[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzuciła piłkę obronie i pomyślała: teraz wygramy,zdając sobie przy tym sprawę, że sedno bajki polegało na śmierci niewiniątka i że to Wielki ZłyWilk i wszystkie nieubłagane siły zła, które symbolizował, w końcu wygrają.Nic dziwnego, żeprzerobili bajkę, pomyślała.Oryginalna wersja to był koszmar.Rozległ się gwizdek.Jedna z jej koleżanek z drużyny została sfaulowana.Drużynaprzeciwniczek spróbowała brutalności, żeby przejąć prowadzenie.To tylko głupia nadzieja,pomyślała Jordan.Myślą, że spudłujemy nasze trzy rzuty.Jak cholera. Ale nie sądziła, by tego wieczoru cokolwiek wygrała.Może mecz.Ale nic poza tym.Na trybunach, w trakcie sekund następujących po końcowym gwizdku, szczególnie pozażartej walce, przypływ ulgi zderza się z falami rozczarowania.Euforia i rozczarowanie są jakprzeciwne prądy w wąskim tunelu podczas przypływu.Wielki Zły Wilk pławił się wnamacalnym odpływie i przypływie, które go otaczały.Zwycięzcy i przegrani.Był niesamowicie dumny z Kapturka Numer 3.Uwielbiał to, jak walczyła w każdym bezwyjątku meczu, i to, jak wykorzystywała błędy popełnione przez noszącą jej numer zawodniczkęz przeciwnej drużyny.Wydawało mu się, że jest w stanie posmakować potu, który mierzwił jejwłosy i lśnił na czole.Ona naprawdę walczy, myślał.Uczucie i podziw tylko zwiększyłypragnienie zabicia jej.Ciągnęło go do niej, jakby emanowała jakąś magnetyczną siłą, którą tylkoon mógł poczuć.Głośno zawołał: Tak! Dobra robota! Jak każdy ojciec czy kibic na trybunach.Zamknął notatnik i włożył automatyczny ołówek do kieszeni marynarki.Pózniej, wzaciszu gabinetu, przejrzy nabazgrane uwagi.Jak u dziennikarza, błyskawiczne notatkiWielkiego Złego Wilka miały tendencję do tajemniczości: pojedyncze słowa, jak gibka , wstrętna , twarda i zażarta , mieszały się z szerszymi opisami, jak gra ją pochłania i nigdy nie odzywa się do innych na boisku, ani do swoich, ani tych z drugiej drużyny.%7ładnejpaplaniny, żadnych zachęt.%7ładnych piątek z koleżankami z drużyny.%7ładnego ciebie też anikrzyków punkt dla mnie! pod adresem przeciwnika.%7ładnego zadowolenia z siebie, walenia siępo klatce piersiowej, kokietowania kibiców.Tylko zogniskowane napięcie, z każdą minutąprzewyższające zaangażowanie pozostałych dziewięciu zawodniczek na boisku.I jedna cudowna uwaga: Włosy Kapturka Numer 3 wyglądają, jakby płonęły.Wielki Zły Wilk z trudem oderwał oczy od dziewczyny, ale wiedział, że powinien myślećo sobie, jakby był na scenie, odwrócił więc wzrok i przyjrzał się innym zawodniczkom.Chociażwiedział, że nikt go nie obserwuje, lubił sobie wyobrażać, że wszyscy, przez cały czas, patrzą naniego.Były znaki, które należało pokazać, i słowa, które należało wypowiedzieć we właściwejchwili, żeby nie różnić się od innych stłoczonych na otwartych drewnianych trybunach.Ludzie wokół niego wstawali, przeciągali się, zabierali kurtki.Przygotowywali się dowyjścia albo, jeśli to byli uczniowie, rozglądali się za torbami czy plecakami.Naciągającmarynarkę, zerknął za siebie i przyjrzał się drużynie schodzącej truchtem z boiska.KapturekNumer 3 biegła ostatnia.Za dwadzieścia minut miał się rozpocząć mecz chłopaków z uniwerku.Ludzie się cisnęli, jedni wychodzili, inni przeciskali się do środka.Naciągnął bejsbolówkęozdobioną nazwą szkoły.Był głęboko przekonany, że wygląda jak przeciętny rodzic, przyjaciel,urzędnik szkolny albo miejski, który po prostu lubi szkolną koszykówkę.Wątpił, żebyktokolwiek zauważył, że robił notatki; było zbyt wielu łowców talentów z college ów i lokalnychreporterów sportowych, którzy oglądali mecz z notatnikiem w ręku, żeby miał ściągnąć na