[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mości namiestniku, czajki gotowe. I jam też gotów  rzekł spokojnie Skrzetuski.73 ROZDZIAA XLotne czajki mknęły z wodą jak jaskółki, niosąc młodego rycerza i jego losy.Z powoduwysokich wód porohy nie przedstawiały wielkiego niebezpieczeństwa.Minęli Surski, Ao-channy, szczęśliwa fala przerzuciła ich przez Woronową Zaporę.Zgrzytnęły trochę czółna naKniażym i Strzelczym, ale jeno się otarły, nie rozbiły, aż wreszcie w oddali ujrzeli piany iwiry strasznego Nienasytca.Tu już trzeba było wysiadać i czółna lądem ciągnąć.Praca długa iciężka, zwykle zabierająca dzień cały.Na szczęście, widocznie po dawnych przeprawach, nacałym brzegu leżało mnóstwo kloców, które podkładano pod czółna dla łatwiejszego toczeniaich po ziemi.W całej okolicy i na stepach nie było widać żywego ducha, na rzece ani jednejczajki, bo już nie mogły płynąć do Siczy inne, jak te jedynie, które pan Grodzicki przez Ku-dak przepuścił, a pan Grodzicki umyślnie odciął Zaporoże od reszty świata.Ciszę przerywałwięc tylko huk fali o skały Nienasytca.Przez czas, gdy ludzie toczyli czółna, pan Skrzetuskiprzypatrywał się temu dziwowisku natury.Straszny widok uderzył jego oczy.Przez całą sze-rokość rzeki biegło w poprzek siedm grobel skalistych sterczących nad wodą, czarnych, po-szarpanych przez fale, które powyłamywały w nich jakoby bramy i przejścia.Rzeka całymciężarem wód tłukła o owe groble i odbijała się o nie, więc rozszalała, wściekła, zbita na bia-łą, spienioną miazgę, usiłowała je przeskoczyć jak rumak rozhukany.Ale odparta raz jeszcze,nim mogła lunąć przez otwory, rzekłbyś: gryzła zębem skały, skręcała się w bezsilnym gnie-wie w potworne wiry, wybuchała słupami w górę, wrzała jak ukrop i ziała ze zmęczenia jakdziki zwierz.A potem znów huk jakby stu dział, wycie całych stad wilków, chrapanie, wysi-lenia i przy każdej grobli taż sama walka, tenże sam zamęt.Nad otchłanią wrzask ptactwa,jakby przerażonego tym widokiem, między groblami posępne cienie skał drgające na kołbanina kształt złych duchów.Ludzie ciągnący czółna, lubo przyzwyczajeni, żegnali się pobożnie, przestrzegając na-miestnika, by się zbyt nie zbliżał do brzegu.Były bowiem podania, że kto zbyt długo patrzyłna Nienasytec, ten w końcu ujrzał coś takiego, od czego rozum mu się mieszał; twierdzonorównież, że czasem z wirów wynurzały się czarne, długie ręce i chwytały nieostrożnych, któ-rzy zanadto się zbliżyli, a wtedy straszne śmiechy rozlegały się w przepaściach.Nocami nawetZaporożcy nie śmieli czółen przeciągać.Do bractwa na Niżu nikt nie mógł być jako towarzysz przyjęty, kto porohów samotnieczółnem nie przebył, ale dla Nienasytca czyniono wyjątek, gdyż skały jego nigdy nie były za-74 lewane.O jednym Bohunie ślepcy śpiewali, jakoby i przez Nienasytec się przekradł, wszelakonie dawano temu wiary.Przeciąganie czółen zajęło blisko dzień czasu i słońce poczęło zachodzić, gdy namiestnikwsiadł znów do łodzi.Za to następne porohy przebyli z łatwością, bo całkiem były pokryte, iwreszcie wpłynęli na  ciche wody niżowe.Po drodze widział pan Skrzetuski na uroczyszczu Kuczkasów olbrzymią mogiłę z białychkamieni, którą książę na pamiątkę swego pobytu kazał usypać, a o której pan BogusławMaszkiewicz w Aubniach mu opowiadał.Do Siczy stąd nie było już daleko, ale że namiestniknie chciał nocą wjeżdżać w czertomelicki labirynt, postanowił więc zanocować na Chortycy.Chciał także spotkać jaką żywą duszę zaporoską i dać uprzednio znać o sobie, by wiedzia-no, iż poseł, a nie kto inny przyjeżdża.Chortyca jednak zdawała się być pustą, co niemałozdziwiło namiestnika, wiedział bowiem od Grodzickiego, że tam zawsze stawała załoga ko-zacka od inkursji tatarskiej.Puścił się nawet sam z kilkoma ludzmi dość daleko od brzegu nazwiady, ale całej wyspy przejść nie mógł, miała bowiem przeszlo milę długości, a noc zapa-dała już ciemna i niezbyt pogodna, wrócił więc do czajek, które tymczasem powyciągano napiasek i porozpalano ognie na nocleg od komarów.Większa część nocy zeszła spokojnie.Semenowie i przewodnicy pośpili się przy ogniach czuwaly tylko straże, a z nimi i namiestnik, którego od wyjazdu z Kudaku dręczyła strasznabezsenność.Czuł także, że trawi go gorączka.Chwilami zdawało mu się, że słyszy zbliżającesię kroki z głębi wyspy, to znów jakieś dziwne odgłosy podobne do odległego beczenia kóz.Ale myślał, że ucho go zawodzi.Nagle, dobrze już ku świtaniu, stanęła przed nim jakaś ciemna postać.Był to czeladnik ze straży. Panie, idą!  rzekł pośpiesznie. Kto taki? Pewnie Niżowi: idzie ich ze czterdziestu. Dobrze.To niewielu.Zbudz ludzi! Ognia podpalić!Semenowie wnet porwali się na nogi.Podsycony płomień buchnął w górę i oświecił czajkii garść żołnierzy namiestnika.Inni strażnicy przybiegli również do koła.Tymczasem nieregularne kroki gromady ludzi dawały się już rozróżnić wyraznie; kroki tezatrzymały się w pewnym oddaleniu; natomiast jakiś głos spytał z akcentem grozby: A kto na brzegu? A wy kto?  odparł wachmistrz. Odpowiadaj, wraży synu, a nie, to z samopału zapytam! Jego wysokość pan poseł od J.O.księcia Jeremiego Wiśniowieckiego do atamana ko-szowego  wygłosił donośnie wachmistrz.Głosy w gromadzie umilkły; widocznie trwała tam krótka narada. A chodz jeno sam tu!  zawołał wachmistrz  nie bój się.Posłów nie biją, ale i posły niebiją!Kroki znów ozwały się i po chwili kilkadziesiąt postaci wynurzyło się z cienia.Po śniadejcerze, niskim wzroście i kożuchach wełną do góry namiestnik od pierwszego wejrzenia po-znał, że po większej części byli to Tatarzy; Kozaków znajdowało się tylko kilkunastu.Przezgłowę pana Skrzetuskiego przeleciała jak błyskawica myśl, że skoro Tatarzy są na Chortycy,więc Chmielnicki musiał już wrócić z Krymu.Na czele gromady stał stary Zaporożec olbrzymiego wzrostu, o twarzy dzikiej i okrutnej.Ten zbliżywszy się do ogniska spytał: A który to poseł?Silny zapach gorzałki rozszedł się dookoła  Zaporożec był widocznie pijany. Który to poseł?  powtórzył.75  Jam jest  rzekł dumnie pan Skrzetuski. Ty? A cóżem ci brat, że mnie  ty mówisz? Znaj grubianie, politykę!  poderwał wachmistrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl