[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uporanie się z nią zajmie kilka dni.A zapewniłaprzecież Usmana, że zrobi wszystko co możliwe.Nie wspomniała o zwią-zanym z tym ryzyku, a on nie zapytał.Czekał jednak na odpowiedzi.Ro-dzina czekała.Tymczasem nawet gdyby mogła przeprowadzić badaniaotwarcie, analiza DNA i tak zajęłaby kilka dni.Zerknęła na drzwi.Salwa nie wracała.W pomieszczeniu nie byłookien, nie mogła więc sprawdzić, czy ktoś nadchodzi.Aczkolwiek samaLRTtakże pozostawała niewidoczna.Odwróciła się tyłem do łady, odsunęłaskoroszyt, wzięła ze stołu próbkę Nuf i już miała wsunąć ją pod mikro-skop, kiedy otwarły się drzwi i weszła Salwa.Pokręciła się chwilę po sa-li, nucąc z cicha, i podeszła do Katii, aby się upewnić, że podwładna robi,co jej kazała.Katii jakoś udało się ukryć próbkę Nuf.Zaczęła demonstracyjnieprzeglądać otrzymane materiały, lecz kiedy przysunęła fotel na kółkachdo mikroskopu i przystąpiła do przygotowywania próbki, zerknęła na ze-gar na ścianie był kwadrans po szóstej i uświadomiła sobie, że cze-ka ją długi dzień.LRTROZDZIAA 7Najir żuł miswak, wpatrując się przez lornetkę w pustynię.Na połu-dnie rozciągał się szeroki pas piasku, tak twardego, że można było jechaćpo nim samochodem.Miejscami grunt był jednak nierówny i wyboisty,co groziło przebiciem opon.Na północy majaczyły w oddali wzgórza Al-Hidżazu, połyskując żółtawo na tle jaskrawego błękitu czystego poranne-go nieba.Opuścił lornetkę.O metr od niego stał, przesłaniając doskonałe wi-doki natury, Sulejman Suhajł, prywatny detektyw i właściciel AgencjiDetektywistycznej Ben- son&Hedges.Najir spodziewał się, że podczasgodzinnej jazdy do miejsca, w którym się obecnie znajdowali, detektywzapali choć raz papierosa, lecz najwidoczniej nie był palaczem, mimo żena takiego wyglądał, był bowiem chudy i zasuszony. Gdzie jesteśmy? zapytał.Na początku podróży wręczył Najirowi mapę, mówiąc: Proszę obej-rzeć tę beduińską mapę i powiedzieć, czy potrafi pan ją odczytać".Najirmiał ochotę poinformować go, że beduińską mapa" to oksymoron, bedu-ini nie posługują się bowiem mapami ani ich nie potrzebują, lecz szybkosię zorientował, o co chodziło detektywowi.Miał przed sobą topograficzną mapę zachodniej części pustyni,gdzie jedynym rozpoznawalnym dla zwykłego użytkownika elementembyło wybrzeże Morza Czerwonego.Ktoś naniósł na marginesie współ-rzędne GPS.Obok widniały słowa ciało dziewczyny", data oraz godzina.Najir miał nadzieję, że notkę naniósł beduin, choć wydawało się małoprawdopodobne, by któryś z nomadów posłużył się dla określenia miej-sca współrzędnymi GPS.Równie prawdopodobne jak to, że beduinmógłby posiadać tego rodzaju profesjonalną mapę.Przypominała częśćatlasu, jaki widział w torbie podróżnej Usmana, kiedy udali się pewnegoLRTrazu na pustynię: teczka wypełniona różnego rodzaju poważnymi mapa-mi.Otrzymywał je od czasu do czasu w charakterze prezentu od kogoś zministerstwa wydobycia ropy lub od geologa z Aramco.Było to coś, coinny mężczyzna mógłby oprawić i powiesić sobie nad biurkiem, Usmannatomiast, będąc Usmanem, chciał po prostu używać.Zapewne to on do-starczył detektywowi mapę, zapisując współrzędne, kiedy beduini poka-zali mężczyznom z rodziny, gdzie znalezli ciało.Co dziwne, był tam teżniewielki znak wyobrażający zapewne platformę wiertniczą.Najir znał tęczęść pustyni całkiem dobrze na tyle dobrze, by wiedzieć, że w pobli-żu nie prowadzi się wierceń lecz może platforma pojawiła się niedaw-no.Będzie musiał zadzwonić do Aramco i dowiedzieć się. To miejsce zaznaczone przez beduinów powiedział, sprawdza-jąc współrzędne