[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lizę urzekł miłyuśmiech Traya, drobne zmarszczki w kącikach jego pięknych oczu.- Liza, nie mogę założyć mu buta!- 79 -SRO Boże! Zupełnie zapomniała o dzieciach.- To nie ten but, Sunny.Ten jest na prawą nogę.Spróbuj jeszcze raz.Jesteś bardzo dobrą siostrzyczką.- A ja siedzę i rozmyślam o waszym tacie,zbeształa się w duchu.- Widzisz, teraz dobrze.Pokaż, masz bluzkę włożoną tyłna przód.Podaj szczotkę, to cię uczeszę.- Musi się wziąć w garść.Ale trudno o nim nie myśleć.Tray coraz więcej czasu spędzał w domu.Mniej podróżował, prawie zawsze wracał na obiad.Doszło do tego, że dzwonił iuprzedzał, jeśli musiał zostać dłużej w pracy.Dzięki temu pogłębiała się jego więz z dziećmi.W wolnych chwilachbawił się z nimi, czytał im bajki na dobranoc, potrafił godzinami słuchać ichopowieści.Dzieci były w niego wpatrzone jak w obraz.Właściwie nie mogła mu nic zarzucić.Kilka razy wybrali się wszyscy napiknik do parku, zabrał dzieci do cyrku, a kiedy pojechała z Sunny do dentysty,przyjechał po nie.- Obiecałem Sunny, że przyjadę - wyjaśnił.- A potem pójdziemy razemna lunch - dodał z uśmiechem.Naprawdę jest dobrym ojcem.I chyba ich nie zostawi.Ale już kiedyś je zostawił.I ich matkę.Musiał mieć ważne powody.Nie jest typem mężczyzny, który porzucarodzinę.Trudno kogoś osądzać, nie znając wszystkich faktów.Tak czy inaczej, dzieci powinny z nim zostać.Wprawdzie jest kawalerem,ale jeśli znajdzie dobrą gosposię.To już nie jej sprawa.Jak najszybciej powinna znalezć inną pracę.Nimsama za bardzo przywiąże się do dzieci.Już umówiła się na kilka spotkań w LosAngeles.Dlaczego ta myśl tak ją przygnębia?Wiedziała, choć sama przed sobą nie chciała się przyznać.Przywiązała siędo tej pracy, do dzieci, i, tak jak one.- 80 -SRNie, nie będzie jej brakowało Traya.Ani tych wieczorów, gdy dzieci jużposzły do łóżka, a oni w spokoju omawiali różne wydarzenia, żartowali, grali wkarty.Dlaczego nie może przestać o nim myśleć.o tym, co powiedział, jak sięuśmiechał.Cóż, pora się zbierać.Jedna z firm Los Angeles była nią poważnie zainteresowana.Wartospróbować.ROZDZIAA DZIESITY- Idziesz z nami, Tray? - zawołał Sam Fraser, szykując się do wyjścia nalunch.- Nie, dzięki.Na razie wszystko jest pod kontrolą, a w domu czeka namnie coś pilnego, więc muszę się za to wziąć - dodał tonem wyjaśnienia.Choćto nie do końca prawda, pomyślał, wciskając guzik windy, by zjechać do garażu.Owszem, ma w domu trochę papierów na biurku, ale nic takiego, co by niemogło poczekać do jutra.Czemu więc ciągnie go tam w środku dnia?Bo skoro w biurze rzeczywiście wszystko gra, po południu nie mażadnych umówionych spotkań, warto skorzystać z okazji i nieco odetchnąć.Anajlepiej odpocznie w domu.Zaśmiał się cicho.Od skończenia studiów mieszkał w najrozmaitszychmiejscach: wynajmowanych mieszkaniach, hotelach, apartamentach.Alenigdzie nie czuł się jak w domu.Dopiero teraz.Może dlatego, że ten domek był naprawdę bardzoprzytulny? A może z powodu dzieci? Często natykał się w ogrodzie na- 81 -SRchłopców z sąsiedztwa, synów pani Dunn.Liza zaręczała, że choć starsi odSunny i Petera, świetnie dogadywali się z maluchami.Liza.To dzięki niej ten wynajęty budynek stał się domem dla Sunny iPetera.To zupełnie co innego niż