[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eddie zaczynał nabierać otuchy.Im więcej osób, tym lepiej.Każdy nowy przybyszzwiększał możliwość przemieszania się gości.Logicznie rzecz biorąc, nie mogli przecieżwszyscy się nienawidzić, więc może uformują się jakieś pary, które będę miały sobie coś dopowiedzenia.Co sobie powiedzą, w to już nie zamierzał wnikać.Po drugim dzwonku dodrzwi porzucił myśl o idealnie dobranym towarzystwie.Teraz wystarczy mu, jeśli nie polejesię krew.Jednakże Chris zburzył jego nadzieję, okazując się fatalnym katalizatorem i całkowicieobalając jego teorię.Pete, Stella i Beth podskoczyli jednocześnie na jego widok.Co do229Pete'a, to z uwagi na swoje fizyczne ograniczenia nie tyle podskoczył, ile wyprostował się sztywno na całą długość.- Co ty tu robisz, do cholery? - syknął.Nie chciał widzieć Chrisa.Nie dlatego, że nadal dręczył się jego rzekomym romansemze Stellą, ale dlatego, że pojawił się nowy aspekt sprawy.Beth będzie się zachowywaćinaczej w obecności swojego byłego partnera.A ten może nawet zechce czynić jakieś ruchy,żeby ją odzyskać.Chris nie tyle się zmartwił, ile speszył widokiem tych znajomych twarzy.- Mam lepsze pytanie: Co ty tu robisz? Ja tu jestem, ponieważ Lauren mnie zaprosiła.Ijej matka również, jeśli już o to chodzi.Ledwo to powiedział, miał ochotę palnąć się w głowę.Czemu ani na chwilę nie wziąłpod uwagę możliwości, że ich tutaj spotka? W końcu Stella i Pete byli najbliższymiprzyjaciółmi Lauren.Mieli większe prawo tu być niż on.Chwileczkę, a Beth? Wiedział z całąpewnością, że nie przyjaźniła się z Lauren.Ale miała tendencję pojawiać się ostatnioznienacka w różnych dziwnych miejscach.Zaraz, zaraz.Przeważnie w tych miejscach,gdzie był Pete.Nie.Niemożliwe.Nie mógłby.Nie mogłaby.Jednak po mowie ciała wszystko odgadł.Jego pierwszą reakcją była wściekłość na Pete'a.Podszedł do niego i szepnął przez zaciśnięte zęby:- Jak śmiesz oskarżać mnie o jakiś wymyślony romans z twoją żoną, kiedy samzdradzasz ją z moją byłą dziewczyną?R SAnn zobaczyła, że Pete ma jakąś przykrą wymianę zdań z tym drugim młodymczłowiekiem.Nie patrzyli na siebie zbyt przyjaźnie.Pete zobaczył, że jego matka ma zamiar do nich podejść.Ojciec wysłał muostrzegawcze spojrzenie.Pete zrozumiał.- Posłuchaj, nie pora na takie rozmowy.Proszę, daj spokój.Przepraszam za wczoraj.Byłem nie w sosie.- Co racja, to racja - prychnął Chris.Odwrócił się, żeby odejść.Nie chciał psuć przyjęcia, chociaż niewiele tu można byłozepsuć.Panowała atmosfera tak ciężka, że trudno było oddychać.Nagle Pete pociągnął go zarękaw.- Czy mi się wydaje, czy to twój młody przyjaciel rozrabiaka z Manchesteru skręca tamsobie jointa?Chris spuścił z tonu.- Tak, to on i byłbym wdzięczny, gdybyś nic nikomu nie mówił.Czuję sięodpowiedzialny, że wylądował przeze mnie w poprawczaku, i próbuję mu pomóc wydostaćsię z kłopotów.230Pete kiwnął głową, patrząc na chłopca.Wydawał się taki młody pośród innych gości.Niemal dziecko.Nie zdradzi go, ale i nie spuści z oka.Na wszelki wypadek wcisnął głębiejportfel w kieszeń spodni.- Dzięki - powiedział Chris.- Nie ma za co, ale nie wciągaj mnie dzisiaj w swoje bójki, dobrze? Czuję, że mojeciało dużo więcej nie zniesie.Eddiemu kamień spadł z serca, kiedy zobaczył, że Chris i Pete ściskają sobie ręce.Szybko wrócił do jadalni.- Cześć, Beth.- Chris stanął obok, patrząc na ciągnące się przed nimi pole walki.- Cześć, Chris - odparła chłodno.- Co za niespodzianka, prawda?- Do ostatniej minuty nie wiedziałam, że tu przyjdę.- Nie to miałem na myśli, Beth.Zaczerwieniła się.- Tak czy owak, to nie twoja sprawa, Chris.Już nie.- Może nie, ale nadal obchodzi mnie wszystko, co robisz.- Świetnie, tylko nie oczekuj, żeby mnie obchodziło, co ciebie obchodzi.- Nie możesz budować szczęścia na cudzym nieszczęściu - powiedział nagle, zentuzjazmem rzucając się w nową rolę kaznodziei wygłaszającego ze wszech miar słusznesentencje.Odwróciła ku niemu głowę.R S- Nigdy tego nie chciałam.To ty mnie zostawiłeś.Robię, co mogę, żeby się odnaleźć wobecnych okolicznościach.Chris zmiękł.- Jeśli cię to pocieszy, żałuję, że się rozstaliśmy.Beth uśmiechnęła się.- Nie, nieprawda.Żałujesz tylko, że nie ma nikogo, kto by cię słuchał i mówił to, cochcesz słyszeć.Mnie to wystarczało, bo nie sądziłam, że mogę mieć coś lepszego.Chris roześmiał się z goryczą.- A Pete jest pewno tym nowym mężczyzną który sprawia, że czujesz się jakprawdziwa kobieta, i który zaspokaja wszystkie twoje potrzeby? Twoja mamusia i tatuś będązachwyceni! Żonaty facet.A może ukryjesz go gdzieś w wieży, podczas gdy sama będzieszstarała się zebrać na odwagę?Beth spojrzała mu prosto w oczy.- Mam już odwagę, to ty mi ją odbierałeś.Nie przedstawiłam cię rodzicom, bo nigdydo końca nie wierzyłam, że ze sobą zostaniemy.Zawsze gdzieś w głębi wiedziałam, że mnieopuścisz, kiedy spróbuję sfinalizować nasz związek.Zawsze czułam, że boisz się zrobić231ostatni krok.I jak się okazało, miałam rację, prawda?Chris nie odpowiedział.Przypomniał sobie uczucie paniki, kiedy Beth w końcuzgodziła się powiedzieć o nim rodzicom.Oczywiście, że miała rację.Nawet Dean wyczuł wnim strach przed ryzykiem i rzucił mu wyzwanie, żeby ten strach pokonał.- Dlaczego, Chris? - pytała go raz po raz w dniu, kiedy się wyprowadzał.Dawał jej całą masę stereotypowych odpowiedzi, poczynając od: „Muszę mieć trochęczasu dla siebie" przez „Chyba osiągnęliśmy już wszystko, co było można" po nadużywane„To nie twoja wina, tylko moja".Innymi słowy, były to żadne odpowiedzi.Beth brakowało pewności siebie i doświadczenia, żeby przycisnąć go do muru i zadaćpytanie, które ją najbardziej dręczyło.W przeciwnym razie może zmusiłaby go do przyznaniasię, jakie są prawdziwe powody jego decyzji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]