z własnym GPS- -em.Podniósł wzrok i zobaczył, że od zachodu nadjeżdża ku nim cięża-rówka Mutlaka, ciągnąc za sobą chmurę pyłu.Mutlak był najlepszymspośród beduińskich tropicieli, którzy uczestniczyli w poszukiwaniu Nuf.Przyjeżdżając, wyświadczał Najirowi przysługę i choć Najir ufał mu cał-kowicie, nie był pewien, jak zareaguje detektyw.Mutlakowi zdarzało sięzachowywać dziwacznie, a Suhajł nie wyglądał na człowieka, który ży-wiłby szczególny szacunek wobec beduina czy też miał do niego cierpli-wość. Myślałem, że zginęła w wadi. Suhajl popatrzył na pustynięprzez okulary słoneczne. Gdzie jest wadi?Przed nimi rozciągało się płytkie zagłębienie biegnące z południa napółnoc tak daleko, jak byli w stanie sięgnąć wzrokiem.Najir wskazał jedetektywowi. To wszystko jest wadi? wykrzyknął Suhajl.Najir zauważył, żekoszula od garnituru przesiąkła mu już potem. Widzi pan miejsceprzestępstwa? parsknął wymuszonym śmiechem i przyłożył sobie pa-lec do skroni. To są miejskie oczy i te oczy nie widzą tu miejsca prze-LRTstępstwa. Popatrzył na słońce.Krople potu spływały mu po czole.Twarz miał niebezpiecznie zaczerwienioną.Zapewne nie opuszczał zbytczęsto swego przytulnego klimatyzowanego biura. Działają tu telefony komórkowe? zapytał. Czasami.Suhajl sięgnął przez okno do wnętrza jeepa i wyjął komórkę.Niedziałała.Rzucił ją na siedzenie. A tak przy okazji, mam tu jej rzeczy powiedział, wyjmując zbagażnika czarną plastikową torbę i podając ją Najirowi. Beduini zna-lezli je przy zwłokach.Może dostarczą jakichś poszlak.Najir wziął torbę zaskoczony, że Asz-Szarawi oddali rzeczy Nuf de-tektywowi.Byłoby lepiej, gdyby mógł porozmawiać osobiście z ludzmi,którzy znalezli ciało, lecz zniknęli, gdy tylko dostarczyli je do biura leka-rza sądowego.Zerknął do torby.Zawierała brudną białą abaję męskąabaję.Wyjął ją i rozwinął.Pociemniała z jednej strony, prawdopodobnieod zbyt długiego pozostawania na słońcu, i pachniała jak gabinet patolo-ga.Na lewym rękawie widniała niewielka plama krwi, zapewne krwiNuf.Poza abają w torbie znajdował się jeszcze złoty zegarek na rękę wy-sadzany diamentami i damski but jaskraworóżowego koloru.Wyjął go iobejrzał.Była to szpilka na dwunastocentymetrowym obcasie.Choć butnosił ślady pobytu w wodzie, przy pasku nie brakowało żadnego cekina, apodeszwa nie była zdarta. Z pewnością nie jest to but do chodzenia zauważył Suhajl zuśmiechem. Wiadomo, co można robić w tego rodzaju obuwiu.Najir spojrzał na detektywa i ten dodał pospiesznie, chichocząc: Prze-praszam, ale uważam, że martwi nie powinni psuć żywym przyjemności.Proszę mnie zle nie zrozumieć.To okropne, że dziewczyna zginęła.Po-wiadam tylko: lamenty nie zakłócą spokoju odciętej głowy.LRTNajir, zdenerwowany i nieco urażony, uznał, że lepiej go nie zachę-cać.Zajrzał po raz ostatni do torby.Na dnie spoczywał pomięty kawałekżółtego papieru.Wyjął go i spróbował rozłożyć, szybko uświadomił sobiejednak, że kartka nie jest po prostu zmięta, lecz została celowo poskłada-na.Sądząc po zagnieceniach, miał to być ptak być może bocian, zwa-żywszy na długie cienkie nogi.Dziwaczny przedmiot.Jak zdołał prze-trwać powódz? Nuf musiała go trzymać blisko ciała może w bucie, wtym, który naprawdę nosiła, gdyż nikt nie wybiera się na pustynię bez bu-tów.Są niezbędne już choćby po to, żeby osłonić stopy przed słońcem. Znalazł pan coś? zapytał Suhajl. Nie. Najir przełożył torbę do jeepa i zapakował do własnegobagażu.Suhajla to najwidoczniej nie obeszło.Wpatrywał się uważnie wNajira. Niech pan się trochę rozpogodzi powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]