[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O mój Bo\e.- Kuzynko! zawołała z o\ywieniem, \eby zatuszować niezręczną sytuację.-Popatrz tylko, kto przyjechał.Wejdz, proszę, i pozwól, \e ci ich przedstawię.- Pośpieszywszyku niej, ujęła Wildę pod ramię, zni\ając głos do szeptu.- I wybacz, proszę, moją bezmyślnąuwagę sprzed chwili.Wiesz z pewnością, \e nie chodziło mi o ciebie ani o kuzyna Cuthberta.Jesteście oboje cudowni i tak dobrze było mi tutaj z wami obojgiem.- Ale nie jesteśmy młodzi i interesujący, prawda?Jeannette nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, \eby nie pogarszać sprawy.Wilda poklepała ją po ręce.- Rozumiem, moja droga.Nie martw się tym.Przedstaw mnie teraz swoimprzyjaciołom.- Oczywiście, ale to nie są moi przyjaciele, tylko rodzina.Zachwycona, \e tak łatwo jej wybaczono, poprowadziła Wildę i zaczęła przedstawiaćgości.Przybyli witali się z nią serdecznie i starsza kobieta rychło poczuła się swobodniej.- Wybaczcie, \e nie zjawiłam się wcześniej, \eby was przywitać - powiedziała Wilda,chowając dłonie w fałdach spódnicy.- Nie spodziewaliśmy się nikogo przed popołudniem.- Proszę się nie martwić - odparł Adrian.- Wina le\y po naszej stronie, gdy\ niezawiadomiliśmy pani wcześniej o naszym przyjezdzie.Ale, jak powiedziała Jeannette,jesteśmy rodziną.Nie ma potrzeby trzymać się sztywno formalności.Wilda wyraznie się odprę\yła.Uśmiechnęła się szeroko.- Zaiste, wasza wysokość.- Adrian, proszę.Albo Raeburn, jeśli tak wolisz, kuzynko.- Dziękuję, wasza.Adrianie.- Wydała z siebie zdumiewająco dziewczęcy chichot,zakrywając usta dłonią.- A ty nazywaj mnie Wildą.- Z przyjemnością.Wilda znieruchomiała i objęła o\ywionym spojrzeniem grupę gości, tak jakby właśnieprzyszła jej do głowy wspaniała myśl.- Czy któreś z was nie miałoby ochoty na partyjkę wista?11Ach, co za zabawa.- Jeannette opadła na krzesło obok siostry i Elizy.- Bogu dzięki zaprzerwę między tańcami.Muszę chwilę odpocząć.Rozło\yła wachlarz, \eby ochłodzić rozgrzane policzki.Był tak dobrany, \ebypasował do sukni balowej z białego jedwabiu z muślinową wierzchnią spódnicą, wyszywanąkoralikami i ozdobioną koronką z Brugii.Białe jedwabne pantofelki, długie białe rękawiczki ipojedynczy, ale elegancki sznur pereł dopełniały stroju.- Wieczór jest wspaniały, zgadzacie się ze mną? - zapytała.- Istotnie wspaniały.Przeszłaś samą siebie, jak zwykle - stwierdziła Violet, podnoszącszklankę ponczu do ust.Jeannette uśmiechnęła się, zadowolona z pochwały.Cieszyła się tak\e, widząc siostręw modnej sukni - ślicznym stroju z szafirowego jedwabiu, którego krój sprawiał, \e figuraViolet wyglądała bardzo ładnie.Widocznie to, \e na parę miesięcy zamieniły się miejscami w zeszłym roku, okazałosię pod ró\nymi względami korzystne.Wpłynęło, na przykład, na styl ubierania się siostry.Latami namawiała Violet, \eby bardziej interesowała się strojami.Najpierw ich oszustwo, ateraz pragnienie, \eby błyszczeć u boku mę\a, musiały ostatecznie przekonać Violet opotrzebie nadą\ania za modą.Gdyby jeszcze siostra mogła sprawić, \eby podobny cud odmienił Elizę.Młodakobieta wyglądała zupełnie bezbarwnie w ponurej sukni z tafty.A jeśli jej kolor nie był dośćodstręczający, to falbana na dole robiła z niej coś okropnego.Mo\e krawcowa pannyHammond była niewidoma, zastanawiała się Jeannette.Jak inaczej mo\na by wytłumaczyćniewybaczalną brzydotę stroju?Nic dziwnego, \e mę\czyzni trzymali się od niej z daleka.Jak dotąd jedynie Adrian iKit ulitowali się nad Elizą, prosząc ją do tańca na początku balu.Jednak te wysiłki nieskłoniły innych d\entelmenów do pójścia w ich ślady.Wydaje się, \e nawet prowincjusze niemieli ochoty zbli\ać się do nieśmiałej i niemodnie ubranej Elizy Hammond.Panna Hammond miała przynajmniej Violet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]