[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bez żadnych dodatków. Zwietnie, zatem mamy Maxa R.Baldwina, zgadza się, Max? Chyba tak odpowiadam. Dajcie mi się chwilę zastanowić.Mu-szę do niego przywyknąć. Jasne.Chociaż wybór nazwiska, z którym przyjdzie mi żyć przez resztęmoich dni, jest dość stresujący, to jedna z łatwiejszych decyzji do podję-cia.Wkrótce stanę przed znacznie trudniejszym wyborem moje oczy,nos, usta, podbródek, adres, pochodzenie, zmyślone dzieciństwo.Doktórego college u chodziłem i co studiowałem? Dlaczego jestem sami czy miałem kiedyś żonę? A dzieci?Aż mi się kręci w głowie.Rozdział 18Kilka kilometrów przed Morgantown zjeżdżamy z autostradyi natykamy się na całą serię moteli Best Western, które zgodnie z trady-cją pozwalają parkować bezpośrednio przed wejściem do pokoju.Cze-kają na nas jacyś ludzie, chyba agenci FBI.Gdy wysiadam z vana, rozko-szując się swobodą ruchów rąk i nóg, podchodzi do mnie Hanskii mówi, że pokój numer trzydzieści osiem jest mój.Jeden z czekającychagentów otwiera drzwi i wręcza mi klucz.W środku są dwa ogromnełóżka i na jednym z nich leży sterta ubrań do wyboru.Hanski i Surhoffwchodzą za mną i zamykają za sobą drzwi. Dostałem twoje wymiary z więzienia wyjaśnia Hanski, wskazu-jąc ręką moją nową garderobę. Jak ci się nie podoba, nie ma problemu.Możemy się wybrać na zakupy.Na łóżku leżą trzy koszule: dwie białe i jedna w niebieską kratkę,wszystkie z kołnierzykami przypinanymi na guziczki; dwie pary spodnikhaki i jedne sprane dżinsy; brązowy skórzany pasek; kilka par równozłożonych bokserek, dwa białe podkoszulki, kilka par skarpet w fa-brycznych opakowaniach, para brązowych mokasynów, prezentującychsię całkiem elegancko, i para najbrzydszych czarnych półbutów, jakiew życiu widziałem.W sumie, jak na początek, całkiem niezle. Dzięki mówię. W łazience masz szczoteczkę do zębów, pastę, przybory do gole-nia.Jest też nieduża podręczna torba.Jeśli potrzeba ci czegoś więcej,wyskoczymy razem do sklepu.Masz ochotę na lunch? Nie teraz.Chciałbym na chwilę zostać sam. Nie ma sprawy, Mal. Max, jeśli pozwolisz. Max Baldwin powtarza Surhoff. Szybko poszło.Wychodzą i zamykam drzwi na klucz.Powoli zdejmuję więzienneciuchy oliwkową koszulę i spodnie, białe skarpety, czarne sznurowanebuty na grubej podeszwie i bokserki, które w paru miejscach zdążyły sięprzetrzeć.Wkładam nową parę bokserek i podkoszulek, wsuwam siępod kołdrę i wbijam wzrok w sufit.* * *Na lunch idziemy do taniej knajpki w sąsiednim budynku, w którejserwują owoce morza.W okienku drive-in można kupić jedzenie na wy-nos, a za siedem dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów zjeść tyleodnóży kraba, ile się chce.W środku jesteśmy tylko my trzej Hanski,Surhoff i ja i urządzamy sobie długą biesiadę.Jedzenie jest przeciętne,ale mnie smakuje wybornie.Ze wszystkich nas zeszło powietrze i moitowarzysze pozwalają sobie nawet na żarciki z mojego wyglądu.Od-wzajemniam się, przypominając, że nie należę jak oni do białegobractwa i od teraz sam będę sobie dobierał ubiory.Czas ucieka i w pewnej chwili dają mi do zrozumienia, że czekająnas obowiązki.Musimy podjąć mnóstwo różnorakich decyzji.Wracamydo motelu i wchodzimy do pokoju sąsiadującego z moim, w którym jed-no łóżko jest zawalone stertami teczek i papierów.Dołącza do nasHitchcock i siedzimy we czterech wygląda na to, że teraz współpracu-jemy, ale mam swoje wątpliwości.Wprawdzie powtarzam sobie, że cifaceci są już po mojej stronie i że władza jest moim przyjacielem i obroń-cą, jednak nie potrafię się z tym w pełni oswoić.Może z czasem zdobędąmoje zaufanie, choć wątpię.Gdy ostatnim razem spędzałem tyle czasuz agentami federalnymi, wszyscy gorąco mnie zapewniali, że nie posta-wią mi zarzutów.Nowe imię już do mnie przylgnęło, decyzja zapadła. Max, wyjeżdżamy stąd jutro rano i musimy teraz zdecydować, do-kąd pojedziemy mówi Hanski. To będzie w dużej mierze zależało odzmian, jakich zamierzasz dokonać w swoim wyglądzie.Powiedziałeś, żechcesz zmienić twarz, a to rodzi pewien problem. Chodzi ci o moje zeznania? pytam. Właśnie.Proces Ruckera może ruszyć za pół roku, ale równie do-brze za rok. Rucker może przyznać się do winy i w ogóle nie dojdzie do proce-su zauważam. Oczywiście.Ale załóżmy, że tego nie zrobi i proces się odbędzie.Jeśli przejdziesz teraz operację plastyczną, podczas składania zeznańprzed sądem ujawnisz nową twarz.Jeśli się wstrzymasz i poddasz ope-racji po procesie, będziesz dużo bezpieczniejszy. Bezpieczniejszy potem.A teraz? mówię. Jak mam żyć przeznajbliższe sześć miesięcy? Przecież wiadomo, że ludzie Ruckera będąchcieli mnie dopaść.Pewnie już kombinują, jak to zrobić, a z ich punktuwidzenia im szybciej, tym lepiej.Jeśli mnie załatwią przed rozprawą,pozbędą się ważnego świadka oskarżenia.Najbliższe sześć miesięcy bę-dzie najniebezpieczniejsze.Dlatego chcę operacji teraz.Natychmiast. Dobra.A co z procesem? Daj spokój, Chris.Przecież wiesz, że są sposoby, żeby zapewnićświadkowi anonimowość.Może zeznawać zza parawanu albo zasłonki.Przecież tak się robi.Nie oglądasz telewizji, nie chodzisz do kina?Moje słowa wywołują wybuch śmiechu, ale w rozmowie dominujenastrój powagi.Perspektywa zeznawania w sądzie przeciwko Quinno-wi Ruckerowi jest przerażająca, ale są sposoby, żeby mnie chronić. Mieliśmy taki przypadek w zeszłym roku mówi Hitchcock.Wielki proces narkotykowy w New Jersey.Informator całkowicie zmie-nił wygląd i podium dla świadka osłoniliśmy parawanem, tak że tylkosędzia i ława przysięgłych mogli go widzieć.Użyliśmy aparatury znie-kształcającej głos i w rezultacie oskarżeni nie wiedzieli, kim jest ani jakwygląda. W moim przypadku nie będą mieli wątpliwości, kim jestem wtrącam. Nie chcę tylko, żeby mnie widzieli. W porządku zgadza się Hanski. Ty decydujesz. No to ustalone potwierdzam.Wyjmuje telefon komórkowy i rusza do drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]