[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w ścianę.- Powinienem był wiedzieć, że stan tego człowieka się pogorszy, jakrównież, że nie można zostawiać go pod opieką żadnego z tych felczerów.- Ale takim rozpamiętywaniem niczego nie zmienisz, co się stało, tosię nie odstanie - próbowała go pocieszyć.W odpowiedzi spojrzał na nią,marszcząc czoło.- Aatwo się mówi, gdy nie jest się samemu w takiej sytuacji.- Może dlatego właśnie, że patrząc z boku, można ocenić sprawętrafniej - odparła Elisza.- Musisz przyznać, że naprawdę niczego nieodmienisz - dodała śpiesznie, widząc, jak jego twarz chmurnieje.- Wprzyszłości na pewno nie popełnisz drugi raz tego błędu.- Pięknie dziękuję, Eliszo, za próbę podtrzymania mnie na duchu -mruknął Damien, najwyrazniej nadal rozdrażniony - ale takie pocieszanienic nie da tamtemu biedakowi.- A da mu cokolwiek to, że robisz sobie wyrzuty i zadręczasz sięmyślami, co powinieneś był zrobić?- Chyba nie oczekujesz ode mnie, żebym się po prostu pogodził ześmiercią człowieka, który znajdował się pod moją opieką?- Nie, nie o to mi chodzi, Damienie, ale jesteś przecież lekarzem.Zdarza się, że pacjent umiera.- Proponuję, abyś zajęła się swoimi problemami, zamiast mówić osprawach, o których nie masz pojęcia.Pod tym względem mogłabyśkonkurować z moim ojcem - odparł zgryzliwie Damien.Elisza przygryzła wargi, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzozabolały ją te słowa.Stała tak, skonsternowana, machinalnie to splatając,to rozplatając dłonie.Damien uświadomił sobie niestosowność swegozachowania.Przecież chciała go pocieszyć i w zasadzie nie powiedziałanic niewłaściwego.- Wybacz, nie powinienem był traktować cię tak grubiańsko -szepnął iprzyciągnął ją do siebie, aby przeprosić jak najserdeczniej, ale równieżdlatego, że sam szukał pocieszenia.Wtulił twarz w jej włosy i lekkoprzesunął dłonią po karku.Westchnęła cichutko i objęła go wpół.Poczułjaśminową woń jej włosów, delikatnie pochwycił palcami jakiś niesfornykosmyk, na jaki natrafił.Bezwiednie przylgnęła do niego całym ciałem.Damien zacząłcałować jej skronie, policzek, a kiedy obróciła nieco głowę, przywarłwargami do ust.Elisza niezdecydowanie odwzajemniła pocałunek,czując, jak przyśpiesza bicie jej serca, jak w brzuchu rozrasta się falaciepła, przeradzając się w niemal bolesny skurcz, a potem, jak silneramiona unoszą ją w górę i układają gdzieś ostrożnie, delikatne dłoniepieszczą ją przez materiał sukni, odpinają guziki, rozluzniają sznurówkę,wślizgują się pod jedwab i docierają do jej ciała.Fiszbiny gorsetuzsuwały się z niej jedna po drugiej i tam, gdzie obciskały ją jeszcze przedchwilą, znalazły się teraz dłonie i wargi Damiena.Niemrawe jęki protestucichły stopniowo, w miarę jak jego usta szeptały jej do ust czułe, żarliwesłowa.Szeroko otwartymi oczyma Elisza wpatrywała się w baldachim łóżka.Halka podwinęła się aż na biodra i w nagłym porywie wstydu Eliszapośpiesznie okryła piersi górną częścią sukni, która w jakimś momenciemusiała obsunąć się z jej ramion.Ostrożnie dotknęła brzucha, gdzie nadalczuła pulsujące echa osobliwego bólu.- Boli? - zapytał Damien, który, wsparty na łokciu, leżał obok niej, ateraz się nad nią nachylił.-Już nie.- Drżącymi rękami Elisza odgarnęła z twarzy włosy, wśródktórych jeszcze pół godziny temu błądziły dłonie Damiena.Wszystkoodbyło się inaczej, niż to sobie wyobrażała, bynajmniej nie romantycznie,nawet wtedy, kiedy ból zaczął ustawać.Starała się odepchnąć od siebiewyrzuty sumienia, one jednak, na podobieństwo porannych oparów mgłynad jeziorami, uparcie powracały, zostawiając po sobie niemiły,nieuchwytny osad.Zapragnęła nagle cofnąć czas, tak aby znowu siedzieć w salonie, aletym razem nie pójść za Damienem do jego letniego domu i nieleżeć potem w łóżku, nie mając na sobie nic prócz halki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]