[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lucyna, rany boskie, co cię napadło? - wysapałam.- Po co my lecimy tędy? Jeżeli znalazłaś coś gdzieś tam za stawami, to z tamtej strony było bliżej! Czy ci chodzi o to, żeby oblecieć tę wodę dookoła?- Cicho! - odsapnęła Lucyna.- Z tamtej strony jest bliżej, ale tam się ktoś czai.To pewnie oni.Teraz trzeba się podkraść, bo już niedaleko.Gęste zarośla podchodziły do samych brzegów.Okrążywszy przeszło połowę stawu znalazłyśmy się po jego wschodniej stronie i wodę miałyśmy na pomocny zachód.Wszystko, cokolwiek znajdowało się nad nią, rysowało się ostro i wyraziście na tle jasnego nieba.Cztery baby w rozmaicie zaawansowanym Wieku, uprawiające indiańskie podchody i skradające się chyłkiem przez trawę i krzewy, z całą pewnością stanowiły widok rzadko spotykany.Lucyna wskazywała kierunek prosto na wodę.Przyszło mi na myśl, że znalazła topielca i z właściwym sobie poczuciem humoru chce nam zrobić wesołą niespodziankę.Przelazłam jeszcze kawałek i na jej rozkazujący gest zatrzymałam się na skraju gąszczu.Przed sobą widziałam coś w rodzaju malutkiej grobelki, wchodzącej w wodę, rosnące nad brzegiem olchy i wznoszącą się na końcu grobelki, tuż nad samym stawem, budowlę z desek, przypominającą nieco obszerny, wiejski wychodek.Lucyna wskazywała palcem właśnie ową budowlę.- Przyjrzyjcie się - wyszeptała.- Zobaczcie, co z tego wystaje.Nad wodą.Przyjrzałyśmy się z szalonym natężeniem.Z budowli wystawało coś jakby patyk, długi i cienki, skierowany skośnie w dół.Zanim zdążyłam sobie uprzytomnić, że doskonale wiem, co to jest, patyk poderwał się nagle, na końcu żyłki plusnęła wielka ryba, coś wysunęło się ku niej, ryba zatrzepotała i po chwili znikła we wnętrzu wychodka.- No? - szepnęła Lucyna z uciechą.- Jak ci się zdaje, co to jest?- Wiekuisty Panie! - odszepnęłam ze zgrozą, siłą przełamawszy oniemienie.- Ojciec?- A któżby inny? Zamknięty jest, jak widzisz, przez porywaczy.Podejrzałam już, że to on, zajrzałam przez dziurę w deskach.Nie wiem, co zrobić, bo oni siedzą w tamtych krzakach naprzeciwko.Zgłupiałam z tego wszystkiego do reszty i przez dobrych kilka chwil w ogóle nie byłam w stanie zebrać myśli.Topografia terenu prezentowała się nad wyraz niekorzystnie dla nas.Między nami a owym wychodkiem z ojcem w środku znajdowało się kilkanaście metrów łysej łąki bez najmniejszego krzaczka, dalej łąka rozszerzała się, po jej drugiej stronie zaś rósł jakby gęsty zagajnik.W zagajniku, według informacji Lucyny, czaił się wróg.Patrzyłam na to wszystko bezmyślnie i nic mi nie przychodziło do głowy.- Skąd wiesz, że oni tam siedzą? - spytała cichutko i niespokojnie ciocia Jadzia.- Widziałam - szepnęła Lucyna z satysfakcją.- Jak stąd odchodziłam, widziałam, że coś tam się ruszało.Wyglądało jak człowiek.- Widziałaś, że tam siedzą i zostawiłaś go im na pastwę?! - oburzyła się Teresa.- Odeszłaś stąd tak bez niczego?!- Toteż dlatego tak się spieszyłam.Co niby miałam zrobić, zabrać tę budę ze sobą? Przecież zobaczyliby mnie stamtąd!- To i teraz też zobaczą - zauważyła rozpaczliwie ciocia Jadzia.- Jak my go stamtąd zabierzemy, Boże drogi, taki kawał, nie ma się gdzie ukryć!- Zwyczajnie go zabierzemy, mogłam to zrobić od razu, ale chciałam wam pokazać ten widok.- Ale przecież nas zobaczą!- No to co, że zobaczą, co nam zrobią?! - rozłościła się nagle Teresa.- Uważasz, że będą do nas strzelać, czy co?!- Tam wisi kłódka - oznajmiła Lucyna.- Klucza nie mamy, odrywanie może trochę potrwać.Nie wiem, możliwe, że spróbują nam w tym przeszkodzić.- Jezus Mario, to co zrobić?Z wychodka ponownie wysunęła się wędka i skierowała się ku wodzie.Wróg w krzakach po przeciwnej stronie łączki był niewidoczny i niesłyszalny, być może dostrzegł nas i zamarł na czatach.Straszliwa myśl, że przesiedzimy tak całe lata, oni z tamtej strony, my z tej, czatując na siebie wzajemnie i wzdrygając się na plusk każdej wyciąganej przez ojca ryby, spowodowała gwałtowny rozruch mojego osłupiałego umysłu.Plan akcji skrystalizował mi się błyskawicznie.- Niech która obleci to wszystko dookoła lądem i zwróci na siebie uwagę od tyłu! - rozkazałam szeptem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]