[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samaś mi dała prawo -nie czyń mnie banitem!.Nie wiedział nieszczęsny pan Michał, że jest prawo większe i starsze od wszelkich ludzkich, na mocyktórego serce za miłością tylko iść musi i idzie, a które kochać przestaje, to już tym samym najgłębszegowiarołomstwa się dopuszcza, choć często tak niewinnie, jak niewinnie gaśnie lampa, w której się olejwypalił.Więc nie wiedząc o tym Wołodyjowski za kolana Krzysię objął i prosił, i błagał, a ona odpowiadała mutylko potokami łez, bo właśnie już sercem odpowiedzieć nie mogła.- Krzysiu - rzekł wreszcie, wstając, rycerz - we łzach twoich szczęśliwość moja utonąć może, a ja cię nieo to, jeno o ratunek proszę!- Nie pytaj mnie waćpan o racje! - odrzekła łkając Krzysia - nie pytaj o przyczyny, bo to już tak być musii inaczej być nie może.Nie wartam takiego, jak waćpan, człowieka i nigdy nie byłam warta.Wiem, jakąwaćpanu krzywdę czynię, i to mnie boli tak okrutnie, że ot! rady dać sobie nie mogę!.Ja wiem, że tokrzywda.O Boże wielki, serce się kraje! Wybacz waćpan, nie opuszczaj mnie w gniewie, odpuść, nieprzeklinaj!To rzekłszy Krzysia rzuciła się przed Wołodyjowskim na kolana.- Wiem, że cię krzywdzę, ale łaski waćpanowej i zmiłowania proszę! Tu ciemna główka Krzysi schyliła sięaż do podłogi.Wołodyjowski podniósł w jednej chwili przemocą biedną płaczkę i posadził ją na powrót nasofie, sam zaś począł chodzić jak błędny po komnacie.Czasami stawał nagle i pięści do skroniprzykładał, to znów chodził, na koniec stanął przed Krzysią.- Zostawże sobie czas, a mnie jakowąś nadzieję - rzekł.- Pomyśl; że i ja nie z kamienia.Czemu mirozpalone żelazo bez żadnej litości przykładasz? Toż choćbym nie wiem jak był cierpliwy, przecie gdyskóra zasyczy, to i mnie boleść przejmie.Jać nie umiem nawet powiedzieć, jak mi boleśno.Dalibóg,nie umiem!.Prostak, widzisz, jestem i lata w wojnie zeszły.O dla Boga! O Jezu miły! W tej samejizbie my się kochali! Krzychna! Krzychna! Myślałem, że po wiek będziesz moja, a teraz nic, nic! Co się ztobą stało? Kto ci serce odmienił? Krzysiu, toćże ja ten sam!.I tego nie wiesz, że dla mnie to gorszycios niż dla innego, bom ja już jedno kochanie stracił.Jezu, co ja jej powiem, żeby jej serce poruszyć?.Człek się tylko męczy, i tyle.Ostawże mi choć nadzieję! Nie odbieraj wszystkiego od razu!.Krzysia nie odrzekła nic, tylko łkanie wstrząsało nią coraz większe, mały rycerz zaś stał przed niąhamując z początku żal, a potem gniew straszny i dopiero gdy go w sobie złamał, powtórzył:- Ostawże mi choć nadzieję! Słyszysz?- Nie mogę, nie mogę! - odpowiedziała Krzysia.Na to pan Wołodyjowski poszedł do okna i głowę do zimnej szyby przyłożył.Długi czas stał tak bezruchu, na koniec odwrócił się i postąpiwszy parę kroków ku Krzysi rzekł bardzo cicho:- Bądz waćpanna zdrowa! Nic tu po mnie.Oby ci było dobrze, jako mnie będzie zle! Wiedz o tym, że ciusty zaraz odpuszczam, a jak Bóg da, to ci i sercem odpuszczę.Miej jeno więcej miłosierdzia nad mękąludzką i drugi raz nie przyrzekaj.Nie ma co gadać, nie wynoszę szczęścia z tych progów!.Bądz zdrowa!To rzekłszy ruszył wąsikami, skłonił się i wyszedł.W przyległej komnacie zastał oboje stolnikostwo iZagłobę, którzy porwali się zaraz, jakby chcąc wypytywać, ale on tylko ręką machnął.- Na nic wszystko! - rzekł.- Ostawcie mnie w spokoju!.Z tej komnaty wąski korytarzyk prowadził dojego izby; w korytarzyku owym, przy schodach do panieńskiej kwatery, Basia zastąpiła małemurycerzowi drogę.86- Niech waćpana Bóg pocieszy i odmieni Krzysine serce! - zawołała drgającym od łez głosem.On przeszedł mimo, nawet nie spojrzawszy na nią, nie powiedziawszy ni słowa.Nagle porwał go gniewszalony, gorycz wezbrała w piersi, więc zawrócił się i stanął przed niewinną Basią ze zmienioną i pełnąszyderstwa twarzą.- Przyrzecz waćpanna Ketlingowi rękę - rzekł chrapliwie - rozkochaj go, a potem podepcz, rozedrzyj muserce i idz do klasztoru!- Panie Michale! - zawołała ze zdumieniem Basia.- Wygódz sobie, zakosztuj pocałowań, a potem idz pokutować!.Bodaj was zabito!.Tego było już Basi zanadto.Bóg jeden wiedział, ile było zaparcia się siebie w tym życzeniu, jakieWołodyjowskiemu wypowiedziała, by Bóg odmienił Krzysine serce - i za to spotykało ją niesłuszneposądzenie, szyderstwo, obelga w chwili właśnie, w której byłaby oddała krew, by pocieszyćniewdzięcznika.Więc wzburzyła się w niej natychmiast prędka jak płomień duszka, policzki zapałały, rozdęły się różowenozdrza i bez chwili namysłu zawołała potrząsając płową czupryną:- Wiedz waćpan, że dla Ketlinga nie ja idę do klasztoru! To rzekłszy skoczyła na schody i znikła sprzedoczu rycerza.A on stanął jak słup kamienny, potem zaczął wodzić rękoma po twarzy i przecierać sobieoczy na kształt człowieka, który się budzi ze snu.Wtem zabiegł krwią, chwycił się za szablę i zakrzyknąłstrasznym głosem:- Gorze zdrajcy!I w kwadrans pózniej pędził do Warszawy, aż wiatr wył mu w uszach, aż grudki ziemi leciały stademspod kopyt jego konia.ROZDZIAA XIXUjrzeli go odjeżdżającego stolnikostwo, a także pan Zagłoba, i niepokój ogarnął wszystkie serca, więcpytali się wzajemnie oczyma, co się stało i dokąd jedzie?- Boże wielki! - zawołała pani stolnikowa - jeszcze gdzie na Dzikie Pola ruszy i nie ujrzę go więcej wżyciu!- Albo w klasztorze za przykładem tamtej błaznicy się zamknie! - rzekł zdesperowany pan Zagłoba.- Tu trzeba radzić! - dodał stolnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]