[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w rzeczywistości sytuacja naszabyła wręcz rozpaczliwa.Dowództwo nasze o ile mi wiadomo godziłosię na podporządkowanie ściśle wojskowe dowództwu radzieckiemu, leczpolitycznie chciało podlegać tylko Londynowi.Był to postulat nie dospełnienia i ostatecznym rezultatem musiało być to co się stało, czylirozbrojenie i internowanie AK wileńskiej.Osobiście nie zostałem uwięzio-ny i wraz z resztkami oddziałów znalazłem się kolejno w PuszczachRudnickiej i Ruskiej.Podobnie jak wielu moich kolegów pragnąłem wtedyodmarszu na zachód, za Bug.Pragnienia nasze nie zostały jednak zrealizo-wane, a to ze względu na odmienne rozkazy dowództwa.W sierpniu 1944roku, posłuszny znanemu rozkazowi ,,Bora", wraz z kilkunastu kolegamipodjąłem próbę marszu na pomoc Warszawie.Dziś zdaję sobie sprawęz tego, że próba taka (przemarsz skryty znad zródeł Kotwy poprzezNiemen, front i Wisłę) była pomysłem wprost chimerycznym.Fakt jednak,iż taką próbę podjęliśmy, wymownie świadczy o naszych ówczesnychnastrojach.Moim ówczesnym postępowaniem, podobnie jak i postępowaniembardzo wielu akowców", kierowała jedna zasada: absolutne i ślepeposłuszeństwo złożonej przysiędze.Z biegiem czasu, ale zbyt pózno zdałem sobie sprawę z tego, że ślepawierność żołnierska, będąca w zasadzie zjawiskiem normalnym i pozytyw-nym w ówczesnych skomplikowanych i trudnych warunkach politycznychprzyniosła szkody.Gdyby AK wileńska masowo wstąpiła do WojskaPolskiego fakt ten usunąłby moc trudności z drogi odradzającego sięPaństwa, a może nawet skłonił premiera ówczesnego rządu londyńskiegodo podpisania układu w Moskwie już w roku 1944.Stało się inaczej i rozbitkiz AK wileńskiej walnie zasiliły polskie podziemie", zarówno to dawnepodziemie z 1945 r.jak i to działające od chwil ostatnich.Ten nasz wkład"w nową rzeczywistość polską inaczej niż bardzo ujemnie oceniony być niemoże.Z poglądem, w powyższym zdaniu wyrażonym, zgodzić się musikażdy, kogo stać na obiektywne myślenie.Niestety, na myślenie takie niestać było widocznie tych, których decyzje kierowały naszymi czynamia nawet dysponowały naszym życiem, tzn.rząd londyński.Pozwalał onsobie w dalszym ciągu na luksus bezmyślności.My zaś w dalszym ciąguuważaliśmy wierność przysiędze za wartość absolutną.Postępując w myśl tych wytycznych we wrześniu 1944 r.uciekłemz oddziału WP (dokąd zostałem skierowany po zatrzymaniu przez władzeradzieckie), a w końcu pazdziernika na kolonii koło wsi Kituryki zgłosiłemsię do oddziału (5 Brygada Wileńska AK) rotmistrza Aupaszki".Rozu-miem dziś doskonale, że zarówno dobro kraju, jak i moje własne wymagałoinnego sposobu postępowania.Moje właściwe miejsce było nie ,,w lesie",lecz w którymś z pułków piechoty.%7łe się tak nie stało tego wielokrotniepózniej żałowałem.Wstąpiwszy do oddziału Aupaszki" nie zmieniłembynajmniej swoich politycznych zapatrywań.W dalszym ciągu oczekiwa-łem zawarcia kompromisu, czyli układu ze Związkiem Radzieckim orazutworzenia jednego, przez wszystkich uznawanego, rządu polskiego.W czasie ówczesnych i pózniejszych wielokrotnych rozmów z Aupaszkądawałem wyraz swemu przekonaniu, że wszystko skończy się nie wojną,lecz kompromisem.Starając się odgadnąć pobudki, jakimi się Londynw swym postępowaniu kierował sądziłem, iż fakt posiadania w krajuoddziałów zbrojnych i możność wydania im rozkazu zaprzestania akcjii rozwiązania się będzie w ręku tegoż Londynu" atutem w przetargachpolitycznych.Nie przewidywałem, iż utrzymanie w kraju podziemia"było działaniem w ogóle bezkoncepcyjnym.Zanim przejdę do omawiania moich stosunków z Aupaszką winienempoczynić jeszcze nieco uwag, wyjaśniających mój ówczesny sposób po-stępowania.Tak więc do lasu" nie zaprowadziła mnie bynajmniej niechęćdo sojuszu ze Związkiem Radzieckim, ani kwestia kresów wschodnich.Program reform gospodarczych i społecznych PKWN nie był mi szczegóło-wo znany, zresztą i przed wojną i podczas niej byłem zwolennikiemgłębokich reform.Powrót do stanu rzeczy panującego u nas przed rokiem1939 to nie był mój ideał.Stwierdzić więc wypadnie jedno, iż sposóbi kierunek mojej ówczesnej działalności wynikał z tego, iż określały ją niewzględy rozumowe i logiczne lecz imponderabilia.W ówczesnym moimpołożeniu, czyli w położeniu człowieka żyjącego na stopie nielegalnej,kryjącego się po lasach itp.względy te i uczucia szczególnie silnie grały.O zasadzie wierności przysiędze już pisałem.Dołączał się tutaj jeszczejeden wzgląd: obawa przed posądzeniem o tchórzostwo i karierowiczost-wo.Wiedziałem, iż moi koledzy z AK trwają w konspiracji i działają.Pamiętałem, że moi dowódcy z Wileńszczyzny i wielu kolegów są inter-nowani.To wszystko stwarzało duże opory natury uczuciowej.Zdaję sobiesprawę, iż nie są to rzeczy, które by mogły tłumaczyć postępowanieczłowieka działającego pod względem politycznym konsekwentnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]