[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PoleciłemLuke owi, by czynił to samo.Przez kilka pierwszych kroków zwierciadła odbijały wiernie obrazyzwykłego świata.Nieoczekiwanie Luke zesztywniał i stanął jak wryty.Spoglądał w lewo.-Mamo! - powiedział gwałtownie.W lustrze o ramie wykonanej z zaśniedziałej miedzi i przedstawiającej Ouroborosa pojawiło sięodbicie pięknej, rudowłosej kobiety.Uśmiechała się.-Jestem bardzo rada z tego, \e uczyniłeś właściwą rzecz, jaką było objęcie tronu - powiedziała.-Naprawdę? - odparł pytaniem Luke.-Oczywiście.-Myślę, \e jesteś szalona.Przecie\ to ty chciałaś zasiąść na tronie.-Chciałam, ale ci przeklęci Kashfanie nigdy mnie nie doceniali.Osiągnęłam Spokój i czuję, \eprzez kilka lat dokonałam tu wielu odkryć.i jest tu wiele sentymentalnych pamiątek.Tak zatem,jak długo Kashfa nale\y do rodziny, chcę, abyś wiedział, \e jestem z tego bardzo zadowolona.- Có\.eee.Cieszę się, \e mi to mówisz mamo.Bardzo się cieszę.Będę się tego trzymał.-Tak, trzymaj się - odrzekła i zniknęła.Luke odwrócił się w moją stronę, na ustach igrał mu ironiczny uśmieszek.-To jeden znielicznych przypadków w mym \yciu, kiedy zaaprobowała to, co zrobiłem - oświadczył.-Niewątpliwie kierowały nią złe motywy, niemniej.jak bardzo jest to rzeczywiste? Co dokładniewidzieliśmy? Czy był to świadomy kontakt z jej strony? Czy.?-Tu wszystko jest prawdziwe - powiedziałem.- Nie wiem jak ani dlaczego, ani te\ jaka ich częśćjest tu naprawdę obecna.Mogą być wystylizowani, surrealistyczni, mogą cię nawet wchłonąć.Ale na swój sposób są prawdziwi.To wszystko wiem.jasna cholera!W olbrzymim lustrze w złoconej ramie, znajdującym się po mej prawej stronie, pojawiło sięposępne oblicze mego ojca, Oberona.Dałem krok w jego stronę.-Corwinie - odezwał się.- Byłeś moim wybrańcem, ale ty zawsze potrafiłeś znalezć sposób, bymnie rozczarować.-To przełom - odparłem.-Masz rację.I nikt po tych wszystkich latach nie powinien rozmawiać z tobą jak z dzieckiem.Dokonywałeś wyborów.Wiele z nich napawało mnie dumą.Zachowałeś się mę\nie.-Có\, dziękuję.panie.-Rozkazuje ci niezwłocznie wykonać jedną rzecz.-Jaką?-Wyciągnij sztylet i dzgnij nim Luke a.Popatrzyłem na ojca rozwartymi ze zdumienia oczyma.-Nie - powiedziałem.-Corwnie - odezwał się Luke.- Będzie to to samo, co próba udowodnienia, \e nie jesteś upioremWzorca.-Ale\ mnie nie obchodzi, czy jesteś upiorem Wzorca - odrzekłem.- Nic to dla mnie nie znaczy.-To nie tak - przerwał mi Oberon.- Chodzi tu o coś innego.-Więc o co?-Aatwiej to pokazać, ni\ powiedzieć - burknął Oberon.Luke wzruszył ramionami.-Skalecz mnie - powiedział.- Wielka rzecz!Z pochwy przy bucie wyjąłem sztylet.Luke podciągną rękaw i podał mi ramię.Uderzyłem lekko.Klinga przeszła przez rękę jak przez dym.-Do licha! - mruknął Luke.- To staje się zarazliwe!-Nie! - sprzeciwił się Oberon.- To bardzo konkretna rzecz.-Tak mówisz? - zainteresował się Luke.-Wyciągnij, proszę, swój miecz.Luke skiną głową i wyszarpnął z pochwy znajomo wyglądającą broń.Klinga wydała wysoki,przenikliwy, \ałobny dzwięk, który sprawił, \e płomienie świec gwałtownie zamigotały, a ja odrazu rozpoznałem miecz.broń mego brata, Branda.Werewindle.-Wiele czasu upłynęło od chwili, gdy widziałem go po raz ostatni - odezwałem się a dzwięk niemilkł.-Luke, zadraśnij, proszę, Corwina swym mieczem.Luke popatrzył mi w oczy, a ja skinąłemgłową.Uniósł ostrze i wbił mi je w ramię.Popłynęła krew.-Corwinie.gdybyś teraz z kolei ty.-odezwał się Oberon.Wysunąłem z pochwy Grayswandira,który te\ rozpoczął dzwięczną, bojową pieśń.pieśń, jaką słyszałem w przeszłości jedyniepodczas największych bitew.Dwa połączone ze sobą tony tworzyły straszliwy duet.-TnijLuke a - rozkazał Oberon.Luke skiną potakująco głową, a ja Grayswandirem rozciąłem mu przedramię.Pojawiła sięnabiegająca szybko krwią linia.Dzwięki wydawane przez nasze brzeszczoty wznosiły się iopadały.Schowałem miecz, aby uciszyć jego klingę.To samo z Werewindlem zrobił Luke.-Dostaliśmy jakąś lekcję - odezwał się.- Ale niech mnie piekło pochłonie, jeśli rozumiem, o co wtym chodzi.-Te miecze to brat i siostra, i oba mają magiczną moc - odezwał się Oberon.- Tak naprawdę mająwspólny, wielki sekret.Powiedz mu, Corwine.-To niebezpieczny sekret, panie.-Nadszedł czas, by go wyjawić.Mów.-Dobrze - odparłem.- We wczesnych czasach stworzenia bogowie mieli wiele pierścieni, któreich championi wykorzystywali do stabilizacji Cienia.-Wiem o tym - powiedział Luke.- Merlin ma spikarda.-To prawda - przyznałem.- Ka\dy z nich posiadał moc wchłaniania wielu zródeł w wielucieniach.Wszystkie były inne.-Tak twierdził Merlin.-Nasze zostały zamienione w miecze i tak ju\ zostało.-Aha - mruknął Luke.- Co wiesz? Co wnioskujecie z faktu, \e mogą wyrządzić krzywdę tam,gdzie inna broń nie jest tego w stanie uczynić?-Wygląda na to, \e są w jakiś sposób związane z rzuconym na nas zaklęciem - bąknąłem.-Racja - powiedział Oberon.- Bez względu na to, jaki czeka na was konflikt, bez względu poczyjej stronie jesteście, będziecie potrzebowali magicznej ochrony przed dziwaczną mocą kogośtakiego jak Jurt.-Jurt? - zapytałem.-Pózniej, pózniej ci to wyjaśnię - odezwał się Luke.Skinąłem głową.-Jaka ma być to ochrona? - zapytałem.- Jak wrócimy do pełnej przenikliwości ciał?-Tego ci nie powiem - odrzekł Oberon.- Ale spotkacie tu kogoś, kto udzieli wam odpowiedzi.Bez względu na to, co się wydarzy, macie moje błogosławieństwo.choć zapewne na niewieleju\ się ono wam zda.W podzięce zło\yliśmy korny ukłon.Gdy znowu popatrzyliśmy w lustro,Oberona ju\ w nim nie było.-Wspaniale - powiedziałem.- Wróciłem niecałą godzinę temu, a ju\ jestem wplątany w intrygiAmberu.Luke skiną głową.-Chaos i Kashfa są równie okropne - oświadczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]