[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezgłowe ciało zatoczyło się w miejscu, chwytając się rękami za szyję.Wtedymechanizm pneumatyczny broni zaczął wciągać pocisk z powrotem do lufy.Tkwiąca nakołku głowa zsunęła się i potoczyła po podłodze z wyrazem oburzenia na martwej twarzy.Jamie doskoczył do ciała wampira, by przebić mu serce, po czym wrócił pod ścianę.Claire i Dominique przebijali kołkami z megagnatów nadciągające ze wszystkichstron upiory, Angela miotała kulami z glocka 17 prosto w ich czaszki.Nagle wzrok Jamiegoprzykuł ruch pośrodku sceny.Jego serce zamarło. O Boże, tylko nie to - stwierdził w duchu.- Jezu, dlaczego o tym nie pomyślałem?Jak mogłem tego nie przewidzieć?.Za plecami lorda Dantego ujrzał wielkie ryczące monstrum, jakby z piekła rodem.Twarz Frankensteina dawała się jeszcze rozpoznać, lecz poniżej szyi jego szarozielone ciałoprzypominało ogromną, zdeformowaną sylwetkę zwierzęcia.Wierzgał tylnymi kończynami,aby zerwać ostatnie więzy.Pod wpływem potężnej siły drewniany słup pękł i oswobodzonemonstrum zachwiało się na czterech łapach.Jego twarz przeobraziła się w pysk i zamiastFrankensteina na scenie stanęło ogromne wilczysko.Zarzucając do tyłu wielkim łbem,zawyło donośnie.Budynek zadrżał od opętańczego jęku.Wszystkie żywe istoty zamarły i odwróciły sięku scenie.Korzystając z okazji, Angela dokonała fachowej oceny sytuacji.- Zostało jeszcze czternaście upiorów, Jamie - zakomunikowała.- Mamy teraz inny problem - odparł nastolatek przerażonym tonem.- O wielepoważniejszy.- Dlaczego tego nie przewidzieliśmy? - zastanawiał się Jack.- Jak to się stało, że niktz wywiadu o tym nie wspomniał?- Nie mieli na to czasu - odparł zamyślony Jamie.- Dostałem rozkaz, by natychmiastwyruszyć.Nie sądziłem.Do głowy mi nie przyszło.- Co teraz? - dopytywała się Angela.- Nie czas na dyskusje.Musimyprzetransportować go do bazy, a to nie będzie łatwe.Wilczysko popatrzyło dookoła.Z jego nozdrzy buchnęła para, z pyska wysunął sięwielki ozór.Najwyrazniej zwierzę badało teren.Rzucało ogromnym łbem na wszystkiestrony, wypatrując swojego oprawcy.Gdy go dostrzegło, warknęło donośnie i rzuciło się wkierunku króla wampirów.Lord Dante cofnął się i uskoczył w górę, ledwie umykając kłapiącym szczękom. To niemożliwe - myślał.- Nie tak miało być.Uniósł się jeszcze wyżej.Kiedy znalazł się pod sufitem, zaczął rozpaczliwie obmyślaćplan ocalenia siedziby bractwa, a przede wszystkim samego siebie.Wilczysko wspięło się natylne łapy, lecz nie zdołało go dosięgnąć.W dole Dante dostrzegł ubrane na czarno postacie zbronią w rękach. Kimkolwiek jesteście, zapłacicie mi za to - zagroził im w duchu.- Będziecieprzeklinać dzień, w którym rozgniewaliście lorda Dantego, króla paryskich wampirów.Jamie cofnął się na widok przemienionego przyjaciela.%7łal ścisnął mu serce.Tegobyło już za wiele.Nagle ogarnęła go bezradność.Podczas lotu nad kanałem La Mancheobmyślał różne scenariusze, ale ten jeden nie przyszedł mu do głowy.Był na siebie wściekły, że nie skojarzył faktów.Przez szybę śmigłowca widziałświecący nad Paryżem księżyc w pełni; pamiętał też, że podczas walki z wilkołakiem naLindisfarne Frankenstein został ugryziony w rękę.Odtwarzał tę scenę w pamięci setki razyporuszony tragedią, jaka spotkała jego towarzysza.Doznane przez Frankensteina ranywydawały się nieistotne w obliczu jego domniemanej śmierci.Próbując skupić kłębiące sięmyśli, Jamie zastanawiał się, jak ocalić przyjaciela.Wycofał się z powrotem za widownię, z dala od wilka, który stojąc na scenie zzadartym łbem i otwartym pyskiem, wpatrywał się przymrużonymi ślepiami w Dantego.