[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Półtorej godziny pózniej siedzieli u Mirandy przykuchennym stole.Resztki poÅ›piesznie przyrzÄ…dzonejkolacji - omlet z pieczarkami i grzanki - zsunÄ™li nabok.Pili już po drugiej filiżance kawy.Typowa sce-na z domowego życia, pomyÅ›laÅ‚a z ukÅ‚uciem tÄ™skno-ty.Niemal jak nowożeÅ„cy przy wspólnym stole.Tylko że mężczyzna, który siedziaÅ‚ naprzeciwko, niepasowaÅ‚ do tego obrazka.ByÅ‚ jedynie przelotnymgoÅ›ciem.ZmusiÅ‚a siÄ™, żeby skupić uwagÄ™ na kartce papieru,na której Chase wÅ‚aÅ›nie wpisaÅ‚ ostatnie nazwisko.- No to mamy wszystkich - powiedziaÅ‚.- Jestem152pewien, że każdy z nich ma dziaÅ‚kÄ™ na północnymwybrzeżu.- KogoÅ› brakuje?Chase odchyliÅ‚ siÄ™ na krzeÅ›le, usiÅ‚ujÄ…c sobie przy-pomnieć rozkÅ‚ad parceli.- Nie ma Richarda.Nie ma też starego Sulawaya,który ma dom na koÅ„cu drogi.To emerytowany ho-dowca krabów, samotnik.No i jest jeszcze Frenc-hman's Cottage.Ten dom, o ile wiem, sprzedanokilka lat temu, ponoć jakimÅ› hipisom.PrzyjeżdżajÄ…tu na lato.- WiÄ™c powinni teraz być.- JeÅ›li nadal sÄ… wÅ‚aÅ›cicielami.Ale to przyjezdni,wiÄ™c dogrzebywanie siÄ™ do informacji na ich tematnie miaÅ‚o sensu.A stary Sulaway raczej nie nadajesiÄ™ na ofiarÄ™ szantażu.Szantaż.Miranda wpatrywaÅ‚a siÄ™ w rozÅ‚ożone nastole papiery.- Okej, tylko po co Richard miaÅ‚by ich szantażo-wać? Może wÅ‚amywaczowi chodziÅ‚o o coÅ› innego?Nagle z wnÄ™trza domu rozlegÅ‚ siÄ™ dziwny odgÅ‚os.Jakby cichy brzÄ™k tÅ‚uczonego szkÅ‚a.Miranda zerwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi.Chase chwy-ciÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™, nakazujÄ…c ciszÄ™.Razem przeszli dosalonu.WystarczyÅ‚o jedno krótkie spojrzenie, byprzekonać siÄ™, że okna sÄ… caÅ‚e.Zatrzymali siÄ™ namoment, nasÅ‚uchujÄ…c, ale wokół panowaÅ‚a cisza.Chase ruszyÅ‚ do sypialni.153Wyszli na korytarz, kiedy usÅ‚yszeli kolejnydzwiÄ™k, tym razem znacznie gÅ‚oÅ›niejszy.- To z piwnicy! - powiedziaÅ‚a Miranda.Wrócili do kuchni.Chase przekrÄ™ciÅ‚ wyÅ‚Ä…cznik wÅ›cianie i energicznie pchnÄ…Å‚ drzwi do piwnicy.WÄ…-skie schody oÅ›wietlaÅ‚a pojedyncza żarówka.Zrobilizaledwie kilka kroków, gdy poczuli dym.- Pali siÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚ Chase, zbiegajÄ…c na dół.-Gdzie masz gaÅ›nicÄ™?- Zaraz przyniosÄ™! - Miranda wpadÅ‚a do kuchni,zerwaÅ‚a gaÅ›nicÄ™ ze Å›ciany i popÄ™dziÅ‚a do piwnicy.Dym byÅ‚ już tak gÄ™sty, że zapiekÅ‚y jÄ… oczy.PrzezÅ‚zy widziaÅ‚a jego zródÅ‚o.To byÅ‚ kÅ‚Ä…b palÄ…cych siÄ™szmat.Obok rozbitej szyby w maÅ‚ym oknie leżaÅ‚acegÅ‚a.