[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej samej chwili zbliżył się Kali i ukazując ręką na kępę drzewrzekł: Panie wielki, oto tam wieś murzyńska, a tu kobiety pracują przymanioku.Czy mam podjechać ku nim? Podjedziemy razem odpowiedział Staś i wówczas powieszim, że przybywamy jako przyjaciele. Wiem, panie, co im powiedzieć zawołał z wielką pewnościąsiebie młody Murzyn.I zwróciwszy konia ku pracującym, złożył dłonie koło ust i jąłkrzyczeć:253 Yambo, he! yambo sana!Na ten głos zajęte okopywaniem manioku kobiety zerwały się istanęły jak wryte, ale trwało to tylko jedno mgnienie oka, następniebowiem porzuciwszy w popłochu motyki i kobiałki, poczęły zwrzaskiem uciekać ku owym drzewom, wśród których kryła się wieś.Mali podróżnicy zbliżali się wolno i spokojnie.W gęstwinierozległo się wycie kilkuset głosów, po czym zapadła cisza.Przerwałją wreszcie głuchy, ale donośny huk bębna, który nie ustawał jużpózniej ani na chwilę.Było to widocznie hasło do boju dla wojowników, albowiemprzeszło trzystu ich wysunęło się nagle z gęstwiny.Wszyscy ustawilisię w długi szereg przed wioską.Staś zatrzymał Kinga w odległościstu kroków i począł im się przypatrywać.Słońce oświecało ichdorodne postacie, szerokie piersi i silne ramiona.Uzbrojeni byli włuki i włócznie.Naokół bioder mieli krótkie spódniczki z wrzosów, aniektórzy ze skór małpich.Głowy ich zdobiły pióra strusie, papuglub wielkie peruki zdarte z czaszek pawianów.Wyglądaliwojowniczo i groznie, ale stali nieruchomie w milczeniu, albowiemzdumienie ich nie miało wprost granic i potłumiło chęć do boju.Wszystkie oczy wlepione były w Kinga, w biały palankin i wsiedzącego na karku słonia białego człowieka.A jednakże słoń nie był dla nich zwierzęciem nie znanym.Przeciwnie! żyli oni pod ciągłą przemocą słoni, których całe stadawyniszczały nocami ich pola maniokowe oraz plantacje bananów ipalm dum.Ponieważ włócznie i strzały nie przebijały skórysłoniowej, biedni Murzyni walczyli ze szkodnikami za pomocą ognia,za pomocą krzyków, naśladowania głosów kogucich, kopania dołów iurządzania pułapek z pni drzewnych.Ale tego, by słoń stał sięniewolnikiem człowieka i pozwalał sobie siedzieć na karku, nikt znich nigdy nie widział i żadnemu podobna rzecz nie chciała się wgłowie pomieścić.Toteż widok, jaki mieli przed sobą, tak daleceprzechodził wszelkie ich pojęcia i wyobrażenia, że sami niewiedzieli, co im wypada czynić: walczyć czy uciekać, gdzie oczyponiosą, choćby przyszło pozostawić wszystko na wolę losu.Więc w niepewności, trwodze i zdumieniu szeptali tylko wzajemdo siebie: O matko! co to za stworzenia przychodzą do nas i co nas czekaz ich ręki?254A wtem Kali, podjechawszy do nich na rzut włóczni, stanął wstrzemionach i począł wołać: Ludzie, ludzie! słuchajcie głosu Kalego, syna Fumby, potężnegokróla Wa-himów znad brzegów Bassa-Narok, o, słuchajcie,słuchajcie! i jeśli rozumiecie jego mowę, uważajcie na każde jegosłowo! Rozumiemy! zabrzmiała odpowiedz z trzystu ust. Niechaj wystąpi wasz król, niech powie imię swoje i niechotworzy uszy i wargi, aby mógł słyszeć lepiej! M Rua! M Rua! poczęły