- Zbiórka! - zarządził.Agenci natychmiast przybiegli w jego stronę.Stanęli u szczytu przejścia i ogarnęliwzrokiem płonący teatr.Jaskrawy blask ultrafioletu przeplatał się z żółtopomarańczowymipłomieniami buchającymi z trawionych ogniem foteli i dywanów.Pozostałe wampiry - Jamie naliczył ich dwanaście bez lorda Dantego, który wisiał podsufitem - zbiły się w ciasną grupę pośrodku sali.Sprawiały wrażenie zagubionych ioszołomionych, jakby nie wiedziały, co się dzieje.Jedna z kobiet trzymała w ramionachzwęglone ciało mężczyzny i szeptała coś czule, pochylona nad jego spaloną twarzą.- Zakończmy tę akcję - powiedział cicho Jamie, ruszając głównym przejściem.Zniszczenie dwunastu wampirów zajęło im niecałą minutę.%7ładen z nich nie stawiałoporu, a na widok ognia i krwi twarze niektórych przybrały wyraz wdzięczności, jakby śmierćbyła dla nich błogosławieństwem.- Potwory! - zagrzmiał z góry Dante.- Jak śmiecie?! Czy wiecie, kim jestem?!Angela wycelowała w niego z megagnata.Była tak szybka, że Jamie zachłysnął się zwrażenia.Jednak wampir z szyderczym śmiechem chwycił pocisk i odrzucił go.- Jestem lord Dante! - zawołał.- Król paryskich wampirów! To moje królestwo!Na dzwięk jego głosu wilczysko zawyło - potężny ryk wstrząsnął budynkiem, a pochwili przeszedł w gardłowy pomruk.Jamie spojrzał w tamtą stronę - jakiś wampir wskoczyłna scenę i zaczął się zbliżać do zwierzęcia, unosząc ręce z zamiarem uspokojenia go.- Co jest, do cholery? - rzucił Dominique.- Nie mam pojęcia - odparł Jamie.Upiór zatrzymał się kilka metrów przed wilkiem.Zwierzę, pomrukując cicho,pochyliło łeb i przysiadło na tylnych łapach.Chłopiec z przerażeniem zauważył wystające zsierści na szyi dwie śruby.- Henry - przemówił powoli wampir.- Masz na imię Henry.Nie poznajesz mnie? Toja, Latour.Co się z tobą.Nie dokończył.Na wspomnienie nazwiska wampira wilczysko warknęło gniewnie, szybkim susemdoskoczyło do niego i zacisnęło szczęki na jego głowie, tłumiąc dalsze słowa.Z ogromnejpaszczy rozległ się wrzask upiora.Zaciśnięte w pięści dłonie na próżno okładały pysk wilka.Potężne szczęki zaczęły miażdżyć czaszkę Latoura z koszmarnym trzaskiem, który na zawszewrył się Jamiemu w pamięć.Spomiędzy pożółkłych zębów na deski sceny trysnęła krew iodgryziona głowa Francuza znikła w gardzieli zwierzęcia.Frankenstein przełknął ją jakby odniechcenia.Z góry rozległ się krzyk.Król paryskich wampirów zakrył twarz dłońmi.Jego oczypłonęły jak ogień.- Podła kreaturo! - zawołał.- Nie spoczniesz do końca życia! Będę cię ścigał do utratytchu! Za to, co zrobiłeś, czeka cię śmierć na tysiące sposobów!- Przygotować megagnaty - rozkazał Jamie, patrząc na rozwścieczonego upiora.-Wszyscy.Natychmiast.Oparł lufę na ramieniu, zaczekał, aż pozostali zrobią to samo, i wystrzelił.Ogromnyhuk odwrócił uwagę Dantego od wilka.Król spojrzał w stronę nadlatujących pocisków, lecztym razem nie zdążył zareagować.Pięć metalowych kołków przebiło jego ciało.Dwa przeszyły dłonie i utkwiły wbrzuchu, jeden przedziurawił pachę i wbił się w sufit, jeszcze jeden uderzył z hukiem wtwardy obojczyk, a ostatni rozdarł gardło tak, że nic z niego nie zostało.Krew z szyi lorda pociekła na deski teatru.Wampir obrócił się w powietrzurozciągnięty przez pięć metalowych lin.Próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył siętylko krwawy bulgot.W tym momencie mechanizmy obrotowe megagnatów zaczęły wciągać liny zpociskami, rozrywając upiora na strzępy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]