co ci radziłam na początku?Żyj jak zakonnica aż do ogłoszenia rozwodu.Co jest takiego we mnie, że ludzie myślą, że mogąnadzorować i komentować moje prywatne życie? Terazkompletnie obce osoby wścibiają nosy w moje sprawy.Wdużym stopniu to musi być moja wina.Cholera, byłam taka.słaba.Leżę na poduszkach, czekam i przyglądam sięzasłonom, które zrobiłam do tych nachylonych okien,dopasowałam każdy szew, ułożyłam każdy pasek, żółty zniebieskim.- Kate, Kate, Kate.Zapomnij o facecie.Chociaż raz wżyciu bądź niezależna.- Mamy już datę rozprawy, Sukey? To się ciągnie odmiesięcy.- Popełniasz wielki błąd.Kiedy poznałaś tego Erika?- Sukey, to moja sprawa.Zamierzam kupić pewien domwe Francji, poza tym czeka mnie jeszcze remont na własnykoszt.Dom zapewni mi schronienie i źródło dochodów.Kłopot w tym, że jeśli sprawy nie wyjaśnią się w ciągu kilkutygodni, stracę tę szansę.Możemy się spotkać?Cisza.A potem pada krótkie:- Poniedziałek dwudziestego trzeciego o dziesiątej będzieci pasował?- Świetnie.Co za odwaga!Gdy tylko się rozłączam, telefon znowu dzwoni.Numer z Dorton.To znowu Biddy.Albo tata.Dziewiąta godzina.A potem próbują dziesięć podziewiątej.Dwadzieścia.Wpół do dziesiątej.O dziesiątej.Chowam komórkę pod materacem.Najwyższy czas wziąć prysznic i się ubrać.Czuję się odświeżona.Wciągam grube rajstopy, czarnepolo i czerwoną spódnicę.Kiedy schodzę pewnym krokiem,bo jestem silna i wszystkim pokażę, do cholery, tak,wszystkim pokażę, słyszę:- O, tak, Biddy, wiem, wiem.Zastygam w bezruchu.Rodney jeszcze tu jest.- Mówi, że poznała go we Francji, tak? Proszę, proszę.Uwierz mi, byłem zupełnie szczęśliwy.Kompletnie mniezaskoczyła, gdy zażyczyła sobie rozwodu.Interes? No proszę,niekończące się niespodzianki.Ha! Nasza Kate planujeprowadzić pensjonat? Dobry Boże.Nasza Kate? Przełykam ślinę i czekam na więcej.- Nie zamierzam tracić z tobą kontaktu, Biddy.Nie potych wszystkich latach.Co myślę? Że zachowanie Kate jestbulwersujące.W ustach mam sucho, w głowie mi się kręci.- Wobec tego do zobaczenia w sobotę.Do widzenia,Biddy.Dzwoń, kiedy chcesz, proszę.Do zobaczenia w sobotę?Ten łajdak mija mnie z uśmiechem i zadartym nosem.Frontowe drzwi otwierają się gwałtownie, rozlega siętrzaśnięcie i dzwonienie kluczami.Mama? Dobry Boże? Mama? W żołądku mi sięprzewraca, serce mi się ściska.Więc teraz już po prostu szukazemsty.Rodney dostarczy jej potrzebnego wsparcia.Któżmoże być lepszy od byłego męża, aby połączyć z nim siły?Usprawiedliwi jej rozgoryczenie.Osuwam się na ostatni stopień, trzymając się poręczy.Czerwone plamy tańczą mi przed oczami, gdy zamykampowieki.Tata? Mama? Cholera, dlaczego to robicie? Jakmogliście upaść tak nisko?Wyję jak opuszczone dziecko.Szlocham i płaczę, pytaniepozostaje zawieszone w powietrzu, aż w końcu boli mnieszyja, żołądek i mogę już tylko trząść się bezgłośnie, jęczeć ztwarzą w dłoniach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]