[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Franciszek Kania w książce Rwanda wczoraj i dziś - zapoczątkował,wspaniale rozwinął na cały kraj i długo nim kierował ks.dr Henryk Hoser.To on, po głębokimprzeanalizowaniu encykliki Humanae vitae oraz adhortacji Familiaris consortio, postanowił uratowaćhonor chrześcijańskiej Rwandy, zapobiegając nieludzkiemu mordowaniu dzieci nienarodzonych" (s.110).Henryk Hoser - pallotyn, przez 21 lat w Rwandzie, także jako tzw.wysłannik papieski (podnieobecność w Kigali nuncjusza apostolskiego) - dziś jest arcybiskupem diecezji warszawsko-praskiej.Poprosiłem arcybiskupa o rozmowę.Zapytałem o Rwandyjską Akcję Rodzinną.Spytałemrównież: Czy i dlaczego Kościół w Rwandzie faworyzuje Hutu? Czy postawa rwandyjskiego Kościołakatolickiego mogła sprzyjać ludobójstwu? Co w kwietniu 1994 roku stało się na Gikondo, któreksiądz biskup świetnie zna? Czy mieszkający tam pallotyni mogli się wtedy zachować inaczej? Czymogli się zachować inaczej, kiedy z ucieczki wrócili? Czy katoliccy księża brali udział wludobójstwie 1994? Czy w latach dziewięćdziesiątych x x wieku w Rwandzie było jedno, czy dwaludobójstwa? Czy Kościół katolicki neguje ludobójstwo 1994? Co księdzu wiadomo o ukrywaniuprzez Watykan duchownych ludobójców? Czy ksiądz arcybiskup pomagał w ich ewakuacji zRwandy? Dlaczego ksiądz do Rwandy już nie jezdzi? Eminencja odpowiadał przez 25 minut (tyleprzeznaczył czasu na rozmowę o ludobójstwie w Rwandzie) i na koniec zażądał: - Ale w książceproszę mnie nie cytować.spoczywa również spalona Aurorę Kirezi).Wielu wyjechało: na inne parafie w Rwandzie albo zpowrotem do Europy.- Halo, słucham.- Czy zechce siostra porozmawiać o tamtych dniach na Gikondo?- Wykluczone - mówi Elżbieta Szwarc, dziś zatrudniona w Polsce, w rezydencji biskupawarszawsko-praskiego.- Podobno siostra była tam wtedy aniołem, dawała pić konającym.- O Rwandzie rozmawiać nie będę.Tamtej soboty na Gikondo, dziewiątego kwietnia, ludzie od świtu kryli się w kościele i w budynkachobok.Wiemy to na przykład z tekstu księdza Stanisława Filipka: ludność, która czuła się zagrożona,zwłaszcza Tutsi, zaczęła uciekać lub szukać schronienia przy parafii.Całe centrum przyparafialnebyło wypełnione ludzmi"5.Bo dzień wcześniej Interhamwe sprawdzali całą dzielnicę, ulica po ulicy,dom po domu.Trafili na Tutsi - cięli.Sprawdzali i domy Hutu, by upewnić się, że żaden zdrajca nieukrył karalucha.Ludzie wiedzieli, co się zaczyna, bo nie raz, nie dwa na Gikondo ci z Interhamwezabijali Tutsi.Ostatni raz w lutym - czterdzieści osób.Osiemnaścioro dzieci z ich ręki zostało wtedysierotami.Niedługo tęskniły za mamą i tatą.Półtora miesiąca.Mordercy znalezli je wszystkie wszkole.I ścięli.W piątek, ósmego kwietnia.Więc z piątku na sobotę do kościoła przybiegło wieluwystraszonych Tutsi z całej okolicy.Księża wiedzieli, co się szykuje, i na noc zostawili otwartewrota.Relacje z tego, co się tu wtedy działo, są rozbieżne.Generał Romeo Dallaire, Kanadyjczyk, wówczaskomendant sił ONZ w Rwandzie (u NA MIR) twierdzi, że ludzie nie przyszli do kościoła z własnejwoli.Nocą żandarmeria szła od drzwi5 Filipek, Zamiast., s.290.do drzwi.Sprawdzano dokumenty i tak wyselekcjonowanych Tutsi - mężczyzn, kobiety i dzieci - dokościoła doprowadzono.Księża i dwaj żołnierze UNAMIR (mieszkali na terenie zgromadzenia) zaalarmowani krzykami, natychmiast przybiegli pod drzwi kościoła.I w wejściu ich zatrzymano.Przyparto do ściany, przyłożono lufy do gardeł.I kazano patrzeć, jak żandarmi zbierają od ludzidowody osobiste, palą je.A potem witają Interhamwe