siebieuwagę.Wielki Zły Wilk uwielbiał to: wyglądać zwyczajnie, a być od zwyczajności daleko.Czuł,jak tętno mu przyspiesza.Patrzył na cisnących się wokół niego ludzi.Czy ktoś z was wyobrażasobie, kim naprawdę jestem? zastanawiał się.Ostatni raz zerknął na drzwi do szatni i przezmoment widział włosy Kapturka Numer 3.Wiesz, jak blisko byłem dzisiaj? Chciał wyszeptać tojej w ucho.Myślał: Ona o tym nie wie, ale jesteśmy bliżej siebie niż kochankowie.Wielki Zły Wilk zaczął się przepychać ku wyjściu.Wpadł w kolejkę przesuwających sięludzi.Miał dużo do zrobienia, bo i planowanie, i pisanie; nie mógł się doczekać, kiedy wróci dogabinetu.Zastanawiał się, czy zyskał wystarczającą wiedzę, żeby zacząć nowy rozdział książki, inagle wrócił myślami do początków.Zapisał w pamięci:Kapturek Numer 3 wyglądała na zdeterminowaną i całkowicie oddaną sprawie, kiedyłapała odbicie z powietrza.Nie sądzę, żeby słyszała wiwaty, które spadły na nią jak deszcz.Nawet świadomość, że czeka ją śmierć, nie rozproszyła jej.Tak.To mu się spodobało.Nagle usłyszał cichy, radosny głos z prawej strony, za plecami: Jesteś całkowicie pewien, że nie powinniśmy zostać na meczu chłopców?Zawahał się i odwrócił do pani Wielkiej Złej Wilczycy.Ona też włożyła podniszczonąbejsbolówkę z nazwą szkoły. Nie, kochanie odparł, uśmiechając się.Wyciągnął rękę jak zakochany nastolatek,który robi to pierwszy raz, i wziął żonę za dłoń. Myślę, że na jeden dzień zobaczyłem więcej, niż trzeba.Wyjdz za drzwi.Po prostu naciśnij klamkę i wyjdz za drzwi.Wiesz, że możesz to zrobić.Sarah Locksley drżała z napięcia, stojąc w małym holu swojego domu.Ubrana była wbrązowe wysokie skórzane buty, obcisłe dżinsy i długi, płowy zimowy płaszcz.Wzięła prysznic iuczesała się, a nawet nałożyła lekki makijaż na policzki i oczy.Wielka, kolorowa torba naksiążki zwisała jej z ramienia, czuła ciężar naładowanego rewolweru ściągającego torbę jakcegła.Wiedziała, że wygląda atrakcyjnie, jakby była całkowicie w formie, i że każdynieznajomy przechodzący obok pomyśli o niej jako o jednej z tych kobiet zaraz po trzydziestce,która wyszła do sklepu spożywczego albo na jakieś inne zakupy.Może to wyprawa do galeriihandlowej, żeby spotkać się z przyjaciółkami na kobiecym wieczorku, zjeść parę przekąsek iniskokalorycznych sałatek, a potem jakaś głupawa komedia romantyczna w multipleksie.Skutecznie ukryła to, że obezwładnia ją rozpacz.Musiała tylko otworzyć drzwi domu,wyjść na blade popołudniowe słońce, podejść do samochodu, włączyć silnik, wrzucić bieg iodjechać, jak każda zwyczajna osoba, która ma coś do załatwienia w weekendowy wieczór.Ale wiedziała, że nie jest zwyczajną osobą.Drżała, jakby było jej zimno.Nie jestemzwyczajna ani trochę.Już nie.Dziwne, sprzeczne myśli kłębiły się w głowie Sarah: On jest tuż za drzwiami.Zabijemnie, zanim zdołam wyciągnąć rewolwer Teda.Ale przynajmniej ładnie wyglądam.Jeśli umrę zaminutę, to policja, która przyjedzie na miejsce zbrodni, i technik, który zbada moje zwłoki, będąmyśleć, że jestem czysta i schludna, a nie taka, jaka jestem naprawdę.Czy to robi jakąś różnicę?Nie była pewna, ale chyba robiło.Jego nie ma tuż za drzwiami.Jeszcze nie.Wielki Zły Wilk nie działał szybko.ZledziłCzerwonego Kapturka.Jakaś jej część chciała zamurować się w domu, zbudować barykady i chronić się,czekając, aż Wielki Zły Wilk pokaże się i będzie próbował zdmuchnąć jej dom.Tylko że, Sarahpokręciła głową, kiedy sobie przypomniała, to, do cholery, nie ta bajka.Nie jestem jedną z trzechświnek.Nawet jeśli dom jest ze słomy, to fabuła jest zupełnie inna.Znów się zawahała, wyciągając dłoń do klamki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]