wołać liczne głosy.M Rua wysunął się przed szereg, ale nie więcej niż na trzy kroki.Był to stary już Murzyn, wysoki i silnie zbudowany, lecz niegrzeszący widocznie zbytnią odwagą, gdyż łydki tak drżały pod nim,że musiał wbić ostrze dzidy w ziemię i oprzeć się na drzewcu, byutrzymać się na nogach.Za jego przykładem i inni wojownicy powbijali również dzidy wziemię na znak, że chcą wysłuchać spokojnie słów przybysza.A Kali podniósł jeszcze głos: M Ruo i wy, ludzie M Ruy! Słyszeliście, że mówi do was synkróla Wa-himów, którego krowy pokrywają tak gęsto góry kołoBassa-Narok, jak mrówki pokrywają ciało zabitej żyrafy.A cóżpowiada Kali, syn króla Wa-himów? Oto zwiastuję wam wielką iszczęśliwą nowinę, że przybywa do waszej wsi dobre Mzimu!Po czym zawołał jeszcze głośniej: Tak jest.Dobre Mzimu i Ooo!Z ciszy, jaka zapadła, można było zmiarkować, jak niezmiernewrażenie sprawiły słowa Kalego.Zakołysała się fala wojowników,albowiem jedni, parci ciekawością, posunęli się o parę krokównaprzód, drudzy cofnęli się z trwogi.M Rua oparł się obu rękoma nawłóczni i czas jakiś trwało głuche milczenie.Dopiero po chwiliszmer przebiegł szeregi i pojedyncze głosy poczęły powtarzać: Mzimu! , Mzimu! , a tu i ówdzie ozwały się okrzyki: Yancig,yancig! wyrażające zarazem cześć i powitanie.Lecz głos Kalego zapanował znów nad szmerem i okrzykami: Patrzcie i cieszcie się! Oto dobre Mzimu siedzi tam, w tej białejchacie na grzbiecie wielkiego słonia, a wielki sloń słucha go, jakniewolnik słucha pana i jak dziecko słucha matki.O! ani wasiojcowie, ani wy nie widzieliście nic podobnego. Nie widzieliśmy! yancig! yancig!.255I oczy wszystkich wojowników zwróciły się na chatę , czyli napalankin.A Kali, który w czasie lekcji religii na Górze Lindego dowiedziałsię, że wiara porusza góry, i był głęboko przekonany, że modlitwabiałej bibi może wszystko wyjednać u Boga, tak dalej i z zupełnąszczerością opowiadał o dobrym Mzimu: Słuchajcie! słuchajcie! Dobre Mzimu jedzie na słoniu w tęstronę, w której słońce wstaje za górami z wody; tam dobre Mzimupowie Wielkiemu Duchowi, by przysłał wam chmury, a te chmurybędą w czasie suszy polewały deszczem wasze proso, wasz maniok,wasze banany i trawy w dżungli, abyście mieli dużo do jedzenia i abywasze krowy miały dobrą paszę i dawały gęste i tłuste mleko.Czychcecie dużo jedzenia i mleka, o, ludzie? He! chcemy, chcemy!.I dobre Mzimu powie Wielkiemu Duchowi, by przysłał wamwiatr, który wywieje z waszej wsi tę chorobę, co zmienia ciało wplaster miodu.Czy chcecie, by on ją wywiał, o, ludzie? He! niech ją wywieje!.I Wielki Duch na prośbę dobrego Mzimu obroni was odnapaści i od niewoli, i od szkód w waszych polach.:.i od lwa, i odpantery, i od węża, i od szarańczy. Niech tak uczyni. Więc teraz słuchajcie jeszcze i patrzcie, kto siedzi przed chatąmiędzy uszyma strasznego słonia.Oto siedzi tam bwana kubwa biały pan wielki i mocny, którego boi się słoń. He!.Który ma w ręku piorun i zabija nim złych ludzi. He!.Który zabija lwy. He!.Który wypuszcza węże ogniste. He!.Który łamie skały. He!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]