i przekazują im ofiary gotowe do zabicia".Wygląda to tak, jakby wszystko działo się nocą.Generała Romea Dallaire nie było wtedy naGikondo.Przebieg zdarzeń na terenie kościoła zna z drugiej ręki.Z jego relacji wynika, że najgorszestało się wewnątrz świątyni: szli od ławki do ławki, machając maczetami.Niektórzy umierali odrazu, a inni, okrutnie pokaleczeni, błagali o życie dla siebie albo dla swych dzieci.Nikt nie zostałpominięty.Ciężarnej kobiecie wypruto wnętrzności, wyjęto z niej płód.Kobiety cierpiały szczególnemęki.Mężczyzn uderzano w głowy.Umierali natychmiast albo konali w powolnej agonii.Genitaliabyły ulubionym celem oprawców.%7ładnej litości, wahania, żadnego współczucia.Księża i żołnierzeUNAMIR Z lufami przy szyjach, ze łzami w oczach i z krzykiem umierających w uszach prosiliżandarmów o życie dla ofiar.Na to żandarmi szturchnięciami luf podnosili im głowy.Aby bylilepszymi świadkami horroru"6.Generał Romeo Dallaire myli się przynajmniej w kilku szczegółach.Podobnie jak brat Piotr, któregoświadectwo zanotowałem niedługo po moim przylocie do Rwandy.W kościele nie było zwłok.A jużna pewno kościół nie był ich pełny.Bo ludzi zabijano przed budynkiem.I to w świetle dnia, dopołudnia, nie nocą.Wiadomo to z relacji napisanej przez księdza Stanisława Filipka: rano naGikondo, jak zwykle była odprawiona Msza święta w kościele, który był prawie6 Romeo Dallaire, Shake hands with the devil, s.280.w całości wypełniony ludzmi.Po Mszy św.rozpoczęła się adoracja Najświętszego Sakramentu ispowiedz.W międzyczasie usłyszeliśmy strzały i przy drzwiach wejściowych do kościoła padłzastrzelony nieznany nam mężczyzna, a potem do Kościoła wpadło wojsko.Wszyscy zaczęli uciekaćw kierunku ołtarza, na którym był wystawiony w monstrancji Najświętszy Sakrament.Wojskozmusiło wszystkich do opuszczenia kościoła"7.Ksiądz Stanisław Filipek, zanim skończył ze mną rozmowę, powiedział jeszcze jedno ważne zdanie:- W kościele był wystawiony Najświętszy Sakrament, więc ludzi wyprowadzono na zewnątrz.Więc?Więc chodziło o to, by zabijać nie przed Najświętszym Sakramentem, ale po drugiej stronie drzwi?Tam tego Chrystus nie widział? Ktoś to z mordercami wytargował? Ksiądz Filipek kończy rozmowę:- Wszystko napisałem w książce To ty, Emmo?Tekst księdza Filipka: %7łołnierze, zganiając ludzi przed kościół, zaczęli się wycofywać, a wtedyrozwścieczone grupy Interhamwe zaczęły przeskakiwać przez ogrodzenie naszej posiadłości i zróżnych stron osaczać ludzi zgromadzonych wokół kościoła.Zaczęła się wielka panika i ucieczka.Gdzie kto mógł, próbował się schronić.Porwałem ze sobą chłopca, ale mnie pchnięto i przewracającna ziemię, wydarto mi go z ręki.Obleciał mnie wielki strach, nie miałem odwagi wrócić do kościoła,gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament.Zdesperowany przeczołgałem się na teren naszegodomu.Zaś wokół kościoła zaczęła się rzez niewinnych, również dzieci.Trwało to ponad 2 godziny.Dochodziły do nas tylko jęki, co jeszcze bardziej powiększało trwogę, co będzie z nami"8.7 Filipek, Zamiast., s.291.8 Filipek, Zamiast., s.292.Wszystko to widzieli dwaj żołnierze UNAMIR.Generał Dallaire nie podaje ich nazwisk.Ale już jeznam9.To Polacy.Pierwszy nazywa się Jerzy Mączka i teraz mieszka w Oksfordzie.Niedługo go tamodwiedzę.A drugiego w Krakowie.Ma na imię Ryszard, jest emerytowanym pułkownikiem.Wahasię, nie jest pewien, czy chce o Gikondo rozmawiać.A po co? A kto za tym stoi? Prosi, by - czy sięzgodzi na rozmowę, czy nie - jego nazwiska w książce nie ujawniać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]