[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Człowiekpowinien cieszyć siętym, co ma, jak i zapomnieć o tym, co stracił.Jim przejrzał zdjęcia.Walter miał rację.Wyglądało to nie na stypę, lecz naurodziny.Urodziny.Koniec i jednocześnie nowy początek.–Rzeczywiście są bardzo… pogodne.Kiedy oddawał Walterowi kopertę, na podłogę wypadły negatywy.–Przepraszani… sekundę, zaraz je pozbieram… Podniósł negatywy i zaczął jeukładać.Uniósł jeden do światła, by sprawdzić, czy jest ułożony w odpowiednim kierunku.Był na nimWalter, obejmujący ramieniem jedną z sióstr.Walter z białą twarzą i czarnymiwłosami.Jim wsunął negatywy do koperty.Biała twarz.Czarne włosy.Przypomniał sobieczłowieka,którego widziano pod domkiem Tubbsów na plaży w dniu, kiedy spłonęli Bobby iSara –człowieka o czarnej twarzy i białych włosach.–Wszystko w porządku, panie Rook? Może ciastko z czekoladą?–Nie, dziękuję.Kawa wystarczy.–Niech pan przemyśli moje słowa.Trzeba cieszyć się z tego, co się ma, izapomnieć o tym,co się straciło.Inaczej człowiek będzie cierpiał do końca życia.Zanim Jim skończył poprawiać zeszyty i zaplanował zajęcia na następny dzień,zrobiło sięwpół do ósmej.Niebo było bezchmurne i czyste, jeśli nie liczyć różowej smugikondensacyjnej,która powoli wyginała się w znak zapytania.Z południowego zachodu wiał ciepływiaterek.Kiedy Jim przeszedł pół parkingu, usłyszał, że ktoś go woła.Zatrzymał się i odwrócił, osłaniając oczy przed słońcem.W jego stronę szłaKarenz naręczem książek.Miała na sobie bluzkę w kwiaty i skromną niebieską spódnicęi wyglądałatak samo jak kilka lat temu, kiedy uświadomił sobie, że ją kocha.–Unikasz mnie – powiedziała z uśmiechem.–Nie unikam cię.Miałem tylko masę rzeczy do nadrobienia.–Oczywiście… – mruknęła z sarkazmem.– No i co? Dobrze jest wrócić?Uniósł brwi i wzruszył ramionami, co miało oznaczać, że jeszcze nie wie.Patrzyła na niego,uśmiechając się przez cały czas.–Vinnie mówił mi, że wprowadziłeś się do mieszkania jego zmarłego stryja.–Zgadza się.W budynku Benandantich, w Venice.Jest tam zupełnie jak u AllanaEdgaraPoe.Jak w Upadku domu Usherów, tyle że jeszcze bardziej upiornie.Powinnaśzobaczyć tomieszkanie.–A Tibbles? Ciągle masz tego nawiedzonego kota?–Tak, mam.Zapadła długa chwila ciszy.Jim uświadomił sobie, że pociąga się za ucho, cobyło u niegooznaką napięcia.Natychmiast przestał i zamachał ręką, jakby chciał powiedzieć:„Samo życie, cona to poradzimy?”.–Słyszałam o tym, co się stało w Waszyngtonie – powiedziała Karen.– No, możenie znamwszystkich szczegółów…–To było tragiczne.– Jim nie miał ochoty mówić więcej na ten temat.Czasamilepiejzostawić sprawy na jakiś czas samym sobie, pozwolić im się ułożyć.Miałwrażenie, jakby przezułamek sekundy znowu słyszał przeraźliwy wrzask i widział tryskającą krew.–Będziesz na pogrzebie Bobby’ego Tubbsa i Sary Miller? – spytała Karen.Skinął głową.–Może moglibyśmy iść razem… jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu.–Byłoby miło.A co z Perrym?–Z Perrym? – powtórzyła Karen, jakby nie bardzo rozumiała, co Jim ma na myśli.–Mówiszo Perrym Rittsie? Co ma z nim być?–Nie widujesz się z nim?Karen roześmiała się swoim głośnym, krótkim śmiechem, przypominającym brzękpękającejokiennej szyby.–Miałam nadzieję, że wyżej mnie cenisz!–Oczywiście, jak najbardziej, ale widziałem was wczoraj razem, a Perry miał takrozognioneoczy i tak napuszony ogon, że myślałem…Karen odgarnęła włosy z czoła.–Wiem, co pomyślałeś, Jim.Nie musisz kończyć – powiedziała.Stał bez ruchu, przez cały czas osłaniając dłonią oczy.ŚWIATŁO CHWYTA DUSZĘ.Karenpodeszła, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.–Co to był za wiersz, którego fragmenty stale mi cytowałeś?Wiedział, co ma na myśli, nie odzywał się jednak, by sprawdzić, czy Karenpamięta tefragmenty.–„Któż może być płomieniem oraz ćmą?” – szepnęła w końcu.–„Kogo wolno nam kochać? – dodał Jim.– Prawdę że znam, sądziłem.Choć z żalujużumarłem, o mojej śmierci jeszcze nie wie nikt”.Karen popatrzyła na niego poważnie.–Jeszcze nie umarłeś, Jim.Ani z żalu, ani z czegokolwiek innego.Powrót to niewstyd.Czasem musimy wrócić, aby przypomnieć sobie, kim jesteśmy i dlaczego ludzie naskochali.Na kolację zrobił sobie spaghetti po bolońsku.Uważał się za eksperta w tymzakresie –zawsze dodawał mnóstwo sosu Worcestershire i tabasco, kilka łyżek mieszanychziół i tyleczarnego pieprzu, ile wysypywało się z młynka po pięćdziesięciu pięciu obrotach,po czym dusiłwszystko przez 45 minut z dwoma szklankami mocnego włoskiego czerwonego wina.PonieważTibbles nie była zwolenniczką tabasco, dał jej miskę surowej mielonej wołowiny zkocimiciasteczkami.Zaczynało jej odrastać futro, ale wyglądała jeszcze gorzej.Kiedy skończył jeść, poszedł do salonu i włączył telewizję.Nie miał ochotyoglądać CSI,Prawa i porządku ani Strefy śmierci, na szczęście znalazł na Discovery staryfilm o człowieku,który na początku XX wieku wędrował przez Amerykę, odwiedzając wesołe miasteczkai sporządzając spis ludzi-dziwolągów, na których się natknął.„Spotkał kobietę pawiana, zwaną Włochatą Mary, człowieka ropuchę i chłopca bezmózgu,który podświetlał sobie mocnym światłem na czaszkę i pokazywał, że w jego głowiejest pusto.Jedną z najdziwniejszych postaci był człowiek negatyw, który jeździł poIllinois, Idaho i innychstanach Środkowego Zachodu z trupą Forepaugha i braci Sellsów* [*Adam Forepaughand SellsBrothers, powstały w 1896 roku słynny amerykański cyrk.] [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl