[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nadal nikt nie zwracał nań uwagi.Ogarnęło go uczucie dojmującej samotności.Ruszył, programując pojazd na jazdęlosową.Nie wiedział, co robić.Zabrakło mu teraz towarzystwa tego energicznego, zde-cydowanego mężczyzny, którego obecność rozwiewała zwątpienia.Ale to przecież wła-śnie Daniel powiedział, że muszą się rozstać.Widocznie bał się przebywania w towa-rzystwie człowieka wyjętego spod prawa.Ucieczka nie miała sensu, bo nie miał nikogo,kto mógłby mu zapewnić schronienie.Oddanie się w ręce speców też nie miało sensu,łatwo bowiem mógł przewidzieć dalszy ciąg, wobec którego śmierć nie byłaby wcale al-ternatywą przerażającą.Zmierć, śmierć: bezlica, niecierpliwa pani, która prawie zawszeprzychodzi za wcześnie.Wyjść jej naprzeciw to jedyne sensowne rozwiązanie po-myślał. Ale to ja wybiorę miejsce i termin spotkania! Poczuł znów coś na kształt ulgi,jak wtedy na balkonie, gdy naszła go myśl, aby przełożyć nogi przez balustradę.Ekwipart wjeżdżał w najuboższą dzielnicę aglomeracji.XVIIWarto było,Warto byłoDać się chłopu złapać.Teraz jużem,Teraz jużemGruba jak ta szafa.Genetyka,GenetykaCosik nie pasuje.No a bękart,No a bękart%7łycie se fartuje.Chłopa wzieni.Chłopa wzieniJać została sama.Ale bachor,Ale bachorWoła na mnie mama.piosenka z folkloru lovittów, popularna zwłaszcza we wschodniej części aglomeracjiPułkownik Vittolini prawie w ogóle nie spał tej nocy.A ściślej nie zasnął jużod chwili, gdy z pierwszego snu obudził go Nordmann.Jego autodonos był tak nie-oczekiwanym darem losu, że Vittolini zaczął podejrzewać, iż kryje się tu jakaś pu-łapka.Nie wierzył bowiem w szczęśliwe zbiegi okoliczności.Dlatego wysłał najpierwTrenta.Dopiero, gdy okazało się, że jest tak, jak mówił pisarz, osobiście zajął się tą spra-wą.Wprawdzie Nordmann nie stawił się na umówione spotkanie i Vittolini początko-wo sądził, że pisarza obleciał niewczesny strach, ale to nie miało już wielkiego znacze-92nia.Materiał, zapisany w pamięci domowego komputera, wystarczył.Wyciągnął więcDziennikarza z łóżka i zasugerował mu ogólny kierunek kampanii propagandowej, cy-tując na poparcie co celniejsze kawałki z prywatnych zapisków Nordmanna.Kampaniamiała być wszczęta tuż po pierwszym ogłoszeniu listu gończego i prowadzona aż doodwołania.To była okazja, której Vittolini nie mógł przegapić: Nordmann był dobrymmateriałem na ofiarnego kozła.Do miejsca obecnego zakwaterowania Czarnego Batalionu dotarł dobrze po wscho-dzie słońca.Tutaj miał otrzymać kolejną, ważną wiadomość.Wszedł do swojej kwate-ry, pilnowanej przez dwóch chłopców ubranych w charakterystyczne, czarne uniformybojowe.Niedbałym gestem zwolnił ich z postawy poddania, którą na jego widok służ-biście przyjęli, i rzucił się na łóżko.Postanowił zdrzemnąć się, bo fale senności powra-cały coraz częściej.Sen nie trwał jednak dłużej niż dwie godziny.Obudził go brzęczyk wideocomu.Włączył tylko fonię.Z głośnika dobył się znajomy,nieco zachrypnięty głos: Zadanie numer trzy wykonane.Vittolini oprzytomniał natychmiast.Teraz już nie było odwrotu: musiał iść naprzódaż do końcowego sukcesu lub ostatecznej klęski. Przyjeżdżaj bez zwłoki rzucił do mikrofonu i rozłączył się.Spojrzał na zegar:dochodziła godzina ósma.Powieki piekły nieznośnie.Wziął prysznic, a potem jedenz koktajli orzezwiających.Dla pewności wzmocnił koktajl pastylką.Musiał być terazw dobrej formie.Znów odezwał się wideocom.Na monitorze pojawiła się zaaferowana twarz Trenta. Co tam znowu? odezwał się opryskliwie Vittolini. Masz Nordmanna? Mam jego ślad.Uciekł z hotelu tuż przed udarem.Z niejakim DanielemLaroque em.Sprawdzamy, kto to taki.Rzekomo była jeszcze z nimi jakaś dziewczyna,ale i to sprawdzimy. Po kolei, Trent.Po kolei.Co to za udar? Działko udarowe, kaliber UX 500, zogniskowane na pokój tego Laroque a. UX 500? upewnił się. Tak jest! I Nordmann był w tym pokoju? Tego jeszcze nie wiem.W każdym razie wynajmował sąsiedni pokój pod przybra-nym nazwiskiem. Chcę mieć Nordmanna, rozumiecie, sierżancie? Tak jest. To na pewno było działko UX 500? upewnił się raz jeszcze Vittolini. Nie ma najmniejszych wątpliwości odparł bez wahania Trent. Wszystkoszczegółowo przedstawię w raporcie.93 Wstrzymajcie się na razie z raportem, Trent powiedział niecierpliwie. Napiszecie go, jak będziecie mieli Nordmanna.To teraz najważniejsze, jasne? Ale regulamin. Do aidsa z regulaminem! wybuchnął Vittolini. Macie słuchać rozkazów i niemędrkować! Tak jest powiedział Trent, ale w jego głosie nie było już tej służbistej werwy,z jaką funkcjonariusze odkrzykiwali te dwa proste słowa swoim przełożonym.Vittolini rozłączył się i sięgnął po nie dopitą szklankę koktajlu.Meldunek Trentawzbudził w nim podejrzenie.Działko udarowe było na wyposażeniu podległych musłużb, ale też dysponowały nim siły zbrojne.Czyżby ktoś chciał sprzątnąć Nordmanna,zanim ten przyzna się do winy? Czyżby ktoś jeszcze włączył się do gry? Odkąd WysokaRada oddała pod jego rozkazy Czarny Batalion, poczuł się pewniej.Było trochę dysku-sji, jak zwykle wśród tych starców, ale przecież Vittolini był jedynym kandydatem, którymógłby po śmierci Generała poprowadzić Czarny Batalion.Coraz częstsze dezer-cje żołnierzy ze skażonej strefy postawiły pod znakiem zapytania zaufanie do sił zbroj-nych.Ktoś musiał ich pilnować, zwłaszcza że dezerterzy opuszczali szeregi z bronią, któ-ra mogła narobić sporo szkód.Z raportów, które regularnie docierały do pułkownika Vittoliniego, wyłaniał się jesz-cze mglisty, lecz już dość alarmujący obraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]