- ZostaÅ„ tutaj! - krzyknÄ…Å‚ Chase.Pod stopamizgrzytaÅ‚y mu kawaÅ‚ki szkÅ‚a.UruchomiÅ‚ gaÅ›nicÄ™, zktórej natychmiast wystrzeliÅ‚a biaÅ‚a smuga.Po kilkuchwilach warstwa biaÅ‚ego proszku zdusiÅ‚a ostatniepÅ‚omienie.- Już w porzÄ…dku! - zawoÅ‚aÅ‚ Chase, rozglÄ…dajÄ…csiÄ™ wokół, by mieć pewność, że nie ma innego zródÅ‚aognia.Nie zauważyÅ‚, że Miranda aż zesztywniaÅ‚a z bez-silnej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci.Z pobladÅ‚Ä… twarzÄ… wpatrywaÅ‚a siÄ™w potÅ‚uczone szkÅ‚o na podÅ‚odze.154- O nie! Niech mi wreszcie dadzÄ… spokój! -krzyknęła.Chase odwróciÅ‚ siÄ™ ku niej i spojrzaÅ‚ na niÄ… z na-piÄ™ciem.- Chcesz powiedzieć, że to nie byÅ‚ pierwszy raz?- spytaÅ‚ z lodowatym spokojem.- Nie podpalenie, ale telefony.No i te napisy naszybach.- Jakie napisy?- A jak myÅ›lisz? - PrzeÅ‚knęła, spojrzaÅ‚a w bok.-Co można napisać morderczyni? TÅ‚umaczyÅ‚am so-bie, że to jakieÅ› dzieciaki.Ale dzieciaki nie podpali-Å‚yby domu.Chase spojrzaÅ‚ na cegÅ‚Ä™, a potem na rozbite okno.- Dziwny sposób na wywoÅ‚anie pożaru.- Pod-szedÅ‚ do Mirandy i delikatnie pogÅ‚adziÅ‚ jÄ… po ramio-nach.PoczuÅ‚a w tym dotyku ciepÅ‚o i siÅ‚Ä™.- Zadzwo-niÄ™ na policjÄ™.Skinęła gÅ‚owÄ….Ruszyli z powrotem do kuchni.Byli poÅ‚owie schodów, kiedy drzwi nad nimi naglesiÄ™ zatrzasnęły, a zaraz potem usÅ‚yszeli nad gÅ‚owÄ…poÅ›pieszne kroki.- ZamknÄ™li nas! - krzyknęła Miranda.Chase rzuciÅ‚ siÄ™ do góry i zaczÄ…Å‚ walić pięściamiw drzwi.Kiedy to nie pomogÅ‚o, naparÅ‚ na nie caÅ‚ymciaÅ‚em.- To lite drewno.Nie dasz rady.155- ZauważyÅ‚em - mruknÄ…Å‚ Chase.W domu znówrozlegÅ‚y siÄ™ kroki.- Co on robi? - szepnęła Miranda.Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, żarówka nadschodami zgasÅ‚a.ZapanowaÅ‚a kompletna, nieprze-nikniona ciemność.- Chase! - krzyknęła.- Tu jestem, daj mi rÄ™kÄ™.- ChwyciÅ‚ jÄ… za przegub.- Nie bój siÄ™.- PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie i mocnoprzytuliÅ‚.- Wszystko bÄ™dzie dobrze.Musimy tylkostÄ…d wyjść.SÄ… tu zapasowe drzwi?- KoÅ‚o pieca jest stary wÅ‚az na wÄ™giel.- Spróbujmy go otworzyć.Pokaż, gdzie on jest.Zeszli po omacku po schodach i powoli ruszyli wciemnoÅ›ciach tak gÄ™stych, że niemal można byÅ‚o ichdotknąć.WydawaÅ‚o im siÄ™, że trwa to caÅ‚Ä… wiecz-ność.Wreszcie dÅ‚oÅ„ Mirandy napotkaÅ‚a rury i chÅ‚od-ny beton Å›ciany.- Z której strony jest wÅ‚az? - spytaÅ‚ Chase.