przychodzące na godziny niańki i jedzenie natelefon.Obce, ziejące chłodem i pustką pokoje przeobraziły sięw przytulne, pełneciepła i wesołego gwaru pomieszczenia, wypełnione smakowitymi aromatamidolatującymi z kuchni.Stały się miejscem, do którego chętnie się wraca, gdziekażdy czuje się dobrze i bezpiecznie.Taki dom przed laty stworzyła jego mama,w takim domu dorastał.Kiedyś to wszystko było dla niego oczywiste, nie mieściło mu się wgłowie, że mogłoby być inaczej.I nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzomu brakowało prawdziwie domowej atmosfery.Aż do teraz.Ale z Kathy było inaczej.Ona od początku wiedziała, czego poskąpił jejlos.Po raz pierwszy dotarł do niego sens jej żarliwych próśb, by dał jejdzieciom taki dom, w jakim on sam się wychował.I jeszcze coś.Powiedziała, żejest jedynym człowiekiem na świecie, któremu ufa.Zawładnęło nim poczucie winy.Dzieci są teraz szczęśliwe, nie dzieje imsię krzywda.Jednak co przyniesie im przyszłość? Co je czeka?Nieuchronnie zbliżał się czas podjęcia ostatecznej decyzji.Nie byłoprawdą, że celowo z tym zwlekał.Chase postanowiła mu pomóc i już poczyniłapierwsze kroki.Nie dalej jak wczoraj dzwoniła, informując go, że sprawa jest nadobrej drodze.Skręcił na podjazd.Znowu pomyślał o Lizie i poczuł wyrzuty sumienia.Miał przecież wpływowych znajomych, ludzi kierujących ogromnymiprzedsiębiorstwami.Wystarczyłoby szepnąć słówko i dziewczyna miałaby pracęzgodną z jej kwalifikacjami.- 82 -SRA on nawet nie kiwnął palcem.Oczywiście z czysto egoistycznychpowodów.Nie poradziłby sobie ze wszystkim bez jej pomocy.Dzięki niej życiestało się prostsze, a nawet przyjemne.I póki miał na głowie dzieci.Jasne, że nie zostawi jej na pastwę losu.Gdy tylko wszystko się ułoży,gdy już umieści dzieci we właściwym miejscu, dopilnuje, by Liza dostałaświetną posadę w którejś z lokalnych firm.Pora na drzemkę, pomyślał, wchodząc do dziwnie cichego domu.CzyżbyLiza również postanowiła się przespać?Znalazł ją w kuchni.Na kolanach szorowała podłogę.- Zostaw to! - Podskoczył do niej, niemal przewracając wiadro.Złapał jąza ramię.- Co.co się stało?Sam nie wiedział, dlaczego wpadł w taką złość.- Nie musisz tego robić.- Jego matka nigdy nie myła podłóg, robił to onalbo ojciec.Gdy rodzicom powodziło się lepiej, przychodziła sprzątaczka.Dziewczyna popatrzyła na niego skonfundowana.- Muszę ją umyć, już jest brudna.- Ale ty.- Urwał, widząc jej minę.Rozluznił uścisk, ale nie puścił jejramienia.Nie mógł nawet się poruszyć.Te duże, błękitne oczy, tak niewinnieuwodzicielskie, ponętne różowe usta.Wziął głęboki oddech.- Za dużo na siebie bierzesz.Ja umyję podłogę.Tylko się przebiorę.- Niemógł się powstrzymać.Pochylił się i musnął ustami jej czoło.- Nie możesz takciężko pracować - mruknął i pośpiesznie wyszedł.Joline ugryzła kanapkę, przełknęła i uważnie rozejrzała się po kuchni.- Całkiem niezle.- Prawda? - upewniała się Liza.- Bardzo przyjemny dom.Przyznaj.- Nie mówiłam o domu, ale o tym, jak się tu urządziłaś.- Jak ja się tu urządziłam?- 83 -SR- Liza, nie wykręcaj się! - Joline podniosła filiżankę.- Twoje talerze, filiżanki.Właściwie masz tu wszystkie swoje rzeczy:kanapę, obrazy, bibeloty porozstawiane po kątach.Jak u siebie w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]