[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, że jejnienawidzi.Wprost nie znosił zarówno domu rodziców, jak i przeklętegoośrodka wypoczynkowego!Jo był przekonany, że to właśnie ten ośrodek stanowi powód wszystkichgorzkich i gwałtownych kłótni rodziców.Tak, z pewnością.W miarę jakprzybywało nowych budynków i pieniądze spływały strumieniami, kłótniemiędzy matką i ojcem stawały się coraz ostrzejsze.Ojciec zaś, któryzajmował się marketingiem i załatwiając interesy, ubierał się w garnitury odArmaniego, stał się wrakiem człowieka.Frank Strand wpadł w alkoholizm.Jo współczuł ojcu - w tych nielicznych momentach, kiedy nie pił, łatwiejbyło rozmawiać z nim niż z matką.Beatę Strand nigdy nie miała czasu inawet gdy się uśmiechała, nie potrafiła się rozluznić.Kiedy Jo podsunął jejdo podpisu dzienniczek ze stopniami, nawet nie spojrzała, jak sobie radzi wszkole.Podpisała i zaraz oddała jak jakiś służbowy dokument.Jo obojętnie wzruszył ramionami.Nie zamierzał spędzić całego życia wBergfoss, chciał się stąd wyrwać - daleko i najszybciej jak to możliwe.Jużdawno zaczął liczyć, ile mu jeszcze lat zostało do osiemnastu.Do chwili,RS66kiedy stanie się wolny i będzie mógł pójść własną drogą, by nigdy niewrócić.Wtedy rodzice niech się kłócą i biją, ile tylko zapragną.Dzisiaj zaczęli już przy obiedzie.Siedzieli każde po swojej stroniewielkiego dębowego stołu, pięknie udekorowanego z okazji BożegoNarodzenia.Ojciec w związku ze świętem był trzezwy, ale blady i milczący.Zachowywał się spokojnie, dopóki matka nie wygłosiła wstępu do wigilijnejkolacji z kilkoma złośliwymi komentarzami.Sypnęły się oskarżenia iwymówki, którym Jo i Roy przysłuchiwali się w milczeniu.Powietrze takzgęstniało od nienawiści, że Jo z trudem oddychał.Przeżuwał powolikawałek żeberek, aż jedzenie wydało mu się obrzydliwe, a kiedy wreszciezdołał przełknąć, zemdliło go.Beatę Strand nawet nie spróbowała posiłku, zostawiła świąteczną kolacjęnietkniętą.Zamiast tego zapaliła papierosa.Jo zdumiał się, że zdawała sięnie zauważać, iż Roy, który jako jedyny jadł z apetytem, wodziłprzymglonym wzrokiem i bynajmniej nie był trzezwy.Starszy bratabsolutnie lekceważył wszystkich wokół, zdobył się jedynie na jadowityuśmieszek, kiedy sięgał po czerwone wino, i ponownie napełnił swójkieliszek.Jo pił sok; czuł, że dym z papierosów, który teraz docierał z obu stronstołu, piekł w oczy.W rogu salonu stała duża choinka.Drzewko nie zostałonaturalnie ścięte w lesie otaczającym Bergfoss, lecz sprowadzono je naświęta z Danii na specjalne zamówienie rodziny Strand.To biała jodła,która nie powinna opadać, ubrana według życzenia matki przez pomocdomową.Pod choinką leżało dużo prezentów.Jo wiedział, że dostanie drogiemarkowe ubrania, których nie będzie używał, i z pewnością kolejne grykomputerowe, które na wiele godzin mają zatrzymać go w jego pokoju.AleJo nie potrzebował więcej ubrań i posiadał już całe stosy gier.Wolałbyraczej, by rodzice się pogodzili.Choć w tej sytuacji byłoby lepiej dla obojga, gdyby się rozstali, uznał.Dlaczego jeszcze tego nie uczynili? Zaczął sobie uświadamiać, że mimowszystko coś ich łączy.Lecz owo łączące ich ogniwo nie zostało wykonanez miłości.Tego wigilijnego wieczoru w willi państwa Strand nie rozdanoprezentów.Jo przestał słuchać kłótni rodziców, tak że nie wiedział, któresłowo okazało się decydujące.W rezultacie matka wstała od stołu i wyszła.Cisza, która potem zapadła, wydawała się, jeśli to w ogóle możliwe, jeszczegorsza niż gniewne głosy rodziców, rzucających sobie nawzajem pełnenienawiści uwagi przez cały pokój.Jo zauważył, że ojciec jestRS67nieszczęśliwy.Jego twarz zdawała się blada, pod oczami widniały ciemnesińce.Jo w tym momencie zrobiło się żal ojca i miał ochotę powiedzieć mucoś pocieszającego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]