[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślał wtedy, że jest to najbardziej beztroski i niezmącony obrazek, jaki w życiuwidział.Lecz nie jej spokój go zaskoczył, tylko jego własny.Całkowite odprężenie, które czuł, będącprzy niej.Takiego uczucia nigdy wcześniej nie zaznał.Nagły ból przeszył jego plecy.Jace uświadomił sobie z zaskoczeniem, że bez udziału woli jegonogi same ruszyły i zrobiły ostatni decydujący krok.Sebastian miał odchylone ramie, w jego dłonilśnił bicz.Isabelle leżała nieruchomo na trawie zwinięta w kłębek.Już nie krzyczała.- Ty mała suko - mówił Sebastian - powinienem rozwalić ci twarz młotkiem, kiedy miałemokazję.Jace zatopił sztylet w jego plecach.Sebastian zatoczył się do przodu i wypuścił bat z ręki.Odwrócił się powoli i spojrzał na Jace'a, a onpomyślał ze zgrozą, że może ten chłopak naprawdę nie jest człowiekiem i nie można go zabić.TwarzSebastiana była pusta, zniknęła z niej wrogość, a z oczu mroczny ogień.Już nie przypomniałValentine'a.Wyglądał.na przestraszonego.Otworzył usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale runął na ziemię, gdy ugięły się pod nim kolana.Potoczył się po zboczu i wpadł do rzeki.Spoczął na plecach, z niewidzącymi oczami wpatrzonymi wniebo.Woda opływała jego ciało, unosząc ciemne nitki krwi w dół strumienia. Pokazał mi, że jest na plecach człowieka miejsce, gdzie, jeśli zatopisz tam ostrze, przebijesz sercei jednocześnie przetniesz rdzeń kręgowy".Tamtego roku chyba dostaliśmy taki sam prezenturodzinowy, pomyślał Jace.Prawda, bracie?- Jace! - Isabelle usiadła.Miała zakrwawioną twarz.- Jace!Próbował odwrócić się w jej stronę, coś powiedzieć, ale osunął się na kolana.Na jego ramionanapierał wielki ciężar, ziemia go wzywała.Jeszcze usłyszał, jak Isabelle wykrzykuje jego imię, apotem otoczyła go ciemność.***Simon był weteranem niezliczonych bitew.To znaczy, jeśli liczyć bitwy stoczone podczas gry w Dungeons And Dragons".Jego przyjaciel Erie pasjonował się historią wojskowości, i to on zwykleorganizował wojenne etapy gier, co oznaczało dziesiątki malutkich figurek poruszających sięprostymi liniami po płaskim terenie narysowanym na papierze.W taki sposób Simon zawsze myślał o bitwach.Albo uważał, że wyglądają jak na filmach: dwiegrupy ludzi zbliżają się do siebie przez rozległe pole.Proste linie i uporządkowany marsz naprzód.Tutaj było zupełnie inaczej.Tu panowały chaos, wrzawa i bezładny ruch, a w dodatku wszystko działo się nie na płaskim,równym terenie, tylko w błocie wymieszanym razem z krwią w gęstą, ruchomą breję.Simonwyobrażał sobie, że Dzieci Nocy wkroczą na pole bitwy i zostaną powitane przez dowództwo.Sądził,że najpierw zobaczy bój z oddali i będzie mógł obserwować, jak dwie strony nacierają na siebie.Aletutaj nie czekało go żadne powitanie ani nie było stron.Jakby przez przypadek trafił z opustoszałejulicy na zamieszki na środku Times Square, nagle otoczyły go napierające tłumy.Czyjeś ręcechwytały go, odpychały.Wampiry rozbiegły się i włączyły do walki, nawet się na niego nieobejrzawszy.I wszędzie były demony.Wydawały z siebie niesamowite dzwięki: wrzaski, pohukiwania,chrząkanie, wycie, które przewiercały jego uszy jak szpikulce.Najgorsze jednak okazały się odgłosyrozrywania i mlaskanie.Simon żałował, że nie może wyłączyć słuchu.Potknął się o ciało na półzagrzebane w błocie i odwrócił się, żeby sprawdzić, czy nie jest potrzebna pomoc.Zobaczył, że zNocnego Aowcy zostały od ramion w górę same kości bielejące na czarnej ziemi.Zrobiło mu sięniedobrze.Chyba jestem jedynym wampirem na świecie, którego mdli na widok krwi, pomyślał.Nagle cośuderzyło go mocno z tyłu.Przewrócił się i zsunął po błotnistym stoku do jamy.Okazało się, że ma tam towarzystwo.Gdy przetoczył się na plecy, ujrzał nad sobą demona, którywyglądał jak śmierć ze średniowiecznego drzeworytu: ożywiony szkielet z zakrwawionym tasakiemw kościstej ręce.Simon rzucił się w bok, kiedy ostrze opadło, zaledwie cale od jego twarzy.Kościotrup wydał syk zawodu i ponownie uniósł tasak.Został uderzony z boku drewnianą maczugą i rozpadł się jak pińata wypełniona gnatami.Kościposypały się na ziemię z dzwiękiem podobnym do grzechotu kastanietów i zniknęły w ciemności.Nad jamą stał Nocny Aowca, którego Simon nigdy wcześniej nie widział.Wysoki, brodatymężczyzna zbryzgany krwią przesunął brudną ręką po czole, zostawiając na skórze czarną smugę.- Wszystko w porządku? - zapytał.Oszołomiony Simon zaczął gramolić się z dziury.- Dzięki.Obcy pochylił się i podał mu rękę.Simon ujął ją.i pofrunął w górę.Wylądował na brzegu jamy,ślizgając się na mokrym błocie.Wojownik uśmiechnął się nieco zmieszany i powiedział:- Przepraszam.Mój partner jest wilkołakiem.Nie jestem przyzwyczajony do siły Podziemnego.-Przyjrzał się Simonowi.- Jesteś wampirem, tak?- Skąd wiesz?Mężczyzna posłał mu znużony uśmiech, w którym nie było śladu wrogości.- Chodzi o kły.Wysuwają się, kiedy walczycie.Wiem, bo.-Urwał raptownie, ale bez trudu Simondomyślił się dalszej częścizdania: zabiłem w życiu trochę wampirów".- Tak czy inaczej, dziękuję, że walczysz razem znami.-Ja.- Simon chciał powiedzieć, że właściwie jeszcze nie walczył, ale zdążył wymówić tylkojedno słowo, kiedy z nieba spadł ogromny stwór z postrzępionymi skrzydłami i wbił pazury w plecyNocnego Aowcy.Mężczyzna nawet nie krzyknął.Jego głowa odskoczyła do tyłu, jakby spojrzał w góręzaskoczony.a potem zniknął, porwany w puste, czarne niebo.Jego maczuga z głuchym hukiemspadła na ziemię.Simon się nie poruszył.Wszystko od chwili, kiedy wpadł do jamy, trwało niecałą minutę.Rozejrzał się odrętwiały i zobaczył ostrza przecinające ciemność, pazury demonów, rozbłyski, którepojawiały się tu i ówdzie w mroku niczym świetliki wśród listowia.I nagle zrozumiał, co to jest.Jaśniejące serafickie noże.Nie widział Lightwoodów, Penhallowów, Luke'a ani innych znajomych osób.Nie był NocnymAowcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]