- Chyba z lewej.Na górze znów rozlegÅ‚y siÄ™ kroki, a potem usÅ‚y-szeli trzask zamykanych drzwi.- WymacaÅ‚em zbiornik na olej - powiedziaÅ‚ Cha-se.- WÅ‚az jest tuż nad nim.- Zaczekaj.- Chase puÅ›ciÅ‚ jej rÄ™kÄ™.WiedziaÅ‚a, żejest tuż obok, ale nagÅ‚a utrata kontaktu niemal156przyprawiÅ‚a jÄ… o atak paniki.Gdyby tylko mogÅ‚a co-kolwiek zobaczyć.SÅ‚yszaÅ‚a kroki Chase'a, sÅ‚yszaÅ‚a,jak próbuje podnieść klapÄ™ wÅ‚azu.WpatrywaÅ‚a siÄ™intensywnie w ciemność, wreszcie zobaczyÅ‚a zarysjego gÅ‚owy, bÅ‚ysk potu na twarzy.W polu widzeniapojawiaÅ‚y siÄ™ kolejne szczegóły: cieÅ„ pieca, zbiornikna olej, czerwonawe refleksy na miedzianych rurach.RobiÅ‚y siÄ™ coraz bardziej widoczne.SkÄ…d pocho-dziÅ‚o to Å›wiatÅ‚o?Odruchowo spojrzaÅ‚a w kierunku rozbitego okna.W odÅ‚amkach szyby odbijaÅ‚y siÄ™ pomaraÅ„czowepÅ‚omienie.- Boże! - szepnęła.- Chase.Z każdÄ… sekundÄ… pÅ‚omienie odbite w oknie nabie-raÅ‚y przerażajÄ…cej jasnoÅ›ci.- Musimy uciekać! - krzyknęła.Chase pchnÄ…Å‚ wÅ‚az z caÅ‚ej siÅ‚y.- Nie mogÄ™ go otworzyć!- Spróbujmy razem.Napierali oboje na drewniane drzwi, walili w niegoÅ‚ymi pięściami.Przez szczeliny w stropie widzieliblask pÅ‚omieni pożerajÄ…cych dom.%7Å‚ar atakowaÅ‚przede wszystkim w górÄ™, ogarniajÄ…c dach, ale wie-dzieli, że strop wkrótce musi runąć.Chase chwyciÅ‚ gaÅ›nicÄ™ i zaczÄ…Å‚ walić w drzwiwÅ‚azu.157- MuszÄ™ je rozwalić! - krzyknÄ…Å‚.- StaÅ„ przy okniei woÅ‚aj o pomoc!Miranda podeszÅ‚a siÄ™ do okna.OtoczyÅ‚a jÄ… czarnachmura gÄ™stego, duszÄ…cego dymu.Z trudem siÄ™gnęłaklamki.KrzyczaÅ‚a tak gÅ‚oÅ›no, jak jeszcze nigdy w życiu.WiedziaÅ‚a jednak, że nikt im nie pomoże.Okno piw-nicy wychodziÅ‚o na tylny ogród, a ona staÅ‚a zbyt ni-sko, by jej gÅ‚os rozbrzmiewaÅ‚ donoÅ›nie.SpojrzaÅ‚a na sufit.SÅ‚yszaÅ‚a trzask pÄ™kajÄ…cych de-sek, blask pÅ‚omieni byÅ‚ coraz jaÅ›niejszy.Jak dÅ‚ugojeszcze wytrzymajÄ… w gÄ™stym dymie?Już jest gorÄ…co jak w piekle, pomyÅ›laÅ‚a.A bÄ™dziejeszcze gorzej.ROZDZIAA ÓSMYChase waliÅ‚ rozpaczliwie w drzwi wÅ‚azu.- KtoÅ› zabiÅ‚ te cholerne drzwi! - krzyknÄ…Å‚.- Wo-Å‚aj dalej!KrzyczaÅ‚a bez przerwy, aż zachrypÅ‚a, aż zupeÅ‚niestraciÅ‚a glos.Bezpieczna, chÅ‚odna ziemia byÅ‚a tak bliska, a jed-noczeÅ›nie tak nieosiÄ…galna.Gdyby Miranda stanęłana palcach, mogÅ‚aby wystawić rÄ™kÄ™ przez okno, po-czuć pod palcami grudki ziemi.Kilka centymetrówdalej rosÅ‚y jej ukochane ostróżki, niedawno posa-dzone fioÅ‚ki.Nagle w umyÅ›le pojawiÅ‚ jej siÄ™ obraz ogrodu: wil-gotna ziemia, Å›wieżo skopany klomb
[ Pobierz całość w formacie PDF ]