[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wahałam się ani nie próbowałam się z nim spierać.Krzyżyk wyjęty spod mojej bluzki rozpalił się oślepiającym blaskiem.Zmrużyłam oczy iodwróciłam wzrok, po to tylko, by ujrzeć błysk krzyżyka Larry'ego.Jean-Claude skulił się obok mnie, zgarbiony osłonił oczy przedramieniem.Serephinawrzasnęła i nieomal runęła na podłogę.Mogła stać w obliczu krzyża, ale nie mogławyprawiać przy nim swoich sztuczek.Wylądowała niezgrabnie, ale zaraz się pozbierała.Pozostałe wampiry syczały, osłaniając twarze.Magnus wstał z poduszek.Ruszył w naszą stronę.Jason stanął przed Jean-Claude'em,przesuwając się, by osłonić mnie swoim ciałem.Spojrzał na mnie bursztynowymioczami.Siedząca w nim bestia spoglądała na mnie bez lęku poprzez poświatę bijącą zrelikwii.Przez krótką chwilę ucieszyłam się, że zabrałam ze sobą zarówno srebrne, jak izwykłe naboje.Serephiną powiedziała: Nie, Magnusie.Nie ty.Magnus zawahał się i spojrzał na Jasona.Z gardła wilkołaka popłynął cichy warkot. Dam sobie z nim radę rzucił Magnus.Od strony otwartych drzwi piwnicy dobiegł jakiś dzwięk.Coś wchodziło po schodach.Coś ciężkiego.Schody zaskrzypiały w proteście.Z mroku wychynęła dłoń, tak duża, żepalce mogłyby objąć całą moją głowę.Paznokcie były długie, brudne i zakrzywione jakszpony.Potężne bary były okryte łachmanami.Stwór miał ponad trzy metry wzrostu.Przechylił się w bok, aby przejść przez drzwi, a gdy się wyprostował, głową dotykałsufitu.Nie było sensu oszukiwać się, że mieliśmy do czynienia z człowiekiem.Na ogromnej, niekształtnej głowie nie było ani kawałka skóry.Pokrywające ją tkankibyły czerwone i wilgotne jak otwarta rana.%7łyły pulsowały od krwi, która w nich płynęła,ale krew nie wypływała na zewnątrz.Stwór otworzył paszczę pełną połamanych, żółtychzębów i powiedział: Oto jestem.Zdumiałam się, słysząc słowa wypływające z tych upiornych ust.Głos miał pusty,odległy, jakby dochodził z dna studni.Głęboki, ochrypły i zagubiony.Pokój nagle zrobił się mały.Król Trupiogłowy mógł w każdej chwili wyciągnąć rękę idotknąć mnie.Niedobrze.Jason cofnął się o krok, aby zrównać się z nami.Magnusstanął u boku Serephiny.Spoglądał na istotę z równym zdziwieniem jak my wszyscy.Czyżby nigdy nie widział tej istoty w jej pełnej krasie? Podejdz do mnie powiedziała Serephina Wyciągnęła do stwora ręce, a ten zezdumiewającą płynnością i gracją wypełnił polecenie.Ta płynność wydawała sięcokolwiek nie na miejscu.Coś tak wielkiego i szpetnego nie powinno poruszać się jakżywe srebro, a jednak tak właśnie było.W ruchu tym dostrzegłam Magnusa i Dorrie.Toporuszało się jak coś pięknego.Serephina ujęła jego wielką brudną dłoń w swoje drobne dłonie.Podwinęła postrzępiony,złachmaniony rękaw, obnażając gruby, muskularny nadgarstek. Powstrzymaj ją, ma petite.Spojrzałam na Jean-Claude'a, który wciąż osłaniał się przed ogniem krzyży.Co takiego?Jeśli nasyci się jego krwią krzyże mogą okazać się niewystarczającą bronią przeciwkoniej.Nie zakwestionowałam jego słów, nie było czasu.Dobyłam browninga.Larry takżesięgnął po broń.Serephina nachyliła się nad przegubem fairie, rozdziawiając usta, błysnęły wilgotne kły.Nacisnęłam spust.Kula trafiła ją w bok głowy.Impet obrócił ją, buchnęła krew.Możnabyło ją zranić.To dobrze.Janos rzucił się, by osłonić ją własnym ciałem.Równie dobrze mogłabym strzelać doSupermana.Pociągnęłam dwukrotnie za spust, wpatrując się w jego martwe oblicze zodległości metra.Uśmiechnął się do mnie.Srebrne kule to na niego za mało.Larry wyminął Jean-Claude'a.Strzelał do Pallas i Bettiny.One jednak wciąż sunęłynaprzód.Kissa nadal leżała na podłodze.Ellie w obliczu krzyży wydawała się jaksparaliżowana.Król Tropiogłowy stał w bezruchu, jakby czekał na rozkazy albo jakbyniczym się nie przejmował.Patrzył na Magnusa dziwnym wzrokiem.Wydawało się, żego rozpoznał.To nie było przyjazne spojrzenie.Zza osłony ciała Janosa dobiegł głos Serephiny: Daj mi rękę.Fairie wyszczerzył zęby. Wkrótce będę wolny i będę mógł cię zabić. Mówiąc to, istota patrzyła naMagnusa.Nie chciałam, aby stwór wielkości sporej szafy rozzłościł się na mnie, ale nie chciałamrównież, aby Serephina zyskała jego moc.Strzeliłam w tę pozbawioną skóry głowę.Równie dobrze mogłabym na nią splunąć.Stwór spojrzał na mnie z ukosa. Nie szukam z tobą zwady rzekł fairie. Nie prowokuj mnie.Patrząc na ten monstrualny czerep, wcale nie miałam na to ochoty.Cóż jednak mogłampocząć? Co zrobimy? spytał Larry.Podszedł, stając niemal plecy w plecy ze mną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]